Niespełna rok temu, siedząc w odległej, zatopionej między górami birmańskiej wiosce, napisałam swoją listę marzeń. Fajnie mieć tyle determinacji/ochoty/uroku osobistego i siły przekonywania (do wyboru), żeby to, co z pozoru niewykonalne- stało się faktem. Nam się udało! Oficjalnie odhaczam punkt 25 mojej ambitnej wyliczanki- zorganizować spotkanie naszej czwóreczki z Mongolii (ja, Miguel, Kiki i Filip). Właśnie widzieliśmy się w Madrycie!
Spędziłam tam szalony tydzień i żeby choć trochę uporządkować opowieść- dzielę ją na trzy części: turystyczną, kulinarną i towarzyską, bo tak właśnie upłynęły mi dni (procentowo wygrywa biesiadowanie, bo na tym Hiszpanie znają się najlepiej- południowy styl życia kręci się przede wszystkim wokół jedzenia... mniam!).
Część turystyczno-krajoznawcza
(z wybornym prywatnym przewodnikiem w roli narratora)
Witam Państwa! Nazywam się Miguel i oprowadzę Was dzisiaj po mieście, które słynie z najbardziej bezchmurnego nieba w Europie, jest najwyżej położoną stolicą naszego kontynentu (650 m), a jego drużyna piłkarska to najbardziej utytułowany klub XX wieku. Hello Madryt! Zapraszam na wycieczkę :)
...po lewej mijamy Retiro Park- świetne miejsce na jogging czy przejażdżkę rowerem, urocze alejki, rzeźby, zabytkowe fontanny, pałace, stawy, bogata roślinność (ogród różany, egzotyczne krzewy i ponad 18 tysięcy drzew!). Dziś niestety leje deszcz- mamy wyjątkowego pecha, w Madrycie pada jakieś dwadzieścia dni w roku, a nam się trafiły dwa. Uroki parku trzeba zostawić na następny raz.
...po lewej mijamy Retiro Park- świetne miejsce na jogging czy przejażdżkę rowerem, urocze alejki, rzeźby, zabytkowe fontanny, pałace, stawy, bogata roślinność (ogród różany, egzotyczne krzewy i ponad 18 tysięcy drzew!). Dziś niestety leje deszcz- mamy wyjątkowego pecha, w Madrycie pada jakieś dwadzieścia dni w roku, a nam się trafiły dwa. Uroki parku trzeba zostawić na następny raz.
...zbliżamy się do Puerta de Alcala, jednej z pięciu królewskich bram, które niegdyś flankowały miasto i były punktem poboru podatków. Pozostałe to Puerta de Segovia, Toledo, Atocha i Bilbao. Jak łatwo się domyślić ich nazwy pochodzą od miejscowości, do których wiodły.
Dochodzimy do słynnego Plaza de Cibeles- właściwie to bardziej ruchliwe rondo niż plac, pośrodku którego znajduje się fontanna frygijskiej bogini płodności Kybele. Dawniej była to po prostu studnia, z której czerpano wodę pitną. Dziś tutaj tradycyjnie świętują kibice najwspanialszej drużyny piłkarskiej na świecie- każde wielkie zwycięstwo Realu Madryt oznacza zabawę do białego rana z obowiązkową kąpielą w fontannie.
A ów piękny budynek, na którego tle pozuje nasza turystka, to Palacio de Comunicaciones- obecnie gmach poczty i ratusza miejskiego. Naprzeciw niego stoi Banco de Espańa, pod którym przepływa podziemna rzeka; kiedy jeszcze w banku znajdowały się olbrzymie rezerwy złota (zrabowanego w czasach konkwistadorów), specjalna konstrukcja chroniła skarb przed rabunkiem- w razie napadu woda zalewała skarbiec, skutecznie broniąc dostępu do kosztowności. Złoto sprzedano (dosłownie moment przed wzrostem jego wartości...tak... my Hiszpanie wiemy jak robić interesy), przemyślny system zabezpieczeń nie jest już używany
Dochodzimy do słynnego Plaza de Cibeles- właściwie to bardziej ruchliwe rondo niż plac, pośrodku którego znajduje się fontanna frygijskiej bogini płodności Kybele. Dawniej była to po prostu studnia, z której czerpano wodę pitną. Dziś tutaj tradycyjnie świętują kibice najwspanialszej drużyny piłkarskiej na świecie- każde wielkie zwycięstwo Realu Madryt oznacza zabawę do białego rana z obowiązkową kąpielą w fontannie.
