Rowerem przez Czechy i Niemcy- czyli podróż "mniej egzotyczna"


Plany są od tego, by je zmieniać. Miałam się pakować do wymarzonej Ameryki Południowej, a tymczasem wsiadłam na mojego wysłużonego Stingera i popedałowałam w stronę Szwajcarii. Sulików- Praga- Pilsen- Norymberga- Monachium- czyli, jak powiedziała koleżanka- podróż "mniej egzotyczna" :) Czy rzeczywiście?

12-22 września 2017

11 dni
671.54 km
190.91 euro (z czego 117 w Monachium)



ZAPISKI Z TRASY


15 września 2017

Pozdrowienia z Pragi!! Kocham to miasto, mimo, że byłam tu tylko dwa razy i zawsze padało ;) Kiedyś oprowadzał mnie Vitek- Czech poznany w Marrakeszu. A teraz miałam przyjemność odwiedzić Kristinkę, przezabawną połowę czeskiego wsparcia festiwalu Folkowisko (druga połowa, czyli Katia czmychnęła już do Estonii na studia). Dziewczyny od kilku lat pojawiają się w Gorajcu jako wolontariuszki. Tam się poznałyśmy. 

Zupełnie inaczej zwiedza się z lokalnym przewodnikiem (i to dosłownie, bo Kristinka pracuje w City Tours, pokazując turystom miasto z pokładu czerwonego autobusu). Połaziłyśmy po starówce, dopóki deszcz i wichura nie przegoniły nas do przytulnej kawiarenki. A wcześniej była jeszcze wizyta w wege-bufecie i kieliszek burcaka (mlodego jesiennego wina, pierwszego w tym sezonie). I skąd bym o tym wiedziała, gdyby nie Kristinka? :)

Od strony towarzysko- poznawczej na razie idzie świetnie, gorzej z aspektem rowerowo- zdrowotnym ;) po prostu odwykłam... no i trochę się leniłam przez wakacje ;) teraz, kiedy zrobiłam 92 i 88 km przez dwa dni, poprawiłam pilatesem z Zuzaną (super babeczka z Mnichova, która przygarnęła mnie na ostatnią chwilę)- czuję każdy mięsień. A wczoraj- zamiast "zwiedzałam Pragę"- powinnam napisać "ledwo powłóczyłam nogami" :) szczególnie bolą mnie trzy miejsca- lewa pachwina, prawe kolano i oba nadgarstki... trzeba wybierać, gdzie kłaść nacisk :) coś mi stuka podczas jazdy, zastanawiam się, czy to rower czy   kolano :P

19 września 2017

Och...naprawdę szkoda, że nie mam czasu opisać wszystkiego jak należy. A raczej- czas mam, ale wolę go wykorzystać inaczej... np. na rozmowy z ludźmi. "Jestem zdziwiony, że jeszcze nie poprosiłaś o hasło do wifi"- powiedział przedwczoraj Lui, mój host z Tannesberg. "Zwykle od tego zaczynają wizytę moi goście". A ja właśnie nie mam ochoty na internet. Zwłaszcza, że tyle się dzieje dokoła. Lui oprowadza mnie po organicznej farmie swoich rodziców. Dwa razy dziennie trzeba wydoić krowy. Każdego dnia, przez okrągły rok. Dla mnie to atrakcja, dla nich ciężka praca. Zwiedzam wszystko- pasiekę, strych z ziarnem i wędzoną szynką, ogród, garaż z traktorami. Lui świetnie tłumaczy, na czym polega farma organiczna- żadnych pestycydów, wolny chów. Jemy obiad- podstawą diety są ziemniaki, do tego jaja i grzyby z lasu, własny chleb, miody, konfitury. Podoba mi się ich rytm- o 19.30 zawsze jest ciasto, a w niedzielę rodzice oglądają "romans" w malutkim telewizorze :) 

Wspinamy się jeszcze na miejscowe wzgórze z ruinami starego zamku, a wieczorem w nagrzanej kuchni (w każdym pomieszczeniu jest piec kaflowy, Lui mówi, że mieszka w muzeum ;)) gramy w kości. Ojciec i babcia Luiego nie mówią po angielsku, choć starsza pani stara się brać udział w dyskusji. Tato natomiast wyraża się bardzo oszczędnie- Lui wyjaśnia, że tacy są ludzie stąd. Niezbyt rozmowni, z trudnym akcentem. Bardzo ciekawa rodzinka :) i chciałabym mieć "dorobek" Luiego, gdy byłam w jego wieku- rowerem do Nepalu i cztery miesiące po Ameryce Południowej...

