Jak przekroczyć granicę Nepal-Indie, czyli trekkingu nigdy dosyć!


Dzień zapowiadał się niewinnie. Ot, spakować plecaki, w drodze na dworzec wstąpić do ambasady indyjskiej po świeżuteńką wizę, a potem wsiąść w autobus i przekroczyć granicę. Proste :) Nic nie zwiastowało nadchodzących niespodzianek. 
Jak się zatem stało, że droga do Varanasi w Indiach-350 km- zajęła prawie 48 godzin i do dziś się jawi jako najbardziej uciążliwa część mojej podróży? Przez pięć miesięcy nie byłam tak zmęczona jak teraz. Nie lubisz iść na łatwiznę? Masz w sobie żyłkę awanturniczą i kochasz przygody? Skorzystaj z naszej wersji przekraczania granicy nepalsko- indyjskiej... niezapomniane wrażenia gwarantowane :)

Etap I- Zdobądź bilet i znajdź autobus

Jeszcze w Kathmandu zdziwił nas fakt, że nie mogliśmy kupić biletu do Birgunj- miasta na granicy z Indiami. Wszystkie agencje odsyłały nas bezpośrednio na dworzec. Tam dowiedzieliśmy się, że autobus jednak odjedzie. Uff... kamień z serca, bo jutro wygasa moja wiza nepalska, a za przedłużenie pobytu grozi kara finansowa (30 dolców + 2 $ za każdy dzień zwłoki). 
Przybywamy więc na stację wieczorem, by o 18-tej złapać nocny autobus do Birgunj. I już tutaj zaczyna się komedia. Nasz pośrednik z kasy biletowej najpierw każe nam cierpliwie czekać, a parę minut po szóstej, gdy autobus się nie pojawia- biegniemy za nim do jakiegoś pojazdu, który właśnie wyjeżdża z dworca. Wsiadamy w biegu, a sprzedawca krzyczy za nami "Musicie się przesiąść!". No ładnie, mamy bilety (1050 rupii), ale nie wiemy, dokąd jedziemy i co jest grane. Oczywiście miejscówki zajęte, bo to nie jest nasz autobus ;) Na szczęście chodzi tylko o przesiadkę w Kalankach-  ruchliwym skrzyżowaniu, skąd można odjechać chyba we wszystkie strony świata. Prowadzą nas ciemnymi uliczkami, aż wreszcie wsiadamy do właściwego busa. 

Etap II- 9 godzin z nepalską muzyką w tle

Do miejscowości Birgunj jest zaledwie 89 km w linii prostej, więc- jeszcze w Kathmandu- zdziwił nas fakt, że podawany czas podróży wynosi... 7-10 godzin!! Będziemy jechać 9 km/h??? Już zgrzytamy zębami, zwłaszcza, że kierowca właśnie odpalił supernowoczesny sprzęt audio-video i mamy niepowtarzalną okazję oglądać nepalskie dzieła muzyki rozrywkowej. Czyli lokalne disco polo o mocy miliona decybeli. O śnie nie ma mowy. Wiemy też dlaczego podróż trwa tak długo- zatrzymujemy się na postój praktycznie co godzinę. Wyjeżdżamy ze stolicy po 19-tej, a o 4 nad ranem z urywanej drzemki budzi nas głos "Wysiadać, wysiadać!". Sprawdzamy GPS- jesteśmy w Simarze, do granicy daleko. Ale kierowca coś gestykuluje, gorączkowo tłumaczy i nagle pada kluczowe słowo. Strajk. Dalej nie pojedziemy. Na granicy z Indiami trwają zamieszki, Nepalczycy zablokowali dojazd do Birgunj. Jedynym środkiem transportu są rowery i konne bryczki. 

Etap III- Trekking do granicy

Zrezygnowani wysiadamy z autobusu. Od razu otacza nas wianuszek woźniców. Cena za transport do granicy- 2500 rupii (22 euro). Jesteśmy źli, że nikt nas nie uprzedził w Kathmandu. Mamy bilet, który właściwie teraz nic nie znaczy. I chociaż bryczka to nie majątek- chodzi o zasady. Ignorujemy wszelkie "taksówki" i podejmujemy decyzję- idziemy na piechotę. Do Birgunj 22 km, to jak kolejny dzień trekkingu. Z małą różnicą- teraz musimy maszerować z pełnymi plecakami i po nieprzespanej nocy. Idę jak zombie. Zaczynamy o 4 rano, do granicy prowadzi dość dobra droga, wzdłuż której stoją wstrzymane ciężarówki. Pierwsze dwie godziny wędrujemy w ciemnościach, ruch spory- motory, rowery, konie, piesi. Gdy się rozwidnia, wszyscy patrzą na nas jak na przybyszów z kosmosu. Założę się, że turysty tu dawno nie było, a przynajmniej nie łaził sobie beztrosko drogą. Spotykamy Suresha- młodego Hindusa, który wraca z egzaminu w Kathmandu. Opowiada nam trochę o konflikcie- okazuje się że protest wymierzony jest w "bogatszą" północ- ludzie twierdzą, że stolica Nepalu zawsze dostaje więcej, a biedne południe nic. Stąd zamieszki i blokada dróg, którymi przewożone są dostawy z Indii. Mijamy spalone samochody, barykady z płonących opon, na przedmieściach Birgunj widzimy oddziały policji i tłum rzucający kamienie. Było nieciekawie- na szczęście przeszliśmy bez szwanku. Jest 10 rano, po sześciu godzinach wędrówki wyczerpani meldujemy się na granicy.