A ów piękny budynek, na którego tle pozuje nasza turystka, to Palacio de Comunicaciones- obecnie gmach poczty i ratusza miejskiego. Naprzeciw niego stoi Banco de Espańa, pod którym przepływa podziemna rzeka; kiedy jeszcze w banku znajdowały się olbrzymie rezerwy złota (zrabowanego w czasach konkwistadorów), specjalna konstrukcja chroniła skarb przed rabunkiem- w razie napadu woda zalewała skarbiec, skutecznie broniąc dostępu do kosztowności. Złoto sprzedano (dosłownie moment przed wzrostem jego wartości...tak... my Hiszpanie wiemy jak robić interesy), przemyślny system zabezpieczeń nie jest już używany
Plaza de Cibeles- tu świętują zwycięstwo kibice Realu
Ulica, którą maszerujemy, to Gran Via- jedna z głównych arterii miasta, niezwykle reprezentacyjna; mieszczą się tu ekskluzywne sklepy, kina, teatry, restauracje i hotele. Jeśli skręcimy w prawo, znajdziemy się w dzielnicy Chueca- niegdyś biednej i zaniedbanej, obecnie modnej i rozkwitającej, głównie dzięki osobom o odmiennej orientacji seksualnej, które upodobały sobie ten rejon. Pełno tu gejowskich klubów, tapas barów i restauracyjek... i tu właśnie wstąpimy na pierwszego drinka w zestawie z tapas :)
...przed Wami Plaza Mayor- dawniej miejsce najważniejszych uroczystości... koronacji królów, egzekucji, corridy i przedstawień teatralnych, dziś plac spotkań i coniedzielnego targowiska. Spójrzcie na tę zabytkową kamienicę pokrytą malowidłami- to Casa de la Panaderia (Dom Cechu Piekarzy). A tutaj...przedstawiciele mniejszości narodowych w swoim żywiole (Miguel wskazuje na czarnoskórych handlarzy damskich torebek)... proszę zwrócić uwagę, jak prezentują swój towar; wszystkie torebki związane są razem sznurkiem. Dlaczego? Otóż prowadzą oni handel nielegalnie i w każdej chwili muszą być gotowi do ucieczki; łap sznurek i chodu zanim zdybie cię policja!
Odrobina prywaty- Plaza de Mayor jest także metą naszego corocznego pochodu, który urządzam sobie z przyjaciółmi i czasem jest to nawet 70 osób. Zaczynamy przy piramidach, potem wędrujemy ulicą Toledo aż do Plaza de Mayor- prosta zabawa polega na odwiedzaniu kolejnych tapas bars, konsumowaniu przekąsek i oczywiście trunków- nie wszystkim udaje się dotrzeć do celu o własnych siłach :)
Odrobina prywaty- Plaza de Mayor jest także metą naszego corocznego pochodu, który urządzam sobie z przyjaciółmi i czasem jest to nawet 70 osób. Zaczynamy przy piramidach, potem wędrujemy ulicą Toledo aż do Plaza de Mayor- prosta zabawa polega na odwiedzaniu kolejnych tapas bars, konsumowaniu przekąsek i oczywiście trunków- nie wszystkim udaje się dotrzeć do celu o własnych siłach :)
Plaza Mayor i pomnik króla Filipa III...
