Oj, wyjątkowo nie mam weny do pisania ostatnio... Niby dni wolnych ciut więcej (bo pracuję mniej), tematy też by się znalazły- nic, tylko siąść i tworzyć... a mnie pomroczność jakaś ogarnęła, jakbym obuchem w czerep dostała- czuję, że ilość szarych komórek skurczyła mi się niebezpiecznie...
Nieśmiało zrzucam winę na mój stan błogosławiony (zaraz, zaraz... a gdzie są te supermoce, z których ponoć słyną ciężarówki, ja się pytam?? U mnie- poza nieznaczną poprawą wzroku i wciąż samodzielnym wiązaniem sznurówek, z czego jestem bardzo dumna- żadnych supermocy nie stwierdzono). Póki co, w pakiecie razem z potomkiem, dostałam: wzmożony apetyt na wszystko, co z mąki (święci pańscy, miejcie w opiece moją figurę!) i wszechogarniającą senność, która skutkuje m.in. blogowym lenistwem.
Ale... nie poddam się!! Przemogę ten pisarski marazm i podsumuję krótko nasze niedawne wielkanocne wakacje. Część historii opublikowałam już na FB, tutaj dorzucę brakujące fragmenty. Gotowi na roadtrip po Europie? Zaczynamy :)
Ale jaja! Znów święta w podróży!
Ruszylismy w kolejny roadtrip- powolutku przez Niemcy, Austrię, Czechy- za kilka dni doturlamy się do Polski. Po drodze moc atrakcji... Zaczęliśmy od ponoć drugiego najchętniej odwiedzanego zabytku w Europie (zaraz po wieży Eiffla)- zamku Neunschwanstein w Bawarii. To na tej budowli Disney wzoruje swoje logo, kopciuszkowy pałac. Najbardziej urzekło nas jego położenie (bo samych zamków widzieliśmy już sporo i one wszystkie są... jakby podobne :). Neunschwanstein stoi w lesie, nad skalnym wąwozem, świetne tereny do spacerowania. Niestety, nie dane nam było sfotografować dzieła w pełnej okazałości, najlepsze punkty widokowe zostały opanowane przez hordy turystów, a stać dwie godziny w kolejce, by cyknąć fotkę- nie w naszym zwyczaju...
Wczoraj, chyba po raz ostatni w tym sezonie, widzieliśmy zimę na pięknie ośnieżonych zboczach pasma góskiego Karwendel na granicy bawarsko- tyrolskiej. W planach był nawet trekking, ale okazało się, że szlaki wciąż zasypane i pozostał nam tylko krótki spacerek i leniwe wygrzewanie się przy schronisku. A na deser zajrzeliśmy do przeuroczego Mittenwaldu- bawarskiej wioseczki słynącej z wyrobu skrzypiec i kolorowych malowideł zdobiących fasady domów.
NIEMCY
Ale jaja! Znów święta w podróży!
Ruszylismy w kolejny roadtrip- powolutku przez Niemcy, Austrię, Czechy- za kilka dni doturlamy się do Polski. Po drodze moc atrakcji... Zaczęliśmy od ponoć drugiego najchętniej odwiedzanego zabytku w Europie (zaraz po wieży Eiffla)- zamku Neunschwanstein w Bawarii. To na tej budowli Disney wzoruje swoje logo, kopciuszkowy pałac. Najbardziej urzekło nas jego położenie (bo samych zamków widzieliśmy już sporo i one wszystkie są... jakby podobne :). Neunschwanstein stoi w lesie, nad skalnym wąwozem, świetne tereny do spacerowania. Niestety, nie dane nam było sfotografować dzieła w pełnej okazałości, najlepsze punkty widokowe zostały opanowane przez hordy turystów, a stać dwie godziny w kolejce, by cyknąć fotkę- nie w naszym zwyczaju...
Wczoraj, chyba po raz ostatni w tym sezonie, widzieliśmy zimę na pięknie ośnieżonych zboczach pasma góskiego Karwendel na granicy bawarsko- tyrolskiej. W planach był nawet trekking, ale okazało się, że szlaki wciąż zasypane i pozostał nam tylko krótki spacerek i leniwe wygrzewanie się przy schronisku. A na deser zajrzeliśmy do przeuroczego Mittenwaldu- bawarskiej wioseczki słynącej z wyrobu skrzypiec i kolorowych malowideł zdobiących fasady domów.
Spacerem na wzgórze zamkowe
Dziedziniec Neunschwanstein
Ze szlaku wokół zamku
Dłuuuga kolejka na most z widokiem
A nam się nie chciało czekać...
Zima!
Dalej iść się nie dało...
Nie skończyliśmy pętelki niestety
Widok na zachodni szczyt Karwendel i naszą pętelkę
Relaks w słońcu
Tunel Dammkarweg na drugą stronę zbocza...
