Są takie miejsca, do których będzie się wracać choćby z końca świata... Są tacy ludzie, z którymi nawet obieranie pięciu kg cebuli ma swój urok... Są takie momenty, które zapadają w pamięć na długo...może na zawsze... Właśnie wróciłam z festiwalu Folkowisko w Gorajcu i zadaję sobie tylko jedno pytanie: "Dlaczego do cholery opuściłam poprzednie sześć edycji??"
Folkowisko to magia- w tym roku szczególnie, bo temat przewodni imprezy "Cuda wianki" zahaczał o tajemną sferę ludowych wierzeń i przesądów. I naprawdę było magicznie! Nie wiem czy to za sprawą niewielkiego Gorajca- wioski liczącej zaledwie 37 mieszkańców- czy przepięknego kawałka wschodniej Polski, którą widziałam po raz pierwszy, czy może ludzi zjeżdżających dosłownie zewsząd, by na własnej skórze poczuć niezwykłość tego miejsca... magia unosiła się w powietrzu:)
Folkowisko to dla mnie Marcin i Marina Piotrowscy- świetne, pozytywnie zakręcone polsko- estońskie małżeństwo z trójką dzieci. Poznaliśmy się jeszcze na Zielonej Wyspie, pracowaliśmy razem, tańczyliśmy poloneza na paradzie w dniu Św. Patryka, Marina uczyła mnie rosyjskiego przed moim wyjazdem na wschód, a u jej rodziców w Narvie doświadczyłam niesamowitej gościnności. Marcin- człowiek instytucja- nagrodzony niedawno tytułem "Wybitny Polak" w Irlandii, robi milion projektów na raz i sypia chyba cztery godziny na dobę ;)
Nic dziwnego, że Folkowisko- organizowane przez nich w rocznicę ślubu w lipcu- charakteryzuje się mega energią! Zwykła uroczystość rodzinna, początkowo dla najbliższych i przyjaciół, zmieniła się w ciekawy i ambitny festiwal pełen warsztatów, spotkań autorskich, opowieści i dobrej muzyki.
I przede wszystkim o muzykę tu chodzi. To w Gorajcu teledysk do swojego słynnego przeboju "Siadaj, siadaj" kręcił ukraiński zespół Joryj Kłoc. Co roku na festiwalu występują artyści, których nazwiska być może nic wam nie powiedzą- ale można być pewnym jednego- będzie się działo i to dobrze! Są potupajki, ludowe tańce i przyśpiewki, najdziwniejsze intrumenty, mocne brzmienie, różnorodność i tradycja. Zakochałam się w muzyce folkowej i tym radosnym przekazie- tu mało kto "gwiazdorzy"- nawet po zejściu ze sceny koncert trwa nadal, jesteśmy po prostu folkową rodziną.
Jestem przeszczęśliwa, że w końcu udało się dotrzeć w ten odległy zakątek, tuż pod ukraińską granicę. Mówię, że Folkowisko jest magiczne, bo gdzie indziej przytrafiają się takie przygody? Dojechałam tu w czwartek w okropnym deszczu- wizja rozbijania namiotu przy tej pogodzie wydawała się ponurym żartem. I wtedy zdarzył się cud- trafiłam do ekipy wolontariuszy (przydział kuchenny) i nie dość, że miałam przyjemność pracować ze wspaniałą polsko- czesko- ukraińską załogą, to jeszcze dostałam łóżko w dormie! No i przecież wszyscy wiedzą, że najlepsze imprezy są w kuchni :)
Cudów było więcej- na drugi dzień wyszło słońce i zostało z nami do końca :) Dojechał też mój kolega Tadek z Poznania, którego spotkałam dwa lata temu jadąc na stopa, zaprzyjaźniłam się z Ewą (poznałyśmy się tutaj, ale mamy wspólnych znajomych w Irlandii) i razem stworzyliśmy fajną festiwalową paczkę. Razem wybraliśmy się na rowery, na warsztatach Ewci próbowałam nauczyć się pleść dywaniki z koszulek (bez powodzenia, mam dwie lewe ręce do robótek), razem delektowaliśmy się pyszną nalewką kawową czy biliśmy brawo, kiedy przyjechał w końcu pan od piwa w niedzielę (bo ile można czekać na otwarcie browarów?). Z Tadkiem piłowaliśmy z zapałem smyczkami (nauka gry na skrzypcach i wiolonczeli), szaleliśmy pod sceną czy po prostu wygrzewaliśmy na słoneczku...
Miałam też niewątpliwą przyjemność po raz kolejny zaprezentować swoje zdjęcia z podróży- opowieści z Azji i Australii właściwie rozpoczęły festiwal. Dziękuję za zaproszenie!
Były też dziwy i zjawiska niewytłumaczalne- bo jak inaczej nazwać wycieczkę rowerową, w czasie której spódnica wkręca się w łańcuch i żeby ją ratować muszę się rozebrać przy świeżo poznanym towarzyszu podróży? :))) Takie rzeczy tylko na Folkowisku...
A do tego masa dobrych myśli, wspólnego wysiłku, by te setki uczestników bawiły się jak najlepiej, długich rozmów i tańców do rana, folku grającego w duszy i pozytywnej energii...
Wierzę (i mam nadzieję), że spotkamy się za rok. Może przyjadę rowerem?
