Mieszkam na Czekoladowym Wzgórzu, czyli jak odnalazłam się w Szwajcarii


Nauka wyciągnięta- nie ma co martwić się na zapas. Zeszłego października- kiedy przyjechałam mieszkać do Zurychu- miałam milion wątpliwości i nawet lekką depresję. Jak sobie poradzę bez języka, znajomości, porządnego zawodu? Jedno z powyższych jest niezbędne do utrzymania się w Szwajcarii... przynajmniej tak wtedy myślałam...

A okazało się, że niekoniecznie :) Że można zorganizować się samemu, znaleźć pracę, załatwić papierologię (trochę tego jest) i zacząć wreszcie cieszyć się szwajcarskim pięknem (nie dostrzegałam go, zmartwiona codziennością). 
Odzyskałam optymizm (w rozsądnych ilościach oczywiście, bo ja się chyba ZAWSZE będę czymś przejmować...:) i powolutku realizuję swoje zamierzenia. 

A oto, co udało się zrealizować do tej pory...


Znaleźć dom

Mieszkam na Czekoladowym Wzgórzu. Naprawdę nazywa się Kilchberg i jest dzielnicą Zurychu położoną na wzniesieniu przy jeziorze (nasz brzeg to tzw. Silver Coast, który w odróżnieniu od przeciwległego Golden Coast dostaje odrobinę mniej słońca). Czekoladowe- bo jak dobrze zawieje, to wszędzie czuć boskie zapachy z pobliskiej fabryki Lindta :) 

To dzielnica bogatych emerytów oraz domów z fantastycznymi terasami i widokiem na jezioro. A jednak Miguelowi udało się znaleźć tu apartamencik w przystępnej- bo bez widoku- cenie (1695 chf+ rachunki). Ja miałam łatwiej, bo po prostu wprowadziłam się do niego, ale szukanie zakwaterowania w Zurychu nie należy do najprostszych czynności. Trzeba potwierdzić, że ma się pracę i odpowiednie zarobki, jeśli posiadasz zwierzę albo grasz na instrumencie- twoje szanse na wynajęcie drastycznie maleją, przynajmniej w naszym budynku :) 

Poza tym- kiedy już wynajmiemy mieszkanie- nie można ot tak zrezygnować. Dwa razy w roku (bodajże w grudniu i lipcu) można zgłosić chęć wyprowadzki, a faktyczne wyprowadzanie następuje po trzech miesiącach. Miguel niestety szukał mieszkania w kwietniu- ni w pięć, ni w dziewięć- ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności poprzedni lokator pilnie potrzebował kogoś na swoje miejsce (w takim wypadku- jeśli znajdziesz następców i zostaną oni zaakceptowani przez landlorda- możesz wyprowadzić się kiedy chcesz).

Uwielbiam Kilchberg! Mieszkamy tylko 25 minut rowerem od centrum miasta, a czuję się jak na wsi. Nic dziwnego- za domem ekologiczna farma (gdzie czasem kupujemy jajka czy mleko z vending machine), trasa spacerowa z widokiem na wzgórze Falsenegg, 5 minut rowerem do rzeki i lasu w następnej wiosce Adliswil. Minusem (lub plusem, zależy jak spojrzeć) jest fakt mieszkania na czubku wzgórza- wracając z zakupów czy pracy, chcąc nie chcąc, zawsze trzeba pod tę górkę popedałować. I dobrze! Lepiej, żeby było steep and fit niż flat and fat :)

Każda dzielnica (czy Gemeinde, jak oni to nazywają) posiada kryty basen- nasz znajduje się zaledwie minutę marszu od apartamentu, ostatnio wyszliśmy stamtąd w klapkach i ręcznikach, bo nie chciało nam się suszyć. Za domem mamy jeszcze boisko, miejsce na grilla w lesie, kościół z głośnym dzwonem (przywykliśmy) i cmentarz z najpiękniejszym widokiem (pochowany jest tam m.in. Tomasz Mann, wybitny niemiecki pisarz i laureat literackiej Nagrody Nobla)

 Kilchberg


Widok z naszego wzgórza

 Trasa spacerowa tuż za domem...


 ...albo trochę niżej przy rzece w Adliswil


Ulubione zajęcie Miguela, na zdj. z kuzynem Richardem


Nasz mały taras 


Znaleźć pracę

Zurych to miasto wielkich możliwości i dobrego zarobku (jeśli masz konkretny zawód i/lub mówisz po niemiecku). Jak się domyślacie, nie spełniam powyższych kryteriów, musiałam radzić sobie inaczej. Znalazłam strony internetowe z ogłoszeniami rodzin, które potrzebowały niani/gosposi/pomocy domowej.... i tak się zaczęło :) Nawet na niemieckie oferty odpowiadałam po angielsku, bez większego problemu udało się poznać pierwszych klientów. Machina ruszyła. 
Pracuję dla kilku rodzin, sprzątam, gotuję, wożę, robię zakupy, ogarniam dom i ogród- czyli wszystko to, co w zasadzie lubię robić. Jeden z moich klientów jest także muzykiem (bardzo ciekawa postać, w latach 70' prowadził teleturnieje w szwajcarskiej telewizji, założył popularny zespół rock'and'rollowy Che&Ray). Pomagam mu przy koncertach, ostatnio miałam okazję poznać "szwajcarskich Beatlesów", czyli zespół Toniego Vescoli, bo panowie grali razem koncert. Ciekawa praca, może niezbyt wyszukana, ale cieszę się, że ją mam, czuję się potrzebna (pewnego dnia jeden z klientów zadzwonił "Właśnie wróciliśmy z wakacji, przyjdziesz?". Okazało się, że trzeba...rozpakować walizki, zrobić pranie i przygotować kolację....tak to jest z milionerami :)

