Miało mnie tu nie być. Początkowa trasa mojej podróży wiodła przez przez Ukrainę i tam chciałam przekroczyć granicę z Rosją. Jednak po wszystkich zawirowaniach polityczno-wojennych zdecydowałam się zmienić kierunek i to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Miasto Carów, Wenecja Północy. Zobaczyłam Sankt Petersburg.
Nie jestem wielką fanką wystaw i eksponatów. Byłam w British Museum w Londynie (ale głównie dla kamienia z Rosetty, o którym przeczytałam w fascynującej książce C.W. Cerama "Bogowie, groby, uczeni"). Poza tym długie korytarze, setki obrazów, rzeźb i przedmiotów- jakoś szybko się nudzą. W Petersburgu jednak nie wahałam się ani chwili. Być tutaj i nie zobaczyć Ermitażu- Zimowego Pałacu, który, dzięki staraniom carycy Katarzyny II, stał się jednym z największych muzeów sztuki i malarstwa w Europie? W jej imieniu obrazy z francuskich kolekcji nabywał filozof Denis Diderot, dzisiaj w zbiorach znajdują się dzieła m.in. Tycjana, Moneta, Rembrandta czy Picassa. W muzeum mieści się ponad 3 miliony eksponatów! Gdyby każdemu z nich poświęcić minutę- zwiedzanie Ermitażu zajęłoby 5 lat. Ja tyle czasu nie miałam i zapewne nie obejrzałam nawet połowy, ale to co udało się zobaczyć, wystarczyło, żeby się zachwycić.
Ciekawostką w Ermitażu są specjalne oddziały kotów, polujące w przepastnych piwnicach i magazynach na gryzonie, które mogą uszkodzić cenne obrazy. Armia sześćdziesięciu czworonogów już od ponad 200 lat pracuje na rzecz muzeum. Wielka szkoda, że nie mogą przechadzać się korytarzami, jedynie latem można zauważyć je na dziedzińcu, gdzie wygrzewają....się... :)
Informacje praktyczne- wstęp do Ermitażu kosztuje 600 rubli (ok 10 euro), bilet lepiej kupić w maszynie niż stać w długiej kolejce do kasy. Plecak trzeba zostawić w szatni. Przygotować się na milion turystów i japońskie wycieczki...i można zaczynać:)
Do Petersburga trafiłam w czasie długiego weekendu- w piątek 12 czerwca obchodzono Dzień Rosji. W związku z tym tysiące rosyjskich turystów wyruszyło pozwiedzać swój piękny kraj. Uniemożliwiło to niestety sprawne przemieszczanie, dlatego postanowiłam spojrzeć na miasto z innej perspektywy- od strony rzeki. Newa jest główną aortą Petersburga, ze swoimi licznymi kanałami i odnogami, stanowi świetną alternatywę dla pieszego zwiedzania. Rejs łódką to koszt 550 rubli (9 euro), a można zobaczyć naprawdę wiele. Trzeba tylko uważać na niezwykle niskie mosty (w Petersburgu jest ich ponad 300), byłam świadkiem, jak lekko podpity jegomość, wypijając kolejne małpki ze swoim kolegą, nie zastosował się do rad kapitana i wyrżnął czołem prosto w kamienne balustrady mostu. Polała się krew, a zszokowany Rosjanin do końca rejsu siedział już jak trusia.
Niesamowitym spektaklem, którego jednak nie było dane mi zobaczyć, jest podnoszenie mostów w nocy, aby pod nimi mogły przepłynąć większe statki. Mosty, który w ciągu dnia służą jako droga dla pieszych i zmotoryzowanych, w nocy dosłownie pękają w połowie- razem z instalacją, latarniami, chodnikiem. Ponoć nieziemski widok, niestety, żeby go ujrzeć, trzeba mieszkać w centrum albo mieć rower, bo metro przestaje jeździć o północy i nie ma możliwości powrotu.
Nie jestem wielką fanką wystaw i eksponatów. Byłam w British Museum w Londynie (ale głównie dla kamienia z Rosetty, o którym przeczytałam w fascynującej książce C.W. Cerama "Bogowie, groby, uczeni"). Poza tym długie korytarze, setki obrazów, rzeźb i przedmiotów- jakoś szybko się nudzą. W Petersburgu jednak nie wahałam się ani chwili. Być tutaj i nie zobaczyć Ermitażu- Zimowego Pałacu, który, dzięki staraniom carycy Katarzyny II, stał się jednym z największych muzeów sztuki i malarstwa w Europie? W jej imieniu obrazy z francuskich kolekcji nabywał filozof Denis Diderot, dzisiaj w zbiorach znajdują się dzieła m.in. Tycjana, Moneta, Rembrandta czy Picassa. W muzeum mieści się ponad 3 miliony eksponatów! Gdyby każdemu z nich poświęcić minutę- zwiedzanie Ermitażu zajęłoby 5 lat. Ja tyle czasu nie miałam i zapewne nie obejrzałam nawet połowy, ale to co udało się zobaczyć, wystarczyło, żeby się zachwycić.