Plaza Mayor, czyli Plac Główny zawsze tętni życiem
Katedra Almudena- jedyna w Madrycie
Pałac Królewski
Dotarliśmy właśnie do serca Madrytu- placu Puerta del Sol (Bramy Słońca). Obowiązkowo trzeba zrobić fotę przy słynnym Kilometrze Zero- tablicy chodnikowej obok Real Casa de Correos, od której odmierzane są wszystkie odległości w Hiszpanii.
W noc sylwestrową plac jest wypełniony po brzegi, a kiedy wieża zegarowa bije dwanaście razy- pewnej niezwykłej tradycji musi stać się zadość. Każde uderzenie zegara to jedno winogrono do buzi. Zwyczaj ten wywodzi się z czasów masowych upraw winnych kiści- aby ich nie marnować, rozdawano nadwyżki biedocie. Dziś witamy w ten sposób Nowy Rok (niekiedy nawet dwukrotnie, bo 30 grudnia na placu odbywa się... próba generalna Sylwestra:).
Kilometr Zero- z tego punktu odmierzane są wszystkie odległości w Hiszpanii
Wąskie urokliwe uliczki...
Calle de Cuchilleros- Aleja Nożowników
Hiszpania footbolem stoi :)
A w ostatni dzień przekazaliśmy pałeczkę Manuelowi- nakręconemu przewodnikowi z Galicji, który oprowadził nas uliczkami Madrytu w ramach free walking tour (polecam taką formę zwiedzania, wolontariuszy można znaleźć w każdym większym mieście świata, zwykle robią to dla reklamy lub za napiwek). Nam się trafił wygadany Hiszpan z amerykańskim akcentem i stylem bycia, jego żarty i ciekawostki, które opowiadał, sprawiły, że trzygodzinny spacer zleciał w mgnieniu oka.
Zwiedziliśmy m.in. najstarszą restaurację na świecie (Botin Restaurante na Calle de Cuchilleros) oraz jej piwniczkę z winami, posłuchaliśmy o podbojach miłosnych królowej Izabeli II Hiszpańskiej (95 udokumentowanych kochanków!) i poznaliśmy różnicę między rzeźbami koni z jeźdźcami (jedno kopyto w górze- jeździec ranny w bitwie, dwa kopyta uniesione- poległ w walce, cztery kopyta na ziemi- umarł śmiercią naturalną).
Manuel spisał się znakomicie, pod koniec spaceru zaprosił wszystkich na drinka, polecił spektakl flamenco (typowego hiszpańskiego tańca) oraz pstryknął fotki, które wrzucił od razu na FB. Cóż..reklama dźwignią handlu :) A my byliśmy bardzo wdzięcznymi i zadowolonymi obiektami :)
Nasz przewodnik Manuel- szalony Hiszpan z amerykańskim akcentem
Segovia
Wciąż w trójkę (Filip miał dolecieć kolejnego dnia) postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę za miasto. Wybór padł na miasteczko Segovia- u stóp gór Sierra de Guadarrama- słynące z pięknego akweduktu rzymskiego. Miguel wybrał malowniczą trasę przez góry; najpierw powitał nas krajobraz typowo afrykański- słońce i busz, by następnie zmienić się drastycznie w zimowy pejzaż, którego nie powstydziłaby się chociażby Norwegia.
Tuż za Madrytem- najpierw krajobraz afrykański...
...a potem przejazd przez góry Sierra de Guadarrama
Segovia okazała się klimatyczną, choć lekko wyludnioną mieściną. Zwiedziliśmy okazały, ponad 900-letni akwedukt, rzuciliśmy okiem na fortecę i przepiękną katedrę- ostatnią budowlę gotycką wzniesioną w Hiszpanii, pospacerowaliśmy między zaułkami. Wkrótce też wyjaśnił się powód, dla którego Miguel postanowił zabrać nas właśnie tutaj. Przysmakiem serwowanym w Segovii są 22-dniowe prosięta (szczegóły poniżej w części kulinarnej :). Zajadając się regionalnym specjałem ze zdziwieniem odebraliśmy wiadomość od Filipa, który...właśnie wylądował w Madrycie. A wszyscy byliśmy przekonani, że to dopiero jutro :) Przekomarzając się, kto przekazał złe informacje (wyszło nam, że Filip), popędziliśmy z powrotem do stolicy.
