Jeszcze spotkamy się na cudnych manowcach



Coś się kończy, coś się zaczyna... Po ponad pięciu latach od podróży, która zmieniła moje życie (banał, ale co poradzić, tak było) i założenia niniejszego bloga, który jest i zawsze będzie dla mnie bardzo ważny- zdecydowałam się zamknąć rozdział pt. "Cudne Manowce".

Nadszedł odpowiedni moment, choć właściwie od kilku miesięcy czułam, że powinnam to zrobić. Z kilku powodów, ale najistotniejszy był ten- straciłam przyjemność z relacjonowania moich podróży, a na inne przemyślenia warte spisania po prostu nie mam czasu. Oczywiście, troszeczkę winię charakter  naszych obecnych wyjazdów, nic tylko plaża, plaża i plaża, o czym tu pisać... :) Albo zupełny brak wyjazdów- to też nie sprzyja posiadaniu bloga podróżniczego :)

Sprawiało mi frajdę opowiadanie o świecie, który zobaczyłam w Azji i Australii, dzielenie się z Wami przygodami, wtopami i radością z bycia wagabundą, która przeprawia się nocą przez nepalsko-indyjską granicę ogarniętą zamieszkami. Tematy same stawały na drodze, a zdania same układały się w głowie. "Cudne Manowce" miały trwać tylko rok, ale tak polubiłam i przywykłam do zapisków z wakacji czy życia codziennego, że po powrocie do Europy postanowiłam kontynuować swoje bazgroły. Pisałam w Norwegii, pisałam w trakcie wypraw rowerowych, pisałam w Szwajcarii.

Jednak jakiś czas temu zauważyłam, że stało się to raczej obowiązkiem niż przyjemnością. Poza tym nie ukrywam, że wszystkie (nieliczne) teksty na blogu od momentu pojawienia się syna, to zasługa Miguela- żebym mogła siedzieć przy komputerze, ktoś musi siedzieć z Leo. Czułam, że muszę zrewidować moje priorytety. I czułam, że nie potrafię już wnieść w "Cudne Manowce" jakości, na jaką moi (nieliczni) czytelnicy zasługują. Trzy lata mieszkam w Zurychu, a jeszcze słowa nie napisałam o tym mieście... Mój wewnętrzny dowodzący, generał Powinno-Być-Idealnie-I-Wszystko-Dopięte-Na-Ostatni-Guzik się po prostu na to nie zgadza :) 

Dziękuję tym, którzy byli ze mną do końca. Wiem, że blog jest bardzo daleki od ideału, ale to moje dziecko, więc mu wybaczam :) Miewaliśmy trudne chwile (np. w Mongolii, kiedy wszyscy w hostelu wychodzili na imprezę, a ja zostawałam, by uaktualnić wpis z objazdówki. Albo w Chinach, kiedy słabe wifi kasowało mi posty przed zapisaniem i musiałam tworzyć je od nowa), ale też sporo radości i satysfakcji. Cieszyłam się, że moi rodzice mogą "widzieć" moją podróż, mama zawsze czytała wpis dwa razy, najpierw sobie, potem tacie. Dostałam też kilka wiadomości od czytelników, którzy dziękowali za inspirację, za zmotywowanie do wyjazdu w nieznane. To dodawało skrzydeł. Raz czy dwa znalazł się jakiś hejter, ale gdzie ich nie ma?   

To będzie 139-ty tekst ode mnie do Was. "Cudne Manowce" zostają w sieci, lubię wracać do wspomnień, a i pamięć już nie ta, więc podręczny dziennik z podróży się zawsze przyda :) 

Aaa, i wypatrujcie nowości! Nie rezygnuję z pisania, tylko robię sobie małą przerwę... Mam nadzieję, że to, co potem będę miała do zaproponowania, przypadnie do gustu i Wam. 

Dziękuję, wierni czytelnicy!
Do usłyszenia


Comments

  1. “Journeys end in lovers meeting"

    ― William Shakespeare, Twelfth Night

    ReplyDelete

Post a Comment