Etap IV- Dostać stempelek 

Kontrola po nepalskiej stronie to jak popołudniowa herbatka. Dosłownie. Panowie z urzędu immigracyjnego chyba też dawno nie widzieli turystów, częstują nas czajem, wypytują o wrażenia z Nepalu, udzielają rad. Bardzo przyjemne pół godziny. Wizyta w indyjskim biurze po drugiej stronie mostu to już zupełnie inna bajka. Czekamy prawie 2 godziny aż urzędnicy potwierdzą ważność naszej wizy. Gorąco- w końcu nie wytrzymuję i idę się przebrać. Miguel wychodzi na chwilę do łazienki, a wtedy strażnik zdobywa się na odwagę i woła mnie do drugiego pokoju: "Mogę zrobić zdjęcie?". A więc to o to chodziło :) Jestem w szoku- nawet jeszcze oficjalnie nie wjechałam do Indii, a już się czuję nieswojo. No cóż, zgadzam się na fotkę i po 2 minutach mamy stempel w paszporcie. 

Etap V- Pociągiem do Varanasi

W Raxaul po stronie indyjskiej idziemy na dworzec kolejowy. Jest południe, od 18 godzin jesteśmy w trasie, bez snu i prysznica, a tu okazuje się, że na pociąg musimy czekać do północy... Szukamy miejsca na zostawienie bagażu i trafiamy do lokalnego turist office. Urzędujący tam Hindus oznajmia nam, że jest turist inspektorem, a my jego gośćmi. Załatwia nam bilety, prowadzi do bankomatu, udostępnia kanciapę i skromną łazienkę do odświeżenia. Dziwna jest jego nadopiekuńczość, ale jesteśmy tak zmęczeni, że zgadzamy się na wszystko. Przysypiamy na kanapie w biurze, oczywiście pod czujnym okiem inspektora :) W końcu odprowadza nas całe kilka kroków na peron . Kolejne 12 godzin w podróży. W pociągu (zwykły, sypialny) są tylko prycze i kurz. Żadnych kocy, pościeli. Śpię w kurtce puchowej, a i tak budzę się z bólem głowy. Wreszcie- po prawie dwóch dobach- jestem w Varanasi.

Granica przekroczona. 
Straty- zgubiona (lub ukradziona) mp3, ładowarka i lusterko z grzebieniem. A także 1000 rupii indyjskich, których nie możemy się doliczyć. Na kasę machnęłam ręką, ale strata muzyki (pamiątki z Chin i Japonii) to duży ból... No trudno. Jestem za to w Indiach... :)


Jeszcze tylko 17 km marszu...

Z Sureshem

Policja kontra zirytowany tłum

Pogaduszki w biurze- strona nepalska

Nareszcie w Indiach!


Comments

  1. Wreszcie jest jakaś akcja. Zawsze wolałem surową prawdę braci Grimm od mdłych moralitetów Andersena. Gratuluję przygody!

    Ps.
    Stratami nie ma sie co przejmować bo jak to mawiał mój stary znajomy "...na każdej ekspedycji straty w sprzęcie i w ludziach sie zdarzają ... " hi, hi, hi

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sebo ja się niestety przywiązuję do przedmiotów... zła cecha w podróży :))
      Przygoda świetna! Chociaż nie wiem czy chcę takich więcej ;)

      Delete
    2. "Niczego się nie wyrzekać, do niczego się nie przywiązywać" Anthony de Mello

      Delete
  2. Hej wiem, ze post troche stary, ale moze mi pomozesz w jednej praktycznej sprawie. Z chlopakiem wybieramy sie do Nepalu, bedziemy leciec Londyn- New Dehli- Kathmandu. W droge powrotna chcemy przerkoczyc granice ladowa Nepal- Indie zeby dostac sie do New Dehli i leciec na Sri Lanke. Pytanie: czy wiesz jak wyglada sprawa z wizami do Indii? wiem, ze mozna aplikowac online i dostac na lotnisku, ale my bedziemy przekraczac granica droga ladowa. Czytam na necie o tych wizach, ale sie juz pogubilam. A wgl jak bedziemy leciec do Nepalu to nie bedziemy wychodzic z lotniska w New Dehli. Dzieki z gory za jakiekolwiek informacje :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hej! Faktycznie troszke dawno to było :) moja opinia jest taka- na przelot tranzytowy nie potrzebujecie wizy (jeśli nie opuszczacie lotniska). W drodze powrotnej przy przekraczaniu granicy lądem- jak najbardziej. My załatwialiśmy wizę w ambasadzie Indii w Katmandu- złożenie papierów przed trekkingiem, odbiór wizy 3 tygodnie później po trekkingu. Nie wiem czy chcecie na to tracić czas w Nepalu, może lepiej załatwić już w Polsce? Ja przy wizach do Rosji, Chin etc. korzystałam z aina.pl (płaci się prowizję, ale wszystko załatwią za ciebie).

      Zazdroszczę Nepalu, z chęcią wybrałabym się tam ponownie!! Dajcie znać jak poszło! Pozdrawiam!

      Delete

Post a Comment