Varanasi- miasto życia i śmierci

Fot. by Daniela Oyarce Brito

Już ponad tydzień zbieram się, żeby podzielić się wrażeniami z Indii. I chyba wciąż nie potrafię dobrać słów. Jak opisać Varanasi- mój pierwszy przystanek, święte miasto, które odstrasza zgiełkiem i brudem, a jednocześnie jest kwintesencją indyjskiej kultury i świadomości? Jeśli zaczniesz podróż tutaj, możliwe, że już żadne inne miejsce nie wzbudzi w tobie tylu emocji... Tego nie można ogarnąć naszym europejskim rozumem.

Rzeka

Varanasi to Ganges. W tej najdłuższej (i najbardziej zanieczyszczonej) rzece Indii codziennie toczy się życie- tu się kąpie, modli, pije, pierze i umiera. Hindusi wierzą, że zanurzenie w odmętach Ganga da im duchowe oczyszczenie, przywróci karmę. Przybywają licznie do Varanasi, by na brzegu świętej rzeki dokonać rytualnej kąpieli (pudźy), medytować, prosić o błogosławieństwo.
Kąpią się wszyscy- starzy, młodzi, kobiety i dzieci. W rzece, którą spływają martwe zwierzęta, ludzkie prochy i odpady fabryczne- myją zęby i piją. Co ciekawe- nie chorują. Tajemnica tkwi ponoć w drobinkach srebra w wodzie, które ją oczyszczają i nie pozwalają na wybuch epidemii. A może Ganges jest naprawdę święty...nie zrobi krzywdy swoim wyznawcom? Ja się nie odważyłam, Miguel zamoczył stopy (później na wszelki wypadek odkażał je pół godziny we wrzątku :)

Ulice, jedwab i lassi

Obszar między rzeką a głównymi arteriami miasta to labirynt niezwykle wąskich uliczek, w których motocykliści i riksze walczą o pierwszeństwo z przechadzającymi się krowami. Tutaj kupiłam moje ubranie- w Indiach lepiej sprawują się długie i przewiewne stroje. Chronią przed upałem i wzrokiem Hindusów, przynajmniej trochę. Varanasi słynie z jedwabiu, w lokalnych sklepach można nabyć piękne chusty, tuniki czy tradycyjne sari. Trzeba się ostro targować i umieć odróżniać prawdziwy materiał od podróbek. Widziałam piękną oryginalną apaszkę (550 rupii), ale skusiłam się tylko na skromniejszą chustę (150), do tego wygodne spodnie i tunika (450). I już się można czuć swobodniej...i bardziej indyjsko...
Zaglądając we wszystkie zakamarki, nie sposób nie spróbować jednego z przysmaków- lassi z Varanasi. Naturalny jogurt z owocami, bakaliami, czekoladą, a nawet marihuaną ("klient nasz pan"). Probowaliśmy w trzech różnych miejscach- za każdym razem niebo w gębie!

Schody

Wzdłuż brzegu Gangesu rozciągają się ghaty- kamienne schody prowadzące do rzeki. Górują nad nimi dawne wielobarwne pałace maharadżów, dziś zamienione na hotele czy restauracje. To ważna i ciekawa część miasta. Codziennie wieczorem odbywa się ceremonia na cześć świętej rzeki- z kadzidłami, śpiewem, kwiatami i światłem. Na schodach suszy się pranie, przesiadują tu asceci i jogini, właściciele łódek nagabują kolejnych turystów, małpy urządzają swoje harce, a dzikie psy leniuchują w cieniu. Nie czuć odoru- Ganges wbrew pozorom nie śmierdzi. Panuje spokój- tak potrzebny po hałaśliwym i dusznym Varanasi. Dobre miejsce na spacer, obserwację i rozmyślania. Warto wziąć łódkę (godzinny rejs- 100 rupii/os.), my popłynęliśmy obejrzeć ghaty o zachodzie słońca. 

Zmarli

Spalenie ciała nad świętym Gangesem, a następnie wrzucenie prochów do rzeki to marzenie każdego Hindusa. Panuje przekonanie, że kremacja w Varanasi gwarantuje zmarłym udanie się w kolejną podróż w tym samym wcieleniu (wiara w reinkarnację to jeden z filarów hinduizmu). Uliczkami starego miasta co chwilę ciągną kondukty pogrzebowe- kilku mężczyzn dźwiga bambusowe nosze z ciałem przykrytym pomarańczowym płótnem. Szczęśliwcy będą spaleni na brzegu rzeki, w jednym z dwóch "krematoriów". Dniem i nocą płoną ogniska nad Gangesem, przepustowość jest bardzo duża. Spalenie zwłok zajmuje około 3 godzin, sztuką jest zużyć jak najmniej drewna. Cena kremacji- około 500 rupii (7 euro) dla biedoty, 2-3 tys rupii dla bogaczy (ze względu na drogie drewno sandałowe).
Nie wszyscy mogą dostąpić tego zaszczytu. Ciała zmarłych noworodków, kobiet w ciąży, świętych ascetów Sadhu, nietykalnych (najniższej kasty w Indiach) czy osób ukąszonych przez żmiję- są obciążane kamieniem i wrzucane bezpośrednio do rzeki. Niekiedy- w porze monsunu, kiedy poziom wody się podnosi- można zauważyć dryfujące zwłoki, które wypłynęły na powierzchnię. To- podobnie jak widok ludzkiej stopy wystającej z ogniska- na długo pozostaje w pamięci. Piszę o tym spokojnie, ale Varanasi wstrząsa człowiekiem. Miasto kontrastów- turyści pstrykający fotki z łodzi i nietykalni grzebiący w popiołach w poszukiwaniu złotych zębów czy biżuterii. Tutaj panują inne prawa. Hinduizm- religia, którą wyznaje miliard ludzi na świecie- jest obojętny wobec cierpienia bliźnich. Hindusi wierzą, że zasłużyłeś na swój los w innym wcieleniu- jeżeli jesteś biedny, to znaczy, że w poprzednim życiu nie zapracowałeś na nic lepszego. Wszyscy są pogodzeni ze swoim przeznaczeniem. Taka karma...

I pośród tej hinduskiej barwności- my. Dziś dołączyła do nas Daniela- koleżanka M. z Chile, która też się boi sama podróżować po Indiach ;) Najbliższy miesiąc spędzimy w trójkę. Kolejny przystanek- najsłynniejszy pomnik miłości. Już wiecie, gdzie jadę, prawda?

Varanasi w obiektywie

 Wszechobecne riksze

Życie toczy się w uliczkach

Kto ma pierwszeństwo?

W tym ghacie spala się ciała zmarłych


Zanurzyć się w Gangesie to narodzić się na nowo

Wyprane w rzece, suszone na brzegu

Codzienna ceremonia na cześć świętej rzeki

Ganges żyje

Nasza trójka w Blue Lassi Shop

Jestem fanką tego jogurtu

Comments