Biblioteka w Zimowym Pałacu
Informacje praktyczne- wstęp do Ermitażu kosztuje 600 rubli (ok 10 euro), bilet lepiej kupić w maszynie niż stać w długiej kolejce do kasy. Plecak trzeba zostawić w szatni. Przygotować się na milion turystów i japońskie wycieczki...i można zaczynać:)
Do Petersburga trafiłam w czasie długiego weekendu- w piątek 12 czerwca obchodzono Dzień Rosji. W związku z tym tysiące rosyjskich turystów wyruszyło pozwiedzać swój piękny kraj. Uniemożliwiło to niestety sprawne przemieszczanie, dlatego postanowiłam spojrzeć na miasto z innej perspektywy- od strony rzeki. Newa jest główną aortą Petersburga, ze swoimi licznymi kanałami i odnogami, stanowi świetną alternatywę dla pieszego zwiedzania. Rejs łódką to koszt 550 rubli (9 euro), a można zobaczyć naprawdę wiele. Trzeba tylko uważać na niezwykle niskie mosty (w Petersburgu jest ich ponad 300), byłam świadkiem, jak lekko podpity jegomość, wypijając kolejne małpki ze swoim kolegą, nie zastosował się do rad kapitana i wyrżnął czołem prosto w kamienne balustrady mostu. Polała się krew, a zszokowany Rosjanin do końca rejsu siedział już jak trusia.
Niesamowitym spektaklem, którego jednak nie było dane mi zobaczyć, jest podnoszenie mostów w nocy, aby pod nimi mogły przepłynąć większe statki. Mosty, który w ciągu dnia służą jako droga dla pieszych i zmotoryzowanych, w nocy dosłownie pękają w połowie- razem z instalacją, latarniami, chodnikiem. Ponoć nieziemski widok, niestety, żeby go ujrzeć, trzeba mieszkać w centrum albo mieć rower, bo metro przestaje jeździć o północy i nie ma możliwości powrotu.
Nocny rejs po Newie i zwodzone mosty- fot. Podróżniccy
Sankt Petersburg ma naprawdę wiele do zaoferowania. Nie wspomniałam jeszcze o Soborze Isakijewskim (drugiej największej świątyni w Rosji i czwartej na świecie), Twierdzy Pietropawłowskiej (najstarszej części miasta na Wyspie Zajęczej) czy Cerkwi na Krwi. Moją kolejną destynacją był jednak- oddalony o 40 minut jazdy przepełnioną marszrutką- zespół pałacowy Peterhof. Olbrzymi park, alejki, pałac i 144 fontanny. Ciekawostką jest, że działają one bez użycia pomp, wykorzystując jedynie zmianę ciśnienia między jeziorem, skąd pobierana jest woda, a miejscem, gdzie stoją. Magiczne miejsce...to znaczy, byłoby bardziej, gdyby nie hordy turystów. Pogoda dopisała i rosyjski naród (i paru Chińczyków oczywiście) ruszyło w plener, zaspokajać swoje estetyczne żądze :)
Praktycznie- wstęp do Dolnego Parku 500 rubli (Górny zwiedza się za free). Do Pałacu osobny bilet, ale nawet nie próbowałam się przedzierać. Dojazd marszrutką (dłużej i w ścisku) 55 rubli w jedną stronę lub wodolotem (eksluzywnie) 600 rubli.
Zwiedzania w Petersburgu jest na parę ładnych dni, bądź tygodni, ale nie sposób nie wspomnieć też o cudownych ludziach, którzy mnie tu przyjęli i ugościli w zaskakujący sposób. Uwielbiam Rosjan! Są tak pomocni, otwarci i szczerzy, że między bajki można włożyć wszystkie negatywne stereotypy o nich (a może po prostu dobrze trafiam). Moi gospodarze Irina i Sasza są najlepszym tego przykładem. Wspólne posiłki, zwiedzanie, spacery, rower, próbowanie lokalnych trunków (Bojarski drink- na cześć radzieckiego aktora), pokonywanie barier językowych, nocowanie w jednym pokoju (bo mają kawalerkę, a mimo to przyjmują gości), pomoc w każdej sytuacji- takie rzeczy tylko w Rosji :)
Sasza i Irina- najlepsze małżeństwo pod słońcem
Profesjonalna sesja by Irina Aksenova
Sobór Zmartwychwstania Pańskiego (Cerkiew na Krwi)
Petersburg jest lepszy nocą
W tym miejscu stoi krążownik Aurora (chwilowo "w riemoncie")
Widok z rejsu po Newie
Najpiękniejsza budowla w Petersburgu- Cerkiew na Krwi
W mało turystycznej części miasta z drugą Iriną- fot. I.Aksenova
Comments
Post a Comment