Miasteczko Segowia...
...i jego niepowtarzalny klimat
Katedra w Segowii- ostatnia budowla gotycka wzniesiona w Hiszpanii
Widok na dolinę
Nasza trójka zwiedza, Filip właśnie dolatuje
Akwedukt w Segowii transportował wodę z jednej strony miasta na drugą
Część kulinarna
Muszę się do czegoś przyznać. Madryt mnie oszołomił, wciągnął i pokonał... kulinarnie. W zapomnienie poszły razowe chrupkie kanapki z sałatą, zielona herbata, płatki owsiane i te wszystkie zasady, których przestrzegam w Oslo- nie jeść wieczorami, żadnego alkoholu, ograniczyć słodycze.... W Madrycie zupełnie nie o to chodzi- a wręcz przeciwnie! Hiszpanie zaczynają dzień od skromnego śniadania (kawa i rogalik, choć niektórzy nie wahają się sięgnąć po tortillę- placek z jajek z ziemniakami). Zaraz potem jest lunch- najczęściej przystawki tzw. tapas ze szklaneczką piwa lub lampką wina (jak oni wracają potem do pracy??).
Skąd się wzięły tapas? Otóż dawniej, po otwarciu butelki wina potrzebowano czegoś do przykrycia szyjki i ochrony trunku np. przed muchami. Stawiano więc na butelce malutkie kawałki chleba, które pełniły rolę swoistego tapa, czyli korka. Dopiero po jakimś czasie zaczęto je również konsumować (z serem, szynką itp.) i tak powstała idea mini-przekąsek. Dziś różnorodność tapas jest ogromna, ale łączy je jedno- są przepyszne!
Około godziny 17-tej bary są zamykane, a Hiszpanie wracają do pracy lub domu. Kilka godzin przerwy od jedzenia, aż przychodzi pora kolacji. Najwcześniej o 22-giej! My raz zaczęliśmy prawie o północy :) Dobrze, że to był tylko niecały tydzień, bo mam wrażenie, że przyswajałam dziennie jakieś 3000 kalorii :) Ale jak oprzeć się hiszpańskim przysmakom?? I to polecanym przez rodowitego Madrileňo? Poniżej przedstawiam listę lokalnych knajpek i tapas barów, które odwiedziliśmy- swoista kulinarna mapa Madrytu wg Miguela. Wszystkie warte grzechu :)
Taberna Cazorla- (na skrzyżowaniu Calle del General Pardiňas i Calle de Padilla)
Wyśmienite panierowane owoce morza i rybki, skropione sokiem z cytryny. Cena za talerz różności- około 13 euro.
Museo del Jamŏn- (Calle Mayor, tuż za Puerta del Sol)
Dosłownie tłumacząc Muzeum Szynki :) Wielkie wiszące połacie mięsa, kiełbaski- chorizo i moja ulubiona fuet (z białą skórką), cieniutka szyneczka... nie wiem, jak można być wegetarianinem w Hiszpanii :) tam się po prostu wpada na piwo/wino i zagryza kiełbasą (małe piwko 0,90 euro + tapas gratis). Klasyk!
Mesŏn del Champiňŏn- (Calle de Cuchilleros)
Najlepsze pieczarki w Madrycie! Świetna klimatyczna knajpka na słynnej Alei Nożowników tuż przy Plaza Mayor- wszystkie tutejsze restauracyjki umieszczone są w miejscu głębokich piwnic służących niegdyś za schronienie ludziom umykającym przed wymiarem sprawiedliwości :) Legenda głosi, że z podziemnego systemu tuneli korzystał nawet sam król, kiedy chciał niepostrzeżenie wybrać się na miasto i zaszaleć (wino, kobiety i śpiew...czy jakoś tak).
