Wciąż słabo wychodzi nam zwiedzanie Szwajcarii (nie liczę wędrówek po dalszych i bliższych górkach/pagórkach), ale za to świetnie odkrywamy smaczki w państwach ościennych :)
Tym razem- przy okazji moich zbliżających się urodzin- postanowiliśmy spędzić weekend w krainie piwem i schnapsem płynącej :) Powód wycieczki był jeszcze jeden- chcieliśmy w końcu porządnie przetestować nasz najświeższy wydatek, czyli używane Volvo nabyte od jednego, całkiem przyzwoitego Szwajcara (anegdotka- po dokonaniu transakcji, trzymając już kluczyki w stacyjce, Miguel zapytał z wrodzonej Hiszpanom- i Polakom też- nieufności do kupowania rzeczy używanych: "No dobra, a teraz powiedz mi proszę szczerze, co jest nie tak z tym samochodem?"-na co sprzedający zareagował ciężkim szokiem i zaklinaniem na wszystkie świętości, że auto śmiga jak ta lala, co zresztą okazało się prawdą:)
Test wypadł znakomicie, a nawet udało się zrobić pierwsze zdjęcie autka, o czym poniżej....
Test wypadł znakomicie, a nawet udało się zrobić pierwsze zdjęcie autka, o czym poniżej....
Robimy zatem weekendową rundkę po Niemczech- kraju niezbyt docenianym przeze mnie przez długie lata. Zdanie zmieniłam dopiero w trakcie rowerowej podróży z Oslo do Polski, kiedy przejechałam przez piękne, zabytkowe miasta na północy: Flensburg, Lubekę, Schwerin. Tak, Niemcy potrafią oczarować i na pewno nie będziemy się nudzić...
Tym razem planujemy zobaczyć malutkie Ulm, odwiedzić znajomych w Norymberdze, a w drodze powrotnej zahaczyć o jeden z największych aquaparków w Europie. Melduję- wykonano w 100%!
Ulm to miasteczko na kilkugodzinny spacer, "starówkę" można spokojnie obejść w jedno popołudnie (piszę w cudzysłowie, bo stare miasto zostało niemal doszczętnie zniszczone w czasie nalotu aliantów w 1944 r.). Co warto zobaczyć?
Fischerviertel- czyli Rybacką Dzielnicę, położoną nad kanałami uchodzącymi do Dunaju, zamieszkałą niegdyś przez rzemieślników związanych z rybołówstwem. Przyglądamy się urokliwym domom szachulcowym, z których najsłynniejszy Schiefes Haus (Krzywy Dom) pochodzi z 1500 r. i wygląda, jakby to o nim SDM napisało piosenkę "Pod kątem ostrym" :)
Całość okalają mury obronne, częściowo zamienione na promenadę, dobre miejsce na spacer czy drinka w jednej z wielu knajpek. My skusiliśmy się na bardziej ekskluzywną restaurację w głębi dzielnicy- Zur Forelle- cenią się, ale stoliki znajdują się w pięknym zaułku, a lunch był smaczny (polecam talerz przystawek i zupę z maultaschen, czyli lokalnymi mięsnymi pierożkami).
Ulmer Münster- nawet nie wiedziałam, że Ulm może poszczycić się najwyższą wieżą kościelną na świecie. Na szczyt miejskiej katedry prowadzi 768 schodów, a z jej czubka znajdującego się na 161,53 metrach wysokości ponoć w dobry dzień widać Alpy. Ponoć, bo nam- przyznaję bez bicia- nie chciało się wspinać... Zwiedziliśmy tylko olbrzymią katedrę w środku.
Ratusz- pięknie i bogato zdobiony budynek, z malowidłami i zegarem astronomicznym, tuż przy głównym placu Ulm, nie sposób pominąć.
Warto także odnaleźć fontannę z podobizną najsłynniejszego ulmianina- Alberta Einsteina, który właśnie w Ulm się urodził.