...a tam też zasypane
Uliczki Mittenwaldu
Malowidła na fasadach domów
Mittenwald skrzypcami stoi
W spodniach Flapa (tego od Flipa)
AUSTRIA i CZECHY
Nasza krótka podróż przez "mniej egzotyczną", jak kiedyś określiła moja koleżanka, część Europy trwa ;) Być może czeskie czy niemieckie krajobrazy Polakom wydają się, hmmm... znajome i mało fascynujące, ale już np na Azjatach muszą robić wrażenie, bo wszędzie ich pełno 😅 Nam bardzo podobał się Salzburg- miasto Mozarta, idealne na jednodniowy przystanek. Zwiedziliśmy twierdzę i zamek Hohensalzburg, ogrody Mirabell, przespacerowaliśmy się deptakiem nad rzeką Salzach i zjedliśmy przesmaczną kolację w Zwettler's (polecamy!).
Od kilku dni prześladuje nas filozoficzne wręcz pytanie... Czym jest Krumlov? 😅 Dotarliśmy do słynnego czeskiego miasteczka, które dla mnie wygląda... zbyt bajkowo, by było prawdziwe. Kilkusetletnia zabudowa starego miasta utrzymywana ze środków Unesco przyciąga miliony odwiedzających. Popołudniu jednak wszystkie wycieczki wyjeżdżają, a Cesky Krumlov zmienia się w opustoszałą dekorację jakiegoś pięknego, smutnego filmu... Podobnie jest również poza sezonem, miasto-wydmuszka przesypia leniwe zimowe miesiące, z utęsknieniem czekając na wiosnę/lato i napływ koreańskich turystów. Zostaliśmy tam dwie noce i dzięki temu mogliśmy przyjrzeć się tym kontrastom...
W Krumlovie również spotkaliśmy się z Kiki- koleżanką poznaną w Mongolii. To już nasze trzecie reunion, jak zawsze udane. Kiki przemierza Europę swoim świeżo zakupionym czerwonym minikamperem i cieszy się wolnością, jaką daje własny kawałek podłogi na czterech kółkach :) Pofilozofowaliśmy sobie razem przy czeskim piwie i knedliczkach (choć wciąż nie udało się ustalić, czym jest krumlov...Żałuję, że nie zadaliśmy tego pytania naszemu przewodnikowi z Free Walking Tour- wyglądał bardzo krumlovato- powinniśmy byli zapytać, co skłoniło go do przeprowadzki do tego dziwnego miasta).
Widok na twierdzę Hohensalzburg
Katedra salzburska
W ogrodach Mirabell
Panorama Salzburga
Główny deptak
Brama do ogrodów Mirabell
Spacerkiem nad Salzach
Lato!
Dom, gdzie urodził się Mozart
Reunion w Krumlovie
Cesky Krumlov
Zamek nocą
Nudny przewodnik czy tylko zmęczenie?
Fajnie się znów spotkać
Uliczki pustoszeją
Na zamku za dnia
Kiki i jej nowy dom
Brama do ogrodów Mirabell
Spacerkiem nad Salzach
Lato!
Reunion w Krumlovie
Cesky Krumlov
Zamek nocą
Nudny przewodnik czy tylko zmęczenie?
Fajnie się znów spotkać
Uliczki pustoszeją
Na zamku za dnia
Kiki i jej nowy dom
POLSKA
Założyłam sobie kiedyś, że stopniowo pokażę Miguelowi wszystkie pasma górskie w Polsce, które pamiętam ze starych dobrych czasów włóczęgi, biwaków i obozów wędrownych (M. chyba już przywykł do tych moich harcerskich sentymentów, bo nie protestuje :). Zaczęliśmy od Gór Stołowych, bardzo dawno tu nie byłam. Zatrzymujemy się w Kudowie-Zdroju, która okazuje się mniej wymarła niż sądziłam (spodziewałam się pustek przedsezonowych, ale jednak kuracjusze dopisali...).
W samym uzdrowisku nie ma za bardzo co robić, oprócz popijania leczniczych wód, spacerowania w Parku Zdrojowym i kosztowania polskich specjałów w restauracjach (z czego skwapliwie korzystamy, w Zurychu nie ma takich pierogów czy żurku). Ale naszym głównym zamiarem są wędrówki. Słoneczko przygrzewa, pora na szlak! Jednego dnia zdobywamy Szczeliniec Wielki, drugiego wybieramy się na Błędne Skały. O ile trasy nie są zbyt wymagające, to przeciskanie się przez skalne labirynty- zwłaszcza z moim brzucholem- do najłatwiejszych nie należy :)
W drodze do domu standardowo zahaczamy o Wrocław, odwiedzamy znajomych i nasze ulubione miejsca (m.in. "Setkę"czy "Browar Stu Mostów"). Potem wizyta u rodziców, pogoda się zepsuła, na szczęście chociaż jednego dnia udało się zrobić obiecanego grilla (bo jak to, majówka bez kiełbasy i kaszanki??). I już pora wracać, urlop się kończy. To nasza ostatnia dłuższa podróż tylko we dwoje :) Ciekawa jestem, jak będzie wyglądać następna?
Zaczynamy!
Błędne skały
W labiryncie
Formacje skalne na Szczelińcu
Przerwa na herbatkę
Schronisko na Szczelińcu
Schody i labirynty
Dobrze, że to tylko szósty miesiąc
Ze szczytu
Woda "z jajami"
Pijalnia wód w Kudowie
Comments
Post a Comment