Wyborne pieczarki z chorizo w sosie- 6,90 euro.
Wyborne pieczarki z chorizo w sosie- 6,90 euro.
Mercado de San Miguel- (tuż za Plaza Mayor)
Jeden z najsłynniejszych targów Madrytu, obecnie odrestaurowany i przez to odrobinę komercyjny. Można znaleźć tańsze markety z lepszą nawet jakością przystawek, ale my skusiliśmy się na polecane przez M. canapes de ahumados- tosty z przeróżnymi rybnymi pastami i owocami morza. Bardzo ciekawe smaki. 1 euro za jeden rodzaj tosta.
Los Caracoles- (Calle Ribera de Curtidores w dzielnicy Latina)
Knajpka, gdzie Miguel przychodzi od ponad dwudziestu lat. Caracoles to po hiszpańsku ślimaki i właśnie z tego specjału słynie restauracja. Mięczaki w skorupkach w ostrym sosie z chorizo...pycha! A właścicielem jest Bilbo Baggins (a przynajmniej tak wygląda!)- przemiły staruszek, który rozmawia ze wszystkimi klientami, nawet tymi, którzy nie mówią po hiszpańsku :) Seňor Amadeo przywitał nas ciepło i wygłosił przemowę, nie zważając, że chica polaca i chica alemana (czyli ja i Kiki) ni w ząb nie rozumiemy, o czym mowa. Miseczka ślimaków, chleb i 3 lampki wina- 20 euro.
El Ňeru Cider- (Calle de Bordadores)
Coś dla miłośników prawdziwego cidera. Knajpka serwuje jabłkowy trunek wg oryginalnej receptury- bez bąbelków (smakuje zupełnie inaczej niż irlandzki bulmers). Ciekawy jest sposób nalewania- żeby choć trochę bąbelków było w szklance, należy nalewać z wysokości. Robi się to nad stojącym w kącie naczyniem; choć w porze lunchu, przy największym tłoku i tak wszyscy wokół mają oblane stopy :) Do tego kanapka z serem pleśniowym. Butelka cidera- 5 euro.
La Rebelion de los Mandiles- (Calle Mayor, przy Katedrze Almudena)
Kawiarnia, gdzie zaprowadził nas nasz przewodnik Manuel, na degustację likieru poziomkowego (właściwie chodzi o owoce z drzewa madroňo, tego samego, które widnieje na herbie miasta- mnie smakiem przypominają właśnie poziomki). Likier pije się z wafelkowego kieliszka oblanego czekoladą, który na końcu również można zjeść. Cena- 2,50 euro.
Chocolaterĩa San Gines- (Pasadizo de San Gines)
Być w Madrycie i nie spróbować gorącej czekolady? Niemożliwe! Jeszcze w Chinach Miguel obiecywał mi prawdziwy czekoladowy smak... wreszcie się doczekałam. Kremowy napój, w którym maczamy smażone paluchy o nazwie churros- wolę nie myśleć, ile to ma kalorii. Kawiarnia jest czynna 24 godziny na dobę i ponoć jest oblegana w nocy, kiedy Hiszpanie wracają z imprez. Filiżanka czekolady + churros- 4 euro.
La Mallorquina- (na placu Puerta del Sol)
Jedna z najlepszych i najstarszych kawiarni w Madrycie, do niedawna pracowała tam mama Miguela :) Idealne miejsce na śniadanie, zawsze pełno ludzi i doskonały wybór ciast, rogalików i kanapek. Na słodko i na słono. W Hiszpani siada się dopiero przy kolacji, w ciągu dnia jemy głównie na stojąco, gawędząc przy barze. Kawa + ciasto- 4 euro.
