Wilno, czyli jak dzielać liemoniadę z limona


Tak to czasem jest, że człowiek pędzi gdzieś, zdobywa odległe szczyty, zwiedza Mediolany czy Paryże, nie zauważając, że to co piękne i niezwykłe, nie musi być wcale daleko. Dlaczego ja wcześniej nie zwiedziłam Wilna?
Jest sobota wieczór. Łazimy z Kolą po dzielnicy bohemy wileńskiej Użupis. Nikolai to mój kolega z hostelowego pokoju, pięć minut po poznaniu wychodziliśmy już na spacer. Jest tu tylko jeden dzień dłużej ode mnie, a już zna ciekawe historie i tajemnice Wilna. Nie zwiedzamy najbardziej turystycznych miejsc. Największe wrażenie robi na mnie właśnie dzielnica artystów. Użupis (Zarzecze) jest państewkiem na 600m2 z własną flagą, hymnem, konstytucją, prezydentem i 12-osobową armią. Pierwotnie były to przedmieścia Wilna, zamieszkane głównie przez tkaczy i młynarzy, dopiero w czasach sowieckich podupadające domy zostały zamieszkane (mniej lub bardziej legalnie) przez wszelakiej maści artystów.
Przeglądamy się w konstytucji Użupis (napisano ją na lustrach w kilku językach). Niektóre punkty zapadają w pamięć: "Każdy ma prawo być nieznany i niewybitny", "Pies ma prawo być psem" czy "Każdy ma prawo umrzeć, ale nie jest to jego obowiązkiem". Warto przyjść tutaj 1 kwietnia w dzień niepodległości republiki. Wtedy na moście kontrolują paszporty (łącznie z wbiciem pieczątki). Obrady rządu odbywają się w kafejce nad rzeką Wilejką, a rano można spotkać mieszkańców Zarzecza, maszerujących w szlafroku po pieczywo. Niesamowite magiczne miejsce.

Konstytucję można nie tylko przeczytać, ale też się w niej przejrzeć.

Symbol Zarzecza- Anioł 


Wieczór kończymy w salsa klubie, gdzie świętujemy urodziny Koli. To jego pierwsza podróż poza Rosję, jest zachwycony wszystkim. Jedzie w przeciwną niż moja stronę, za parę dni będzie w Warszawie, ale mamy plan spotkać się w Moskwie, kiedy ja tam dotrę :)

Kolejny dzień pięknej pogody. Kola gdzieś przepadł ze swoim aparatem, a ja spotykam się z Mildą- dziewczyną z Couchsurfingu. Umówiłyśmy się tylko na kawę, a spędziłyśmy praktycznie cały czas razem. Milda okazała się świetnym przewodnikiem i inteligentym rozmówcą. Zobaczyłam Wilno z innej strony. Spróbowałam lodów z serem. Wzięłam udział w treningu INSANITY w Parku Vingis (do dziś czuję zakwasy). Wieczorem byłam na cudownym koncercie bluesowym w pubie Birra. Piłam cappuccino z miseczki w klimatycznej kawiarnio-księgarni Mint Vinnetou. Zwiedziłam Zamek Giedymina, wzgórze z Trzema Krzyżami, Katedrę, niechcący zawędrowałam nawet pod Ostrą Bramę. Gubiłam się w wąskich uliczkach starego miasta. Cudowne miejsce, a może to po prostu ludzie, sprawiają, że czujesz się tam jak u siebie. 

Widok z Zamku Giedymina

Kościół  Św. Piotra i Pawła

Na wzgórzu Trzech Krzyży

Z Mildą po treningu w parku

Kola i Maksim na koncercie bluesowym

Dzielnica Użupis


W poniedziałek za namową Mildy pojechałam do miejscowości Troki- dawnej stolicy Litwy i krainy jezior. Zaledwie pół godziny od Wilna znajduje się oaza zieleni, błękitu i spokoju (turyści kierują się głównie do Zamku na Wyspie, wystarczy zejść ze szlaku, żeby zostać sam na sam z przyrodą). Droga prowadzi brzegiem jeziora, właściwie jest to sześć jezior połączonych ze sobą. Moim zdaniem najlepiej byłoby objechać okolicę rowerem. Można również wypożyczyć łódkę, kajak czy żaglówkę. Zamek faktycznie jest atrakcją, pięknie położony na jeziorze Galwe (z litewskiego "głowa"). Legenda głosi, że zimą jezioro nie zamarznie, dopóki nie zabierze głowy topielca. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale ponoć co roku powierzchnię skuwa warstwa lodu tak gruba, że do niedawna młodzież urządzała wyścigi samochodów na jeziorze.
Zamek powstał z inicjatywy Wielkiego Księcia Litewskiego Kiejstuta, budowę dokończył jego syn Witold. Książę bał się najazdów Krzyżaków oraz bratobójczych spisków, potrzebował więc bezpiecznej rezydencji (położenie zamku czyniło go praktycznie twierdzą nie do zdobycia). 


Bilet wstępu kosztuje 5,5 euro. Warto, nawet jeśli nie jest się entuzjastą eksponatów historycznych. Później można wybrać się na spacer dookoła jeziora lub po prostu poopalać się na jednym z licznych pomostów. Wędkarze też nie będą w mniejszości. 


Po kilku godzinach wróciłam do Wilna. Naprawdę urzekło mnie to miasto. Dopiero zaczęłam moją podróż, a już mogłabym tu zostać :) I jak tu dojechać gdzieś dalej?

PS. "Dzielać liemoniadę z liemona"- powiedzenie Koli, które warto zapamiętać :) Brać z życia jak najwięcej, czerpać pełnymi garściami, nie żałować. Moja filozofia na najbliższy rok (a może na życie?)...









Comments

  1. Dzięki Kris! Staram się :)

    ReplyDelete
  2. miło się czyta opisy twojej wyprawy, a w Trokach urodził się mój dziadek. myślałam o odwiedzeniu Wilna i Troków, a po twoim opisie jestem pewna że to zrobię :)

    ReplyDelete
  3. Polecam...naprawde piekne miejsce i tak blisko!

    ReplyDelete

Post a Comment