Wiedzieliście, że w Czechach rośnie mango? I jeszcze kilka egzotycznych odmian warzyw i owoców? Żeby się przekonać, wstarczy pojechać do Vevrova- do fantastycznego gospodarstwa Hansa Jurgena i Giselle. To jest dosłownie na końcu świata (bo nawet znaki drogowe pokazują "ślepą uliczkę"). Hans objechał pół globu na rowerze i z każdego zakątka przywozi jakieś nasionka. Ma 59 lat i kondycję trzydziestolatka. Uprawa ogrodu pochłania większość czasu, ale gdy tylko może wsiada na rower. W jego szopie stoi zaparkowany tandem- Hans opowiada, że zostawiła go para Francuzów, którzy w ten sposób podróżują przez świat- pewnego dnia wrócą, by zacząć, tam gdzie ostatnio skończyli. 

Na stole u Hansa króluje tylko swojskie jedzonko....urządzamy sobie pyszną wegetariańską kolację, do tego wino i nalewka z pigwy ("Bo odkryłem drzewo pigwowe w sąsiedniej wiosce,  a Czesi nie wiedzą, co z tym zrobić " ;) )

Cudowni ludzie i proste życie.....

22 września 2017

Udało się! Po jedenastu dniach pedałowania i wielu godzinach w deszczu i zimnie (rankiem pięć stopni zaledwie!) dotarłam do Monachium, które okazuje się celem mojej podróży. Pierwotnie miałam dojechać aż do Zurychu, ale właśnie tu w Monachium spotkam się z Miguelem i jego przyjacielem Willim- razem świętujemy Oktoberfest, a potem już autem do Szwajcarii. Taki jest plan :)

Z jednej strony chyba się cieszę, że nie będę musiała przedzierać się rowerem przez góry (kolano wciąż daje się we znaki), ale z drugiej troszkę szkoda- bo ta podróż to jedna wielka niespodzianka. Spotkałam się z ogromną życzliwością i aż dziwne wydaje się nie wsiąść na rower w poniedziałek, przejechać kolejne kilkadziesiąt kilometrów, a wieczorem zapukać do czyjegoś domu, gdzie czeka już kolacja i ciekawe opowieści. Na szczęście wiem, że to nie jest ostatnia rowerowa przygoda :)

W drodze do stolicy Bawarii zahaczyłam o Norymbergę, gdzie mieszka Gawcio z rodzinką. Znamy się dokładnie dwadzieścia lat, jeszcze z czasów harcerstwa. Razem z jego żoną Jess i dziećmi zwiedziłam przepiękną starówkę i zamek na wzgórzu, a wieczorem trafiliśmy na mini-festiwal w tradycyjnym bawarskim stylu- przyśpiewki, muzyka i piwo :) Zostałam też poczęstowana typowym lokalnym śniadaniem- biała kiełbaska, precel i kufel pszenicznego napoju...Chyba mogłabym być "bawarką" :)

Kolejne dwa noclegi znalazłam przez WarmShowers w uroczych malutkich wioskach- bardzo się cieszę, że są takie domy. Tam nie ma absolutnie nic do roboty, więc, kiedy przyjeżdża się do kogoś popołudniu, jest się niejako "skazanym" na swojego hosta. I ja to uwielbiam, bo zwykle są to niezwykli, przemili ludzie. Johann- mój gospodarz z Burgsalach- ugościł mnie domową szarlotką, a potem obejrzałam film z jego wypraw rowerowych (na tzw. recumbent bike, czyli pojeździe, gdzie pedałuje się prawie leżąc). 

W następnej wiosce Neuried czekał już Tilmann z ekipą- w jego rodzinnym domu aktualnie stacjonuje międzynarodowa grupa programistów (cztery sztuki) pracując wspólnie nad fajnym projektem (z tego co zrozumiałam, chodzi o nie marnowanie jedzenia). Komputerowi zapaleńcy stukali w klawiatury, a ja spędziłam świetny czas z rodzicami Tilmanna. Jego mama Giselle to ja za trzydzieści lat :) Była skautem, jeździ na rowerze, wakacje spędza z przyjaciółmi na wędrówkach, mega aktywna kobieta! Przez ich przytulny dom przewija się mnóstwo ludzi. Fantastyczne miejsce!