W Ulm można zobaczyć znacznie więcej- Muzeum Chleba. Dom Przysięgi (kolebkę miejskiej konstytucji), wszechobecne figurki wróbli... Nasze zwiedzanie miast bardzo często polega po prostu na spacerowaniu uliczkami i chłonięciu atmosfery danego miejsca. To nam zwykle wychodzi najlepiej. No i oczywiście dużą wagę przywiązujemy do lokalnego jedzonka- a potem waga się odpłaca i też pokazuje ZA DUŻO :)
W Ulm mieliśmy ochotę na schabowego i trafiliśmy do absolutnego schabowego raju. Knajpa "Zum Schatten"- daleko poza centrum miasta- specjalizuje się tylko w dwóch daniach: dużym kotlecie i BARDZO dużym kotlecie :) OK, mają jeszcze inne pozycje w menu, ale tam przychodzi się na schaboszczaka z frytkami (lub sałatką, lub kluskami spätzle). Lokalsi wiedzą, co dobre- wszystkie miejsca były zajęte, ale udało nam się zjeść przy barze. Pyszne! A potem- z wyrzutów sumienia i w ramach spalania kalorii- wracaliśmy do miasta prawie godzinę na piechotę :)
Polecam Ulm na relaksujący jednodniowy wypad. Uważajcie tylko na niemieckich drogach! Takiego natężenia radarów nie widziałam nawet w Szwajcarii. Jak wspomniałam, udało nam się załapać na pierwszą fotę naszego auta :) Przy wjeżdżaniu do jednej wioski limit prędkości nieoczekiwanie zmienił się z 50 do 30 km/h, z dopisanymi godzinami nocnymi, co niestety nas zmyliło i nie zwolniliśmy na czas. A zaraz potem cyk! Czekamy "z utęsknieniem" na ten suvenir.
Tym razem planujemy zobaczyć malutkie Ulm, odwiedzić znajomych w Norymberdze, a w drodze powrotnej zahaczyć o jeden z największych aquaparków w Europie. Melduję- wykonano w 100%!
ULM- z wizytą u Einsteina
Ulm to miasteczko na kilkugodzinny spacer, "starówkę" można spokojnie obejść w jedno popołudnie (piszę w cudzysłowie, bo stare miasto zostało niemal doszczętnie zniszczone w czasie nalotu aliantów w 1944 r.). Co warto zobaczyć?
Fischerviertel- czyli Rybacką Dzielnicę, położoną nad kanałami uchodzącymi do Dunaju, zamieszkałą niegdyś przez rzemieślników związanych z rybołówstwem. Przyglądamy się urokliwym domom szachulcowym, z których najsłynniejszy Schiefes Haus (Krzywy Dom) pochodzi z 1500 r. i wygląda, jakby to o nim SDM napisało piosenkę "Pod kątem ostrym" :)
Całość okalają mury obronne, częściowo zamienione na promenadę, dobre miejsce na spacer czy drinka w jednej z wielu knajpek. My skusiliśmy się na bardziej ekskluzywną restaurację w głębi dzielnicy- Zur Forelle- cenią się, ale stoliki znajdują się w pięknym zaułku, a lunch był smaczny (polecam talerz przystawek i zupę z maultaschen, czyli lokalnymi mięsnymi pierożkami).
Ulmer Münster- nawet nie wiedziałam, że Ulm może poszczycić się najwyższą wieżą kościelną na świecie. Na szczyt miejskiej katedry prowadzi 768 schodów, a z jej czubka znajdującego się na 161,53 metrach wysokości ponoć w dobry dzień widać Alpy. Ponoć, bo nam- przyznaję bez bicia- nie chciało się wspinać... Zwiedziliśmy tylko olbrzymią katedrę w środku.
Ratusz- pięknie i bogato zdobiony budynek, z malowidłami i zegarem astronomicznym, tuż przy głównym placu Ulm, nie sposób pominąć.
Warto także odnaleźć fontannę z podobizną najsłynniejszego ulmianina- Alberta Einsteina, który właśnie w Ulm się urodził.
W Ulm można zobaczyć znacznie więcej- Muzeum Chleba. Dom Przysięgi (kolebkę miejskiej konstytucji), wszechobecne figurki wróbli... Nasze zwiedzanie miast bardzo często polega po prostu na spacerowaniu uliczkami i chłonięciu atmosfery danego miejsca. To nam zwykle wychodzi najlepiej. No i oczywiście dużą wagę przywiązujemy do lokalnego jedzonka- a potem waga się odpłaca i też pokazuje ZA DUŻO :)
W Ulm mieliśmy ochotę na schabowego i trafiliśmy do absolutnego schabowego raju. Knajpa "Zum Schatten"- daleko poza centrum miasta- specjalizuje się tylko w dwóch daniach: dużym kotlecie i BARDZO dużym kotlecie :) OK, mają jeszcze inne pozycje w menu, ale tam przychodzi się na schaboszczaka z frytkami (lub sałatką, lub kluskami spätzle). Lokalsi wiedzą, co dobre- wszystkie miejsca były zajęte, ale udało nam się zjeść przy barze. Pyszne! A potem- z wyrzutów sumienia i w ramach spalania kalorii- wracaliśmy do miasta prawie godzinę na piechotę :)
Polecam Ulm na relaksujący jednodniowy wypad. Uważajcie tylko na niemieckich drogach! Takiego natężenia radarów nie widziałam nawet w Szwajcarii. Jak wspomniałam, udało nam się załapać na pierwszą fotę naszego auta :) Przy wjeżdżaniu do jednej wioski limit prędkości nieoczekiwanie zmienił się z 50 do 30 km/h, z dopisanymi godzinami nocnymi, co niestety nas zmyliło i nie zwolniliśmy na czas. A zaraz potem cyk! Czekamy "z utęsknieniem" na ten suvenir.
