Kraina rozległych lasów i ciemnych jezior, tyle razy ignorowana w naszych podróżniczych planach ("bo blisko", "bo to tylko Niemcy", "bo nie ma tam gór", "bo zawsze możemy wpaść tam z Zurychu w następny weekend" itd...), wreszcie doczekała się swoich pięciu minut :) Jakże niesłusznie pomijaliśmy dotąd "niepozorny" Szwarcwald! Tam jest wszystko, czego rodzina potrzebuje na wakacjach- cisza, przestrzeń, dobra kuchnia, atrakcje i zabytki, a przede wszystkim przepiękna przyroda na wyciągnięcie ręki.
I o to nam chodziło! Po dość stresującym pobycie w Polsce chcieliśmy po prostu się zrelaksować, bez większego zwiedzania czy innych ambitnych planów. Właściwie plan był jeden- spać, kiedy Leo śpi :) Ale wiecie jak to jest? "Ciekawe, dokąd prowadzi ten szlak?", "O, jeziorko widzę na mapie, idziemy?", "Piękne słońce, przecież nie będziemy siedzieć w pokoju...". Miguel się śmieje, że ja zupełnie opacznie rozumiem słowo "wypocząć" :) Dzięki temu wyściubiliśmy jednak nosy z kanapy i zobaczyliśmy szwarcwaldzkie to i owo. Co polecamy?
Lokalizacja jest ważna- Falkau
Szwarcwald duży nie jest, około 160 km pagórków poprzeplatanych rzeczkami i jeziorami. To tutaj znajduje się słynne uzdrowisko Baden-Baden, to stąd pochodzą wyśmienite specjały, jak tort i szynka szwarcwaldzka. Miłośnicy sportów zimowych też nie będą się tu nudzić. A latem turystów kuszą ocienione leśne dukty, szlaki rowerowe i mniej lub bardziej zagospodarowane brzegi jezior.
Na pobyt wybraliśmy południową część regionu, a najważniejsza była dla nas lokalizacja hotelu- miało być blisko wody. Trafiliśmy w dziesiątkę- leśny szlak zaczynał się tuż za naszym pensjonatem w Falkau i wiódł do przyjemnego jeziorka Windgfällweiher, które posiadało nawet "plażę" (wstęp 2.5 euro, toalety, przebieralnie, bar, wypożyczalnia SUP-ów). A na zagorzałych piechurów czeka jeszcze trzykilometrowa pętelka wokół jeziora, nam się niestety nie udało (relaks przede wszystkim, tak?). Więc tylko pływanie, babki z piasku i drzemki. Kameralnie...
Na pobyt wybraliśmy południową część regionu, a najważniejsza była dla nas lokalizacja hotelu- miało być blisko wody. Trafiliśmy w dziesiątkę- leśny szlak zaczynał się tuż za naszym pensjonatem w Falkau i wiódł do przyjemnego jeziorka Windgfällweiher, które posiadało nawet "plażę" (wstęp 2.5 euro, toalety, przebieralnie, bar, wypożyczalnia SUP-ów). A na zagorzałych piechurów czeka jeszcze trzykilometrowa pętelka wokół jeziora, nam się niestety nie udało (relaks przede wszystkim, tak?). Więc tylko pływanie, babki z piasku i drzemki. Kameralnie...
Nasz pensjonat
Wszędzie zielono...
... a szlaki tuż za hotelem
Nad jeziorem Windgfällweiher
Uroki Titisee
Na pewno polecamy wdzięczne miasteczko Titisee, położone nad jeziorem o tej samej nazwie. Tu już kręciło się więcej turystów, warto przespacerować się deptakiem, a potem ruszyć w krótki rejs łodzią (co ciekawe, za darmo, jeśli posiada się Hochschwarzwaldkarte- tę dostaliśmy w hotelu. Warunek- zarezerwowane minimum dwie noce. Karta jest świetna, multum atrakcji jest za grosze lub wręcz za free. Pełny wykaz znajdziecie tutaj).