Ogarnąć papiery

Jak już wspomniałam, w Szwajcarii niełatwo zacząć nowe życie i jest to kosztowne. Pracować i przebywać legalnie na terenie tego kraju można trzy miesiące, potem należy ubiegać się o pozwolenie (które otrzymuje się na podstawie umowy o pracę). Początki są trudne, ponieważ większość pracodawców poszukuje pracowników z ZAŁATWIONYM JUŻ permitem, musisz być naprawdę dobrym specjalistą, by firma zechciała NAJPIERW podpisać z tobą umowę. 
Ale- kiedy już zdobędziesz upragniony kontrakt- przyznanie pozwolenia to formalność. Moje obawy dotyczyły kwestii, jaki permit dostanę: L (czyli na krótki pobyt, do roku) czy B (na pięć lat). Przedstawiłam w urzędzie wszystkie umowy z moimi klientami, uzbierałam wymagane godziny i otrzymałam pozwolenie B!!! To wielki sukces, bo mam kilku znajomych z pozwoleniem L, ciężko im znaleźć lepszą czy jakąkolwiek pracę. Teraz mogę starać się o zmianę zajęcia, mogę zostać tu pięć lat, mogę otworzyć konto w banku... 

Obowiązkowe jest ubezpieczenie zdrowotne, które każdy wybiera sobie sam. Niedogodnością jest fakt, że nasz pobyt w Szwajcarii liczony jest od dnia zameldowania się w Gemeinde, nawet jeśli pracę i pozwolenie dostaniesz później, za ubezpieczenie będziesz musiał zapłacić wstecz. Moje, najtańsze chyba, kosztuje 230 chf/miesięcznie, a składkę muszę zapłacić od lutego :( Łatwo zauważyć- nie ma tu miejsca dla obiboków :)

Poznać miasto

Właściwie to wciąż je poznaję. Mam swoje ulubione trasy rowerowe, trawiastą "plażę" nad jeziorem i must see dla wszystkich nas odwiedzających (jak punkt widokowy Lindenhof, wieża kościoła Grossmunster, zabytkowe budynki cechów kupieckich, Chinagarden). Kilka razy odbyliśmy Free Walking Tour w Zurychu- fajna okazja, by posłuchać co nieco o historii i ciekawostkach. Porządny post o zuryskim zwiedzaniu napiszę osobno. 
Zurych zdecydowanie wygrywa jeziorem (z takim np. Madrytem). Zjeżdżamy tylko ze wzgórza i jesteśmy przy brzegu czystego i chłodnego Zurichsee. Super opcja na lato! Poza tym- tyle się dzieje w tym mieście! Koncerty, parady, festiwale, bardzo często udaje się znaleźć ciekawe wydarzenie za free. Zapraszam wszystkich, lubimy mieć gości!

Zaprzyjaźnić się


W nowym miejscu trzeba postarać się o nowe znajomości. Zaczęłam tradycyjnie od dołączenia się do drużyny siatkówki. Dobrze trafiłam :) Założyli ją Polacy jakieś 15 lat temu, ale dziś skład jest mieszany: Szwajcarzy, Włosi, Rosjanie, Holendrzy etc. (to normalne w Zurychu, mix totalny). Spotykamy się też poza boiskiem, grill, plażówka czy lepienie pączków na Tłusty Czwartek to zawsze dobra okazja do integracji. 
Chodzimy także z Miguelem na rozmaite meetupy, ostatnio wybraliśmy się na 80-km wycieczkę rowerową wokół miasta, co zaowocowało poznaniem Juana i Jess, sympatycznej hiszpańsko-niemieckiej pary. I już są kolejni ludzie do następnej wyprawy w góry :)


Więc...jak żyje człowiek w Zurychu?

Człowiek żyje dobrze :) Nie będę się już martwić na zapas, bo- jak pokazuje historia- wszystko się jakoś ułoży. Mam zajęcie, w końcu zarabiam, a nie tylko wydaję, mam czas na krótkie, lecz częste podróże i może jedną dłuższą na koniec roku... Mieszkam z interesującym Hiszpanem, mam auto do dyspozycji i duuuużo planów. Żeby nie było tak różowo- mam też masę reguł do przestrzegania, bo to w końcu Szwajcaria. O tym, czego tu nie lubię napiszę niedługo...



 Siedziby cechów kupieckich w Zurychu


 Punkt widokowy Lindenhof


 Zurichsee


 Nad brzegami rzeki Limmat


Cechy kupieckie za Fraumunster


 Relaks nad jeziorem

Degustacja trunków na Expowina z kolegą Jarkiem


Kręcimy pączki na Tłusty Czwartek

 Z siostrą na wieży kościoła Grossmunster


 Parada Sechselauten...


...i szwajcarski zwyczaj palenia marzanny


Na koncercie szefa (pierwszy z lewej)

 Nasza siatkówkowa rodzinka


Sędziujemy  z Federico


Rowerem za Zurych


 Grudniowy CityRun 10 km


Lubię to miasto!




Comments