Szwajcarskie wędrówki- jezioro Pigniu


Pod koniec lutego (nie z naszej winy) przytrafił nam się drobny wypadek i nieoczekiwanie zostaliśmy bez samochodu. Wielkiego olaboga nie było, bo akurat świat zamarł na chwilę i wszyscy tak czy siak siedzieliśmy na tyłkach. Brak auta po prostu ułatwiał sprawę...

Ale...chyba już wystarczy, prawda:)? Dochrapaliśmy się wreszcie własnych czterech kółek i pewnej słonecznej niedzieli z radością wybraliśmy się na pierwszą od miesięcy dalszą wycieczkę. 

Kryteria wyboru trasy były jasne:

- coś nowego
- nie dalej niż 2 godziny jazdy od Zurychu
- szlak przejezdny dla wózków
- bez kolejek górskich i gondoli (które jeszcze i tak nie działają)
- i ma być imponująco!

Na świetnym blogu Swiss Family Fun znaleźliśmy kilka interesujących opcji, a najbardziej przypadło nam do gustu Pigniu Lake. Ok, tam jeszcze nas nie było :) Zabieramy również Izę, Alexa i Hugo z Zurychu i jedziemy!

Przechadzka wokół jeziora Pigniu idealnie wpisuje się w  moją wizję leniwej niedzieli na łonie natury- jest zupełnie niewymagająca. Płasko i krótko (cała pętla to mniej więcej godzina marszu), ale właśnie od takiej lekkiej wędrówki chcieliśmy zacząć sezon. 

Krętą, górską drogą docieramy pod tamę w miejscowości Pigniu, tu zaczyna się szlak. Tłumów nie będzie, bez problemu udaje się zaparkować. Podziwiamy widoki "z dołu"- 53-metrową tamę zdobi mural przedstawiający żołnierzy marszałka Suvorova uciekających przez przełęcz Panix (Pigniu) przed armią francuską. Polana u stóp jeziora zwykle w maju żółci się od mniszka lekarskiego, chyba jednak się ciut spóźniliśmy, bo wokół jest "tylko" zielono.

Połowa szlaku (prawa strona jeziora patrząc od tamy) to  szeroka i przejezdna trasa, właśnie tam kierujemy nasze kroki. Pod koniec maja jest sprzątana po zimie (z konarów, skał itp) i można spokojnie nią spacerować. Lewą stroną jeziora biegnie wąska, niekiedy "schodkowa", alpejska ścieżka, której nie polecam, jeśli maszerujecie z wózkami (zdaniem Miguela wózek da się przeprowadzić, a moim zdaniem- po co się męczyć? Lepiej wrócić tą samą drogą albo nie brać wózka wcale i po prostu przenieść malucha w nosidełku). Oczywiście, po skończonym grillu chcieliśmy zrobić pełną pętelkę. Iza zaproponowała, że przespaceruje się z Leo z powrotem, a reszta ekipy mogła kontynuować marsz. 

Muszę przyznać, że Pigniu Lake to jedno z piękniejszych miejsc na niedzielny piknik, jakie można sobie wyobrazić. Na krańcu jeziora, gdzie górskie strumienie spływając zboczami tworzą fenomenalne kaskady, ustawiono stoły, ławki i przygotowano miejsca ogniskowe. Szwajcaria w pełnej krasie, wzorowa organizacja :) Delektujemy się widokami, kiełbaskami i słoneczkiem. Do wodospadów prowadzi mostek zdejmowany na okres zimowy i kładziony ponownie na wiosnę. Bez niego wędrówka wokół jeziora nie byłaby możliwa, na szczęście już stoi. 

Komu polecam spacer przy jeziorze Pigniu? Hmmm, początkującym piechurom (bo łatwa, płaska trasa), oszczędzającym kasiorkę (bo brak drogich kolejek), miłośnikom pikników i rodzinom z dziećmi (te młodsze mogą hasać po trawie, starsze eksplorować brzegi i strumienie). Na pewno Wam się spodoba. Zresztą, zerknijcie na fotki, mówią same za siebie...


 Parkujemy pod tamą, mleczyków nie ma...

Przejezdna strona jeziora

 Jezioro Pigniu

Bajeczne miejsce piknikowe 

 Jest niedziela, jest grill

Zimnej wody pod dostatkiem

Rodzinna sesja musi być

Most zdejmowany na zimę z powrotem na miejscu

Kaskady nad jeziorem

Kolejny mostek prowadzi do "ścieżki alpejskiej"

 Nieprzejezdna strona jeziora

Ale można i w nosidełku






















Comments