Mniej więcej raz na pół roku jesteśmy w Madrycie. Mam tam swoje miejsca, do których lubię wracać- restaurację Cazorla, gdzie serwują najlepsze smażone owoce morza, hałaśliwy, kolorowy, nieziemsko zatłoczony niedzielny pchli targ Rastro i pub Caracoles podający ślimaki w sosie z chorizo, pięciopiętrowy Primark dla wielbicieli tanich ciuchów...
Choć w Madrycie nie można się nudzić, dobrze jest także przeznaczyć trochę czasu na odkrywanie okolic stolicy Hiszpanii i zobaczenie coś nowego. Szybki rzut oka na mapę uświadomił nam, że nie byliśmy jeszcze nigdzie na wschód od Madrytu. Trzeba to naprawić- tym razem pojedziemy do Castilli La Mancha, a konkretnie do niewielkiej, ale przeuroczej Cuenki.
Wyobraź sobie osadę położoną prawie tysiąc metrów npm na stromych klifach wąwozu. Wyobraź sobie niezliczoną ilość schodów i pnących się niemalże pionowo wąskich uliczek. Wyobraź sobie malownicze zakola dwóch rzek Júcar i Huécar oplatających miasteczko. A potem dodaj do tego jedyne w swoim rodzaju domy zbudowane nad przepaścią oraz tradycyjne hiszpańskie tapas-bary serwujące lokalne przysmaki m.in. z dziczyzny. To właśnie Cuenca- zaliczana obok Toledo do najpiękniejszych miast regionu Castilla La Mancha.
Dobre buty i pod górę!
Dotarliśmy do hotelu tuż o zachodzie słońca. Zanim udało się zameldować (był akurat piątek 8-go marca i recepcjonistka raczyła udać się na strajk kobiet organizowany w mieście, o czym informowała kartka przyczepiona do drzwi :)), zapadł zmrok i nie pozostało nam nic innego jak rozpocząć zwiedzanie Cuenki w ciemnościach. Mam teorię (potwierdzoną!), iż niektóre miejsca znacznie lepiej, albo przynajmniej bardziej intrygująco, prezentują się po zmierzchu. I Cuenca do nich zdecydowanie należy...
Pierwsze kroki kierujemy ku mostowi San Pablo, z którego podziwiać można najsłynniejszą atrakcję Cuenki- casas colgadas (wiszące domy). Sam most jakimś szczególnym dziełem architektury nie jest, po zawaleniu się kamiennego oryginału, w 1902 r. wybudowano metalową konstrukcję, która dalej wygląda dość.... tymczasowo (choć znów "reguła nocy" działa i podświetlony most robi piorunujące wrażenie).
Natomiast wiszące domy...to już inna bajka. To dla nich do malutkiej Cuenki przyjeżdżają turyści z całego świata. Zbudowane w średniowieczu casas colgadas dziś są w znacznym stopniu zmodernizowane. Obecnie na klifach Cuenki stoi około 30 domów, z których najbardziej znane to tzw. Domy Królewskie (Casas del Rey) z charakterystycznymi drewnianymi balkonami. Znajduje się tu muzeum sztuki abstrakcyjnej, ale my niestety do fanów wystaw nie należymy, więc nie wiem, jak się prezentuje kolekcja :) Domy z kolei bardzo nam się podobały. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam.
Natomiast wiszące domy...to już inna bajka. To dla nich do malutkiej Cuenki przyjeżdżają turyści z całego świata. Zbudowane w średniowieczu casas colgadas dziś są w znacznym stopniu zmodernizowane. Obecnie na klifach Cuenki stoi około 30 domów, z których najbardziej znane to tzw. Domy Królewskie (Casas del Rey) z charakterystycznymi drewnianymi balkonami. Znajduje się tu muzeum sztuki abstrakcyjnej, ale my niestety do fanów wystaw nie należymy, więc nie wiem, jak się prezentuje kolekcja :) Domy z kolei bardzo nam się podobały. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam.
