Graniczne atrakcje Paragwaju- zapora wodna Itaipu i wodospady Iguazu


Na koniec naszej południowo-amerykańskiej podróży wylądowaliśmy w Ciudad del Este- mieście na styku trzech granic, Paragwaju, Brazylii i Argentyny. Tutaj też M. ma rodzinę i tutaj znajdują się atrakcje, które koniecznie chcieliśmy zobaczyć- zapora wodna Itaipu i wodospady Iguazu. Pora na trochę aktywności!

Zapora wodna Itaipu



Nie marnujemy czasu- dotarliśmy nocnym autobusem z Asuncion o 6 rano, a już na godzinę 8 mieliśmy zarezerwowanego przewodnika po zaporze. Od strony paragwajskiej ten cud techniki można zwiedzać za darmo, ale tylko "z zewnątrz" - busik obwozi turystów po kilku punktach widokowych. My mieliśmy ciut więcej szczęścia- ciotka Eva, pracując w kadrach Itaipu całe życie- zorganizowała nam "zwiedzanie techniczne od środka". I to dopiero robi wrażenie! 

Zapora Itaipu (co w języku guarani oznacza "śpiew kamieni") jest drugą co do wielkości elektrownią wodną na świecie, po Zaporze Trzech Przełomów w Chinach. Zbudowana na granicznej rzece Parana pokrywa 85% zapotrzebowania na prąd Paragwaju i 15% Brazylii. Jest potężna! 
Z filmu poprzedzającego zwiedzanie dowiadujemy się między innymi, że z ilości stali użytej do jej budowy, można by wznieść 380 Wież Eiffla. Alex- nasz przewodnik- pokazuje nam pełne monitorów i przycisków centrum dowodzenia, przedzielone żółtą linią- to granica, z jednej strony przed komputerami siedzą Brazylijczycy, z drugiej operatorzy z Paragwaju. Zegary pokazują trzy różne godziny- czas paragwajski, brazylijski i jeden wspólny dla ułatwienia współpracy. 
Następnie zjeżdżamy windą i zwiedzamy wnętrze bestii-  maszynownię i turbiny. Na koniec autobus wywozi nas na szczyt zapory, skąd podziwiamy widoki na rzekę Paranę i jezioro powstałe po budowie tamy. Tak kończy się bardzo ciekawa i oryginalna lekcja techniki. 











Wodospady Iguazu




Następnego dnia czeka nas mały galimatias transportowy- kuzynka Raquel ma nas dowieźć do granicy argentyńskiej i miasteczka Puerto Iguazu (musimy przejechać przez Brazylię- znów kolejne pieczątki w paszporcie), korek niemiłosierny, wysiadamy wcześniej, Raquel zawraca, przechodzimy granicę na piechotę, czekamy na autobus, ale zagaduje nas taksówkarz, dosiada się jeszcze jedna para, 3.5 euro na łebka (autobus tylko 50 centów tańszy), 12 km jazdy, potem w kolejce po bilety i wreszcie- po trzech godzinach od wyjścia z domu- jesteśmy w Parku Narodowym Iguazu Falls. I za chwilę zobaczymy cud natury, który zwala z nóg. 

Iguazu to najszersze wodospady na świecie, prawie 270 kaskad ukrytych w dżungli. Zaczęliśmy od największej z nich- Diabelskiej Gardzieli, gdzie woda spada z 82 metrów (więcej niż ma Niagara).
Można dostać się tu mini-pociągiem (darmowe bileciki) albo spacerkiem 20 min wzdłuż torów, jeśli się nie chce czekać na przepełnioną ciuchcię (turystów zatrzęsienie, na szczęście Park jest na tyle duży, że tłok odczuwa się tylko na stacjach kolejowych i najsłynniejszych punktach widokowych). 

Może tak bardzo nam się podobało w Parku, bo mogliśmy CHODZIĆ :) Szlak do Gardła Diabła w tę i z powrotem, potem górną ścieżką, z widokiem na wodospady, następnie dolna pętla, bliżej wody. Cały dzień na nogach, nawet upał jakoś przetrzymaliśmy. Cudne miejsce!

Informacje praktyczne:

- wybraliśmy argentyńską stronę do zwiedzania Iguazu (ponoć ciekawsza, bardziej różnorodna i jest więcej do chodzenia niż po stronie brazylijskiej :)

- bilet wstępu na Wodospady kosztował mnie 700 pesos (około 16 euro), dla mieszkańców Mercosur jest to 560 pesos, a dla lokalsów 360 pesos

- nie przestraszcie się kolejek! Po przybyciu do głównego wejścia naszym oczom ukazał się półkilometrowy ogonek,  w którym karnie ustawiali się nowo przybyli turyści. Miguel podszedł do kas i stwierdził, że do każdej z nich prowadzi osobna kolejka, a ludzie- nie wiedząc o tym- stawali tylko w jednym miejscu. Zakręciliśmy się gdzie trzeba i kupiliśmy bilety prawie od razu. 

- polecamy przejście wszystkimi szlakami (Upper Loop, Lower Loop), bo każdy z nich jest inny. Do Gardła Diabła kursuje kolejka, w kasie dostaje się bilecik na konkretną godzinę (w ten sposób regulują zatłoczenie pociągu, zwykle trzeba poczekać 20-30 minut). A w tym czasie można już do celu dojść na własnych nogach :)

- warto zabrać wodoodporny aparat (gopro), chociaż nam się akurat rozładował i z telefonem też daliśmy radę. Woda pitna znajduje się wszędzie, można uzupełnić zapasy po drodze. A nawet schłodzić się zimnym prysznicem. Jest także kilka miejscówek na lunch, niestety ceny wysokie. Zabierzcie kanapki :)




 Darmowe bilety na pociąg, ale długo się czeka...

 ... 10 minut podróży...

...albo spacerowym krokiem niecałe pół godz marszu :)

 Kładka do najsłynniejszego punktu widokowego

82-metrowa Diabelska Gardziel

Hordy turystów

 Widok z górnej pętli

 Bez wachlarza ani rusz

Tęcza!

Dla chętnych łodzią pod wodospad- 50 euro

 Uwaga na to coś małpkopodobne, potrafi ugryźć...

Cały dzień na nogach- raj!!!











Comments

  1. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    ReplyDelete
  2. Dzięki! To był fajny wyjazd 😀

    ReplyDelete
  3. Bardzo ciekawie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    ReplyDelete

Post a Comment