I nagle- po tej spokojnej, cichej sielance praktycznie na łonie natury- trafiam w środek cyklonu :) Monachium w czasie Oktoberfest przypomina oblężenie Troi- ten największy piwny festiwal świata odwiedza rocznie niemal 7 milionów osób. I każdy chce trafić do serca imprezy, czyli jednego z kilkunastu namiotów, gdzie browar leje się strumieniami, przygrywa kapela, a rozbawieni turyści i Bawarczycy tańczą na stołach w tradycyjnych strojach (kobiety w dirndl- kolorowych sukniach z fartuchem , mężczyźni w lederhosen- skórzanych spodniach na szelkach). Muszę przyznać, że atmosfera jest świetna, choć trzeba uzbroić się w wytrzymałość. I gruby portfel, bo Oktoberfest pożera banknoty w zastraszającym tempie. Jedyny możliwy nocleg, jaki udało nam się znaleźć w sensownej- choć wciąż horrendalnie wysokiej- cenie to namiot na kempingu Wies'n'Camp (24 euro/osobę). Piwo sprzedawane w litrowych kuflach (zwanych mass) kosztuje około 10-11 euro. 

Ubrani po bawarsku ruszamy w miasto- Miguel pożyczył cudne stroje od koleżanki, najwięcej sensacji i zdziwienia wzbudza Willi w czerwonym kilcie, sportowych skarpetkach, skórzanych butach i białym sweterku. Mamy niezły ubaw obserwując reakcje przechodniów (godny podziwu jest też fakt, że Willi nigdy nie pije alkoholu, a jest pierwszy do tańca i zabawy- koniecznie chciał poczuć prawdziwy Oktoberfest i tylko dzięki jego uporowi zostaliśmy do końca wieczoru i udało się nam wejść do namiotu :). 

Samo miasto przepiękne! Spodobał nam się szczególnie Viktualienmarkt- targ z lokalnymi i egzotycznymi specjałami. Ja miałam jeszcze przyjemność zwiedzić Monachium rowerem (przed przyjazdem chłopaków)- bardzo przyjemny English Garten i trasy nad rzeką Isar. Szkoda, że już trzeba wracać.... Rozkręcamy rower i pakujemy sprzęt do bagażnika. Kierunek Zurych, tam zostaję na jakiś czas :)


Wyjazd z domu...

...i pół godziny później już czeska granica :)

Zamek w Mnichovo Hradiště...

...i pilates z Zuzaną i dwudziestoma Czeszkami :)

Rynek w Mlada Boleslav

Bardzo często wertepy i bezdroża

Jak tu nie kochać czeskiego języka?

I czeskiej miłości do piwa?

Z Kristinką w Pradze

Wegetariański bufet!

Impreza z siostrami na podłodze

Znów wybrałam "malowniczą" trasę :)

Czechy są naprawdę ładne!

Wjeżdżam do miasta dobrego piwa

Brama do browaru Pilsner Urquell

Zabytkowy rynek w Pilźnie

Kościół Św. Bartłomieja

Zasłużony zjazd- 12% nachylenia!

Basia i Michał goszczą mnie w studenckim mieszkanku w Pilsen

Pyszna kolacja z własnego ogródka- u Hansa w Vevrovie

Hans Jurgen- mega pozytywny człowiek

Pora karmienia

Kiedy ostatnio spaliście pod prawdziwą pierzyną? :)

Proces dojenia
Lui na najwyższym wzniesieniu Tannesbergu
Panorama Tannesberga

Czas opuścić wesołą farmę

Bawarskie śniadanko- wurst, piwo i precel :)

Przekręć kurek na szczęście!

I znów młode wino pijemy!

Z Gawciem i Jessicą na mini-Oktoberfest

Norymberga nocą

Zwiedzamy Zamek w Norymberdze...

...pociechy chyba już się znudziły :)

Miasteczko Roth- niezwykle klimatyczne

Mój host Johann

Lunch na trasie

Jakieś pięć stopni i mgła o poranku

Cudowna rodzinka w Neuried

Monachium

Zwiedzamy stare miasto

Nocleg na kempingu

Ekipa gotowa na podbój Oktoberfest!

Festiwal przyciąga tłumy...

Niektórzy zostają cały dzień... :)

Bawarskie wdzianka

I bawarskie piwko :)

Tradycyjne tańce

...wszyscy stoją na stołach- to też tradycja :)


Pani od precelków


Lubię tę atmosferę!

Wili wzbudzał najwięcej emocji swoim strojem 

Radość!

Pakujemy rower do auta


Hello Zurych!








Comments