Punkty widokowe ze szczytu wzgórza zostawiamy sobie na jutrzejszy słoneczny dzień, teraz dajemy nura w gąszcz uliczek i docieramy do Plaza Mayor- głównego rynku miejskiego Cuenki. Czego tu nie ma! Wspaniała katedra z piękną neogotycką fasadą wzorowaną na wielkiej katedrze we francuskim Reims, barokowy budynek ratusza, różnokolorowe kamienice oraz multum kafejek, restauracji i sklepików z rękodziełem. Zatrzymujemy się tu na chwilę na piwo, ale kolację zjemy już w mniej turystycznej części miasta.
Szef kuchni poleca...
Lądujemy w "Mesón Darling", małym bistro poleconym nam w hotelu. Głód skręca kiszki, ale trzeba czekać na stolik. W końcu- po jednej herbacie, dwóch piwach i porcji świnskich uszek przy barze- zasiadamy do właściwego posiłku. Kelner złapał się za głowę, słysząc nasze zamówienie. Co zrobić, Miguel chce mi pokazać wszystkie lokalne specjały :)) Zamawiamy ajoarriero, morteruelo i revuelto de gulas, czyli pastę rybną z dorsza i ziemniaków, gulasz z dziczyzny oraz delikatny "makaronik" z surimi (dania imitującego owoce morza). Pycha, choć nie udaje się wyczyścić talerzy ...w końcu to porcja dla 4 osób. Jakimś cudem na deser znalazło się miejsce. Jedzenie to jedna z najlepszych czynności w podróży :)
Zaczarowane skały
Wiosenne słoneczko kusi, na drugi dzień jeszcze raz wędrujemy uliczkami Cuenki. Wdrapujemy się na punkt widokowy za murami starego miasta, boska panorama! Zauważamy szczegóły, które we wczorajszym mroku przegapiliśmy (np. figurę uwięzionego Jezusa w jednym z zaułków). Cuenca w brzasku dnia jest mniej tajemnicza, ale wciąż niesamowita.
A zanim wrócimy do Madrytu postanawiamy jeszcze odwiedzić La Ciudad Encantada- Zaczarowane Miasto, znajdujące się pół godziny jazdy od Cuenki, w parku naturalnym Serranía de Cuenca. To niesamowity labirynt skalny, pełen geologicznych osobliwości natury. Skały przybierają tu najdziwniejsze formy- jest krokodyl, wiadukt, maczuga, słoń, grzyby... Niezwykle fotogeniczna sceneria była wykorzystywana kilkukrotnie w produkcjach filmowych, biegał tu sam Conan Barbarzyńca i James Bond (a dokładnie Pierce Brosnan w "Jutro nie umiera nigdy".... chociaż... gdzie on nie biegał...:).
Przejście szlaku zajęło nam ponad godzinę, ponieważ skusiliśmy się na opcję z przewodnikiem (po hiszpańsku rzecz jasna :)). Warto było, choć Miguel musiał się sporo natłumaczyć. Dowiedzieliśmy się różnych ciekawostek o florze i faunie parku, a sam spacer okazał się świetnym zakończeniem tego weekendowego wypadu.
Wiszące domy i most San Pablo
Cuenca po zmroku
Katedra Santa Maria i San Julian
Jeden z najsłynniejszych wiszących domów
Ta sama ulica w nocy...
... i w brzasku dnia
Uwięziony Jezus
Panorama na stare miasto
Plaza Mayor
Dużo pod górkę!
Z widokiem na Casas Colgadas
Ajoarriero- pasta ziemniaczano-rybna
Morteruelo- gulasz z dziczyzny
Revuelto de gulas- warzywa z surimi
Nasz przewodnik w Ciudad Encantada
Niespodziankowa kolacja w Cazorli- mama Miguela nie wiedziała, że przyjeżdżamy :)
Comments
Post a Comment