To, co w podróży najważniejsze




Simon jest nauczycielem angielskiego w Tallinie, miłośnikiem salsy i niestety sięga mi tylko do ramienia. Filipowi dziewczyna, której chciał się oświadczyć, powiedziała, że już nie jest dla niej atrakcyjny, więc zapisał się na siłownię i wygląda teraz jak ciacho.
Chris na objazdówkę po Mongolii zabrał drona (żeby nakręcić film dla biura podróży i mieć wycieczkę gratis), ale przez pomyłkę zapomniał swoich ciuchów i cały wyjazd przechodził w jednych spodniach. Miguel zostawił pracę w banku, by przez 1,5 roku objechać świat dokoła. Kikki to zwariowana Niemka zakochana w Afryce, a jej plecak waży prawie tyle co ona. Paul na swoje zajęcia z dziećmi w Helsinkach postanowił przyjechać rowerem...z Londynu. Milda pokazała mi prawdziwe Wilno, ukraińscy inżynierowie z wyspy Olchon (dwóch Andriejów i Sasza) poczęstowali wędzonym omulem z ogniska, a Kolya- poznany w pierwszym dniu mojej podróży- to prawdziwa bratnia dusza. Takich historii mam mnóstwo, bo od samego początku mojej podróży towarzyszą mi ludzie. Myślałam, że będę odkrywać świat sama...nic bardziej mylnego. Na szlaku nigdy nie jesteś sam.

Za dwa dni minie pół roku, odkąd wyjechałam z domu. Aż ciężko uwierzyć, że noszę ten plecak już sześć miesięcy. Widziałam niesamowite rzeczy, próbowałam wyśmienitego jedzenia, wędrowałam, zwiedzałam, zachwycałam się. Jednak dziś- po 180 dniach przygód, beztroski, czasem smutku i niewygody- stwierdzam z całą pewnością- bez ludzi poznanych w drodze moja podróż nie byłaby tak niezwykła. To oni nadają jej niepowtarzalny charakter. Po paru miesiącach możesz nie pamiętać, jakie muzeum widziałeś, ale zostanie w pamięci, z kim jadłeś kartoszki w Moskwie czy grałeś na gitarze w schronisku w Tybecie. 
Miejsca to ludzie. Guangzhou w Chinach zawsze już będzie mi się kojarzyć z Anastasią i Dianą- dwiema Rosjankami poznanymi przypadkowo w windzie, które zaprosiły mnie do domu na kolację, a spędziłyśmy razem dwa dni. Pokhara to spotkanie z KC- Nepalczykiem, który koniecznie chciał mi udzielić ślubu ("nie martw się, ważny tylko w Nepalu" :). Jeśli kiedykolwiek pójdę na karaoke, zawsze pomyślę o Pierre- 21-letnim Francuzie z Tokio, który zamawiał tylko piosenki Beatlesów. Jaki dwudziestolatek zna wszystkie przeboje Lennona i McCartneya?? Petersburg to małżeńswo- Irina i Sasza- wspólne gotowanie, Boyarski drink i sesja fotograficzna. W Narwie zaznałam prawdziwej gościnności od osób, które widziałam pierwszy raz w życiu- spędziłam parę dni u rodziców koleżanki z Irlandii, wizyta na daczy, boskie obiady i bardzo rodzinna atmosfera. Mongolia to 12 osób upchniętych razem w dwie marszrutki, codzienne kilkugodzinne podskakiwanie na wybojach, deszcz, zimno i pełna integracja- tam poznałam Kikki, Filipa i Miguela, z którym zdarzyło mi się podróżować jeszcze długie tygodnie. W Indiach jesteśmy rozpieszczani przez Taruna- znajomego M.- który postanowił chyba uczynić nasz pobyt w Jodphur niezapomnianym przeżyciem. Mieszkamy w willi, mamy auto do dyspozycji i próbkę nieco innych, eksluzywnych Indii... Kiedy mam zły humor- piszę maila do Jeremiego, który nawet nie zdaje sobie sprawy, że jego przezabawne odpowiedzi francuskim angielskim są już kultowe i obowiązują w moim słowniku (tzw. jeremizacja :)

Przytrafia mi się masa niezwykłości. To, że jestem uśmiechnięta, że się jeszcze nie zgubiłam, że wciąż się uczę nowych rzeczy, że poznaję własne ograniczenia i słabości- to wszystko zawdzięczam ludziom. I jak tu podziękować za te całe dobro, które mnie spotkało przez ostatnie pół roku? Nie przypuszczałam w najśmielszych snach, że tak to się potoczy. Obawiam się, że gdy skończę moją podróż- będę musiała wyruszyć w następną, żeby odwiedzić wszystkich przyjaciół poznanych w drodze :) 

A tymczasem- dziękuję Wam! Za długie przegadane noce. Za wspólne kilometry. Za wafelka i banana, który ratuje od śmierci głodowej ;) Za czytanie mojego bloga, często z użyciem google translate. Za pokazanie innego punktu widzenia. Za drobne prezenty i wielkie gesty. Za bezinteresowność. Jesteście najlepszym, co mogło się przydarzyć w tej długiej podróży.

PS. Nie mogę pominąć tych, którzy zostali w domu. Ludzi, bez których być może nigdy nie odważyłabym się zamknąć drzwi (czy raczej otworzyć nowe). Moi przyjaciele z Polski, Irlandi i świata- którzy wciąż mnie wspierają, wierzą, czytają, inspirują, krytykują (konstruktywnie!), po prostu są. Dziękuję za wszystkie maile, newsy, pomoc, rozmowy. Jestem szczęściarą, że Was znam. 

Moja ekipa z Tybetu- sześcioro Izraelczyków

Na przełęczy Thorung La z parą Szwedów poznanych na szlaku

Niezapomniany wieczór karaoke- 2 dzień w Mongolii

Towarzysze z transsiba- Sasza, Jura i Luba

Z Paulem- policjantem/rowerzystą z Londynu w Tallinie

Rodzinna atmosfera w hostelu w Matsumoto- z Minori, Bismarckiem i Bennym

Z Miguelem gdzieś w Himalajach

Ekipa polsko-szwedzko-argetyńsko-niemiecka w Wąwozie Skaczącego Tygrysa

Impreza z omulem na wyspie Olchon, Bajkał

James- kierownik d/s rozrywki w hostelu w Lijiang

Jeffrey- lub Ditch Master- b.pozytywny Malezyjczyk

Rodzina Mariny i Marcina w Estonii

Z Kolą i Maximem na koncercie bluesowym, Wilno

Mój host z Tokio- Ed i jego niezwykli współlokatorzy
Mongolia łączy ludzi!

Milda w wileńskiej kawiarni

Z Iriną i Saszą odkrywałam Petersburg

Kolacja z Tarunem w Jodhpur

Comments

  1. "Wszyscy jesteśmy na skraju rozpaczy. Jedyne co możemy zrobić, to spojrzeć sobie w oczy, dotrzymać sobie towarzystwa i trochę pożartować."

    ReplyDelete

Post a Comment