Folkowisko to magia- w tym roku szczególnie, bo temat przewodni imprezy "Cuda wianki" zahaczał o tajemną sferę ludowych wierzeń i przesądów. I naprawdę było magicznie! Nie wiem czy to za sprawą niewielkiego Gorajca- wioski liczącej zaledwie 37 mieszkańców- czy przepięknego kawałka wschodniej Polski, którą widziałam po raz pierwszy, czy może ludzi zjeżdżających dosłownie zewsząd, by na własnej skórze poczuć niezwykłość tego miejsca... magia unosiła się w powietrzu:)
Folkowisko to dla mnie Marcin i Marina Piotrowscy- świetne, pozytywnie zakręcone polsko- estońskie małżeństwo z trójką dzieci. Poznaliśmy się jeszcze na Zielonej Wyspie, pracowaliśmy razem, tańczyliśmy poloneza na paradzie w dniu Św. Patryka, Marina uczyła mnie rosyjskiego przed moim wyjazdem na wschód, a u jej rodziców w Narvie doświadczyłam niesamowitej gościnności. Marcin- człowiek instytucja- nagrodzony niedawno tytułem "Wybitny Polak" w Irlandii, robi milion projektów na raz i sypia chyba cztery godziny na dobę ;)
Nic dziwnego, że Folkowisko- organizowane przez nich w rocznicę ślubu w lipcu- charakteryzuje się mega energią! Zwykła uroczystość rodzinna, początkowo dla najbliższych i przyjaciół, zmieniła się w ciekawy i ambitny festiwal pełen warsztatów, spotkań autorskich, opowieści i dobrej muzyki.
I przede wszystkim o muzykę tu chodzi. To w Gorajcu teledysk do swojego słynnego przeboju "Siadaj, siadaj" kręcił ukraiński zespół Joryj Kłoc. Co roku na festiwalu występują artyści, których nazwiska być może nic wam nie powiedzą- ale można być pewnym jednego- będzie się działo i to dobrze! Są potupajki, ludowe tańce i przyśpiewki, najdziwniejsze intrumenty, mocne brzmienie, różnorodność i tradycja. Zakochałam się w muzyce folkowej i tym radosnym przekazie- tu mało kto "gwiazdorzy"- nawet po zejściu ze sceny koncert trwa nadal, jesteśmy po prostu folkową rodziną.
Jestem przeszczęśliwa, że w końcu udało się dotrzeć w ten odległy zakątek, tuż pod ukraińską granicę. Mówię, że Folkowisko jest magiczne, bo gdzie indziej przytrafiają się takie przygody? Dojechałam tu w czwartek w okropnym deszczu- wizja rozbijania namiotu przy tej pogodzie wydawała się ponurym żartem. I wtedy zdarzył się cud- trafiłam do ekipy wolontariuszy (przydział kuchenny) i nie dość, że miałam przyjemność pracować ze wspaniałą polsko- czesko- ukraińską załogą, to jeszcze dostałam łóżko w dormie! No i przecież wszyscy wiedzą, że najlepsze imprezy są w kuchni :)
Cudów było więcej- na drugi dzień wyszło słońce i zostało z nami do końca :) Dojechał też mój kolega Tadek z Poznania, którego spotkałam dwa lata temu jadąc na stopa, zaprzyjaźniłam się z Ewą (poznałyśmy się tutaj, ale mamy wspólnych znajomych w Irlandii) i razem stworzyliśmy fajną festiwalową paczkę. Razem wybraliśmy się na rowery, na warsztatach Ewci próbowałam nauczyć się pleść dywaniki z koszulek (bez powodzenia, mam dwie lewe ręce do robótek), razem delektowaliśmy się pyszną nalewką kawową czy biliśmy brawo, kiedy przyjechał w końcu pan od piwa w niedzielę (bo ile można czekać na otwarcie browarów?). Z Tadkiem piłowaliśmy z zapałem smyczkami (nauka gry na skrzypcach i wiolonczeli), szaleliśmy pod sceną czy po prostu wygrzewaliśmy na słoneczku...
Miałam też niewątpliwą przyjemność po raz kolejny zaprezentować swoje zdjęcia z podróży- opowieści z Azji i Australii właściwie rozpoczęły festiwal. Dziękuję za zaproszenie!
Były też dziwy i zjawiska niewytłumaczalne- bo jak inaczej nazwać wycieczkę rowerową, w czasie której spódnica wkręca się w łańcuch i żeby ją ratować muszę się rozebrać przy świeżo poznanym towarzyszu podróży? :))) Takie rzeczy tylko na Folkowisku...
A do tego masa dobrych myśli, wspólnego wysiłku, by te setki uczestników bawiły się jak najlepiej, długich rozmów i tańców do rana, folku grającego w duszy i pozytywnej energii...
Wierzę (i mam nadzieję), że spotkamy się za rok. Może przyjadę rowerem?
Marcin- koło napędowe Folkowiska
Z Ewcią...rusałki w wiankach
Rowerowa wyprawa do źródeł Różańca
Ukryte w lesie kapliczki
Wykręcanie spódnicy z łańcucha...
A tu mieszkają nasze Czeszki wolontariuszki :)
Cerkiew w Kowalówce
Piękne ukraińskie wycinanki na scenie
Tańczymy pod sceną!
Warsztaty ukraińskiej wycinanki
Ognisko i grill dostępne cały dzień
Zespół Panivalkova z Ukrainy
Z Tadkiem, który dotarł z Poznania!
Z Katią w sklepiku
Koło Gospodyń Wiejskich serwowało kawówkę....
Jak grać na instrumentach smyczkowych?
Studio masażu
Ekipa kuchenna po godzinach :) Wino zdobyczne!
Comments
Post a Comment