Pierwotnie mieliśmy objechać okolice Titisee rowerem, ale popołudniu zmieniliśmy zdanie i po rejsie urządziliśmy sobie piknik nad jeziorem. Leo wyszalał się za wszystkie czasy na placu zabaw, zjedliśmy dość podejrzane frykadelki z plażowego baru, a potem znacznie smaczniejszy falafel w tureckim bistro. Wokół jeziora także biegnie szlak (widzieliśmy z łodzi, bo wiecie... czasu nie starczyło, by się ruszyć z kocyka- to się nazywa kompromis między wypoczynkiem aktywnym a biernym:).
Deptak nad Titisee
Krótki rejs po jeziorze Titisee
Ktoś tu przespał całą wycieczkę
Miała być głównie natura, ale jednego dnia uparłam się na Fryburg Bryzgowijski (Freiburg im Breisgau)- największe miasto Szwarcwaldu (i ponoć najcieplejsze miasto w Niemczech). Bardzo chciałam zobaczyć pewną ciekawostkę, a mianowicie bächle- kanaliki, które biegną przez całą starówkę. Zasilane z pobliskiej rzeki Dreisam, dawniej pomagały gasić liczne pożary występujące we Fryburgu. Dziś stanowią lokalną atrakcję i są wspaniałą okazją do schłodzenia się w upale :) Leo, gdyby mógł, wytaplałby się w nich cały...
Obejrzeliśmy także z zewnątrz piękną XIII-wieczną Katedrę Najświętszej Maryi Panny oraz zabytkowy Dom Towarowy z imponującą czerwoną fasadą. Nie skusiły nas jednak restauracyjki starego miasta, kolację zjedliśmy już za murami (było azjatycko i pysznie!)
Katedra we Freiburgu
Stare miasto na barana, w tle zabytkowy Dom Towarowy
Chłodzimy się w kanalikach
Jest woda, jest radość!
Rowerem wokół Schluchsee
Jest woda, jest radość!
Rowerem wokół Schluchsee
W końcu przyszedł czas na rowery! Postanowiliśmy ambitnie objechać największe jezioro Szwarcwaldu Schluchsee- całe 18 kilometrów. I pewnie udałoby się zrealizować ten cel, gdybyśmy nie trafili na plażę marzeń :) Ale od początku...
Po nieudanej próbie wypożyczenia rowerów w Spass Park (nie mieli akcesoriów dla dzieci, nie polecamy!), udaliśmy się na drugą stronę jeziora, do wypożyczalni Müllers na tamie. Całkiem tanio i sprawnie dostaliśmy nasze jednoślady + przyczepkę dla Leo. Zaczęliśmy pedałować około 14, mieliśmy cztery godziny, by ukończyć pętlę. Szlak jest fantastyczny (przynajmniej ta część, którą zrobiliśmy). Szeroka ścieżka w lesie, widok na jezioro i co chwilę ustronna plaża czy zatoczka. I właśnie po zaledwie 40 minutach jazdy postanowiliśmy odpocząć nad brzegiem.
Miejsce było tak klimatyczne, że bez żalu porzuciliśmy rowerowe ambicje i oddaliśmy się błogiemu lenistwu (jeżeli można tak nazwać pobyt z Leo nad wodą- "nie wchodź tam, nie jedz kamieni, za ciepło, za zimno, głodny jestem itp"). Warto spędzić tam nawet cały dzień, grillując (było miejsce po ognisku) czy po prostu wygrzewając się na piasku.
Rowerowy dzień
Trochę ciężko...
...ale pasażer zadowolony
Plaża nad jeziorem Schluchsee
Hochschwarzwaldkarte
Posiadając Hochschwarzwaldkarte mieliśmy dostęp do wielu atrakcji, w te kilka dni urlopu nie sposób było "zaliczyć" nawet 1/4 z nich. Raz wybraliśmy się na spacer do Tatzmanii- rozległego parku z dzikimi zwierzętami, jednak nie zrobił on na nas większego wrażenia (wciąż w budowie, pustawy taki, nawet zdjęcia nie zrobiliśmy). O wiele lepszym pomysłem była wycieczka do Badeparadies we wspomnianym Titisee- na deszczowy dzień to opcja idealna. Wygrzaliśmy się pod palmami, Leo wypluskał do woli, dobre miejsce na zakończenie wakacji, których myślą przewodnią miał być wypoczynek.
Mam przeczucie, że to nie był nasz ostatni raz w Szwarcwaldzie. Bo miło tam, a z Zurychu blisko :)
Badeparadies na deszczowy dzień
Comments
Post a Comment