Lepsza niż Oktoberfest? Prawda o Feria de Albacete


"Najlepszy festiwal pod słońcem", "Octoberfest przy tym to pikuś", "Best vibes, lots of people, food and music"- och, ile ja się nasłuchałam o tym wrześniowym wydarzeniu przyćmiewającym swą atmosferą chyba wszystkie imprezy organizowane w naszej części globu :P 

Tak przynajmniej twierdził Miguel, a że przykładną dziewczyną jestem, nie wypadało się nie zgodzić i pojechać, by na własne oczy zobaczyć te opisywane z entuzjazmem cuda :) (poza tym dzięki temu mój kredyt na przyszłe górskie wyprawy znacznie się powiększył... :) 

FERIA DE ALBACETE- festival de la ciudad (czyli takie nasze dni miasta) to dla mieszkańców tego niepozornego dość miejsca prawie 2 tygodnie zabawy, radości i lekkiego upojenia ;) Święto organizowane na cześć Dziewicy z Llanos (taka lokalna Dziewica, pytałam M. o szczegóły, ale nic ciekawego mi nie powiedział) obfituje w masę wydarzeń- odbywają się słynne walki byków (akurat obejrzałam w telewizji, torreadorzy przystojni i charyzmatyczni, ale zabijanie straszne, raczej nie zrozumiem tej kultury), tonami sprzedaje się miguelitos de la roda- słodkie ciacha nadziewane kremem, które obowiązkowo popija się kwaśnym ciderem nalewanym "z wysoka" (chodzi o wytworzenie bąbelków), tańczy się tradycyjne tańce i ofiarowuje kwiaty wyżej wspomnianej Dziewicy (przyniesionej na tę okoliczność z bazyliki), kręcą się karuzele, młyńskie koła, rozbrzmiewa salsa i rumba, leje się piwo, można nabyć lokalne wyroby (w postaci na przykład znanych noży z Albacete) oraz spróbować rabo de toro (duszonego ogona byka) czy queso frito (smażonych kulek serowych). 

A w środku tego całego rozgardiaszu my. I- jak zawsze- liczna rodzina Miguela, która uwielbia takie okazje, by się spotkać. Poznałam kolejne kuzynki i ich urocze 3-letnie berbecie, które imprezowały z nami do końca, czyli do jakiejś trzeciej nad ranem. Oczywiście, to nie lada wyzwanie- przeciskać się przez roztańczony tłum z dwoma wózkami, musieliśmy niestety zrezygnować z dłuższego spacerowania po patelni (to potoczna nazwa placu festiwalowego, ze względu na jego charakterystyczny kształt). Ciotka Carmen przygotowała wcześniej całe wiadro (dosłownie! Z chochelką!) mohito, które wystarczyło jej i jeszcze kilku szczęśliwcom na cały wieczór. My skusiliśmy się na vino dulce con barquillo- haust słodkiego wina z chrupiącą rurką. Zostałam namówiona na przejazd ogromnym młyńskim kołem, z sercem w gardle, ale przeżyłam! Naprawdę nie wiem, jak zrobiłam te wszystkie ferraty z moim lękiem wysokości...

A czemu Feria de Albacete jest lepsza od Oktoberfestu w Monachium? Bo jest bardziej swojsko i rodzinnie, taniej, lepsze jedzenie, piwo możesz pić wszędzie i nie potrzebujesz rezerwować miejsca pół roku wcześniej i stać w kolejkach, inna atmosfera w ciągu dnia, inna wieczorem... Tak przynajmniej uważa M. I tylko dirndl'ów brak...

Brama główna Festiwalu

 Niezliczone atrakcje nie tylko dla milusińskich...

 ...dorośli też lubią się pobawić :)

Widok na serce Festiwalu, czy raczej...patelnię ;)

Ciocia, wujek i mama Miguela

 Tak się serwuje cidera!

 W niedzielę powtórka z rozrywki

Ogon byka na lunch

Comments