Powroty nie muszą być trudne. Jestem w domu.


W zeszłą środę skakałam ze spadochronem w Cairns. 60 sekund spadania, 6 minut lotu i nieziemska adrenalina! Ale to pikuś w porównaniu z moim następnym "skokiem"... 15 tysięcy kilometrów i dwa dni później patrzę na śnieg za oknem w moim rodzinnym Sulikowie :) Co robię w Polsce???


Na początek muszę powiedzieć- niespodzianka się udała! Mina Rodziców, kiedy ni stąd ni zowąd pojawiłam się na niedzielnym obiedzie- bezcenna! To był też jeden z głównych powodów przyjazdu- praktycznie przez ostatnie kilka miesięcy każda nasza rozmowa telefoniczna kończyła się pytaniem "Kiedy wracasz?" :) Świadoma zagrożeń, jakie niesie ze sobą ta decyzja (np. nagłe przybranie na wadze przez mamusine obiadki :) postanowiłam zaryzykować. I wróciłam. Rodzina się cieszy, a ja schudnę kiedy indziej :)

Drugim powodem, dla którego dziś marznę w moim uroczym kraju (prawie maj, a tu ciągle zima!) było... znużenie. Już w grudniu poczułam się zmęczona. Azja jest cudowna, barwna i egzotyczna, ale po kilku miesiącach podróżowania- byłam wypompowana z energii. Kolejna świątynia, pałac, muzeum- wszystko wydawało się być takie same. Najpiękniejsza plaża? Nieee, widziałam lepsze w Tajlandii. Niezwykły zachód słońca? W Birmie były podobne. Zwiedzanie przestało zaskakiwać, a nadmiar emocji i wrażeń- codziennie w innym miejscu, inni ludzie, kultura, waluta etc.- sprawił, że zatęskniłam za rutyną. Stęskniłam się za zmywaniem, kanapą, telewizorem, a nawet pracą ;). Udało się zdobyć trochę domowej atmosfery w podróży (o czym pisałam w tym poście)- ale to wciąż było za mało. Żeby w pełni doceniać i przeżywać, to co mnie spotyka w drodze- muszę podładować baterie. A Polska nadaje się do tego idealnie. Ten kraj ma cudowną właściwość- po tygodniu spędzonym tutaj, natychmiast chcesz wyjechać :) Żartuję.... może po miesiącu :)

A trzeci powód, który zwabił mnie w szpony kwietniowych mrozów, zaczyna się już w piątek. Płyniemy w rejs!!! Po zeszłorocznej żeglarskiej przygodzie (w pięknej Grecji) nie mogłam odpuścić i w tym roku. Razem z przyjaciółmi wyruszamy na Sycylię- będą żagle, wulkany, błota odmładzające i strombolenie :) A do tego pizza, pasta, wino! Nie mogę się już doczekać. Czy wspominałam już, że kocham moje życie?

Powroty nie zawsze muszą być trudne. Oczywiście, brakuje mi australijskiej swobody i słońca, a także ludzi, którzy tam zostali- ale wiem, że to wszystko mnie jeszcze spotka. Bo zapomniałam powiedzieć- TO NIE JEST KONIEC! 
Pobyt w Europie jest częścią mojej drogi. Popłynę w rejs, odwiedzę kochaną Irlandię, odsapnę chwilę w Polsce, a później....? Chyba będę musiała zmienić nazwę bloga- "From Poland to Australia" już nie będzie adekwatne :)

Pozdrawiam z domu i do usłyszenia (a nawet zobaczenia) niebawem!

Nie ma jak w domu... Ja i moje koty mamy się dobrze :)







Comments