Las Bravas- (Calle de Alvarez Gato)
Wielkim plusem zwiedzania knajpek z M. było próbowanie rzeczy, o których nie miałam pojęcia albo których sama w życiu bym nie zamówiła. Po naszej trzygodzinnej wycieczce przewodnik Manuel polecił nam jedną restaurację- ale wypiliśmy tam tylko piwo i udaliśmy się do tawerny naprzeciwko. W Las Bravas serwują sos (o tej samej nazwie), którego skład opatentował dziadek przyjaciela Miguela- gęsty, pikantny i wspaniale smakuje z oreja de cerdo, czyli...świnskimi uszkami (trochę gumowate, ale zjadłam :).
Restauracje w Segovii
Oprócz widowiskowego akweduktu i fortecy, Segovia słynie jeszcze z jednej "atrakcji". Każda knajpka serwuje tam cochinillo- czyli pieczone prosiaczki. Dokładnie 22-dniowe prosięta są wkładane do pieca w całości- mega chrupiąca skórka i rozpływające się w ustach mięso. Po takim obiedzie (mieliśmy po pół prosiaka na talerzu!) nie ma już sił na nic więcej...przynajmniej do wieczora. Nie pamiętam niestety nazwy, ale znaleźliśmy restaurację z 3-daniowym menu za 16,50 euro.
Lunch w Madrycie- na stojąco, tapas + lampka wina/piwa
Pyszności rybno-kałamarnicowe...
.... na targu San Miguel
Słynne churros maczane w gorącej czekoladzie
Museum de Jamon- wszędzie mięso!
Najlepsze pieczarki w Madrycie
Przemiły właściciel i jego "ślimakownia"
Małe pieczone prosięta
Świńskie uszka w sosie bravas
Cztery likiery- przyczyna bólu głowy w niedzielę :)
Najlepsza cukiernia na placu Sol
Część towarzyska
W Madrycie nie ma problemu z imprezowaniem. Zanim jeszcze dotarła reszta ekipy, spędziłam jeden wieczór z przyjaciółmi M.- rozmowy łamaną angielszczyzną, drinki, muzyka na żywo, w drodze powrotnej wstąpiliśmy nawet do salsa klubu...nie pamiętam, kiedy ostatnio wróciłam do domu o czwartej nad ranem :) A potem dojechali!
Filipa ostatni raz widziałam w Pekinie ponad rok temu, kiedy załamany musiał kupić nowy bilet powrotny (zapomniał o wizie tranzytowej przez Rosję :). Z Kiki spędziłam kilka dni w grudniu w Tajlandii- trenując muai thai i jeżdżąc na skuterku. A Miguela pożegnałam w Sydney w kwietniu. Niedowiary, że udało nam się spotkać! Powspominaliśmy starą, dobrą Mongolię- miejsce, gdzie się poznaliśmy. Trochę znów się nakręciliśmy na jakąś wspólną objazdówkę...może po Ameryce Południowej. Opowiedzieliśmy nasze podróżnicze perypetie (top story to przygody M. z mnichem-gejem z Birmie). Miguel zorganizował swoje słynne barbecue (ile razy słyszałam o nim w podróży!:). Czułam się, jakbyśmy widzieli się wczoraj. Każdy ułożył sobie jakoś życie po podróży- Filip znalazł pracę i nową dziewczynę, Kiki robi doktorat, a Miguel dopiero wrócił i zastanawia się, co dalej :)
Postanowiliśmy organizować nasze reunion przynajmniej raz w roku w różnych miejscach, następne prawdopodobnie w Niemczech. A do Madrytu jeszcze wrócę... chcę obejrzeć spektakl flamenco, zatańczyć salsę tym razem w sukience (nie w dżinsach i trampkach:) i może więcej pozwiedzać.
Słynne barbecue u Miguela
Ekipa w komplecie- trochę już zmęczona kolejnymi toastami :)
Comments
Post a Comment