Nad pięknym modrym Dunajem
Rybacka dzielnica Fischerviertel
Słynny Krzywy Dom
Restauracja w dzielnicy rybackiej
Najpierw lekka przystawka w centrum...
... a potem półmetrowy schaboszczak na obrzeżach :)
Spacer murami miejskimi
Budynek Ratusza
Ulmer Munster
NORYMBERGA
NORYMBERGA
Miałam już przyjemność zwiedzić Norymbergę, lubię to miasto. Nieśpiesznie przemierzamy Königstrasse, główny deptak prowadzący do cesarskiego zamku Kaiserburg. Zaglądamy do Zaułka Rzemieślników Handwerkerhof pełnego sklepików z rękodziełem (i chińszczyzną też). Mijamy główny plac Hauptmarket z gotyckim kościołem Frauenkirche i targowiskiem, gdzie właśnie odbywa się jarmark wielkanocny. Miguel pociera złoty krążek u zabytkowej studni, na szczęście. Wspinamy się na zamkowe wzgórze, a na koniec spaceru wędrujemy na Tiergärtnerplatz- nasze odkrycie dnia! Teraz już wiemy, gdzie się podziali ci wszyscy piwosze, których spodziewaliśmy się w okolicach głównego targowiska- bo jak to tak? Niemcy, jarmark i piwa nie ma?... :) A oni tutaj- w promieniach wiosennego słońca, siedzący na rozgrzanym bruku i donoszący co chwilę pieniste kufle. Sielanka :)
Postanowiliśmy przysiąść się do tej wesołej gromadki (w myśl zasady "rób, to co miejscowi i nie zadawaj pytań"). A potem dołączyli jeszcze Gawcio i Jessi- moi znajomi, którzy gościli mnie w Norymberdze ostatnim razem, podczas podróży rowerem do Zurychu. Popołudnie upłynęło na zajadaniu się lokalnymi specjałami i rozmowach do późnego wieczora. Może kiedy przyjadę tu trzeci raz, zwiedzę w końcu miasto należycie :)
A w urodzinowy poniedziałek- lekko niedospani i zmęczeni weekendowym tripem- postanowiliśmy zregenerować się w Termach Erding niedaleko Monachium, które zdecydowanie polecam. Niestety, mieliśmy tylko czas i siłę na skorzystanie z części saunowo-relaksacyjnej, ale na pewno wrócimy tu jeszcze pozjeżdżać na tych wszystkich szalonych ślizgawkach- trzy godziny to za mało!
Postanowiliśmy przysiąść się do tej wesołej gromadki (w myśl zasady "rób, to co miejscowi i nie zadawaj pytań"). A potem dołączyli jeszcze Gawcio i Jessi- moi znajomi, którzy gościli mnie w Norymberdze ostatnim razem, podczas podróży rowerem do Zurychu. Popołudnie upłynęło na zajadaniu się lokalnymi specjałami i rozmowach do późnego wieczora. Może kiedy przyjadę tu trzeci raz, zwiedzę w końcu miasto należycie :)
A w urodzinowy poniedziałek- lekko niedospani i zmęczeni weekendowym tripem- postanowiliśmy zregenerować się w Termach Erding niedaleko Monachium, które zdecydowanie polecam. Niestety, mieliśmy tylko czas i siłę na skorzystanie z części saunowo-relaksacyjnej, ale na pewno wrócimy tu jeszcze pozjeżdżać na tych wszystkich szalonych ślizgawkach- trzy godziny to za mało!
Ekipa z Norymbergi
Tiergartnerplatz
Pocieramy na szczęście
Zamek w Norymberdze
Hauptmarket i wielkanocny jarmark
Zaułek Rzemieślników...
...czyli Handwerkerhof
Lokalne specjały- precle i bułeczki z rybą
Comments
Post a Comment