Wielkanoc w Stambule, czyli kto się boi tureckiego cyrulika



Kilka faktów o Stambule na pewno zna każdy- dawna nazwa to Bizancjum i Konstantynopol, jedno z największych miast świata i jedyne położone na dwóch kontynentach. Ogrom zabytków, kościołów, meczetów, kolorów i dźwięków może przytłoczyć. My- jak zwykle- postanowiliśmy zobaczyć to po swojemu...

Ale po kolei...
Na lotnisku czeka na nas Tere- dzielna kuzyneczka Miguela z Paragwaju, która mimo braku znajomości angielskiego, lubi zwiedzać. Spotkałyśmy się już kiedyś w Bangkoku, a teraz pooglądamy razem Stambuł. Z uśmiechem zauważamy jak Teresita "się wyrobiła" przez te dwa lata- do Azji przyleciała z walizką i kocem od mamy (!), teraz ma zgrabny plecaczek, a dolary trzyma zaszyte w staniku :) Stara, dobra szkoła Miguela....

Mieszkamy w Uskudar, po azjatyckiej stronie miasta.Trafny wybór- do historycznego centrum mamy zaledwie pół godziny metrem, a wszystko jest tańsze, bardziej oryginalne i właściwie wcale nie widać turystów. W każdej knajpce czy sklepiku wywołujemy lekką ciekawość. Niestety, ceną za ciekawą lokalizację jest nasz pokój, wynajęty przez Airbnb. Okazuje się, że dzielimy mieszkanie z trzema studentami (rodzaju męskiego- nie w głowie im mop i odkurzacz). Na szczęście za wysłużoną kanapę i łazienkę w opłakanym stanie płacimy grosze (8 euro/3 osoby). Poza tym nie przyjechaliśmy tu, by siedzieć w domu.

Na pierwszy ogień idzie Hagia Sophia (Świątynia Mądrości Bożej)kawał historii zamknięty w najwspanialszej budowli sakralnej swoich czasów (może i dzisiejszych też?). Legenda głosi, że bizantyjski cesarz Justynian, na polecenie którego rozpoczęto budowę świątyni w 532 r., podczas jej święcenia wykrzyknął: "Salomonie, przewyższyłem ciebie!". 
Istotnie, jest się czym zachwycać! Nie znam się na architekturze, ale potrafię rozpoznać, kiedy moje serce bije szybciej. I nie było to spowodowane warunkami atmosferycznymi (zimno i pada!).  Hagia Sophia przyćmiewa, nawet w deszczu. I ma bardzo interesującą historię (pierwszy kościół chrześcijańskiego Wschodu, zmieniony następnie w meczet, obecnie świeckie muzeum, choć dyskusje nad ponownym przekształceniem świątyni w miejsce modlitwy trwają). Nie chcę zanudzać Was datami- dla ciekawskich link powyżej.
We wnętrzu zachowały się ozdobne mozaiki z czasów chrześcijańskich, przedstawiające Jezusa, świętych oraz cesarzy bizantyjskich. Medaliony z kaligrafią arabską (widnieją na nich imiona Allaha, proroka Mahometa, czterech kalifów i dwóch wnuków Mahometa) zawieszono w centralnej części świątyni. Tak oto dwie religie mogą funkcjonować obok siebie- przynajmniej na razie. Zobaczymy, jak zakończą się rozmowy- muzułmanie chcą meczetu, mniejszość prawosławna- bazyliki chrześcijańskiej, a Turcy "o nieco szerszym spojrzeniu na świat"- zachowania Hagia Sophii jako niezależnego, świeckiego muzeum. Trzymam kciuki za tych ostatnich (chociaż szanse niewielkie przy obecnym prezydencie Turcji...). 


Dosyć polityki, zwiedzamy dalej. Jak wspomniałam, pogoda nas dziś nie rozpieszcza. Wyziębieni- zanim zwiedzimy Błękitny Meczet znajdujący się vis a vis Hagia Sophiiratujemy się gorącą czekoladą. Budynek prezentuje się okazale, ale chyba mamy pecha do meczetów, bo żadnego nie udaje nam się zobaczyć w środku- albo godzina nie ta, albo remont itp. Zwiedzamy tylko piękny dziedziniec, a z ustawionych tam tablic dowiadujemy się o historii islamu (jedna z nich eksponuje odkrycia świata arabskiego-jak np. kawa, szachy, mydło- oraz ważne dokonania w dziedzinie astronomii, medycyny i inżynierii.  Wszystko setki i tysiące lat temu. Komentarz M.: "Spójrz, od wieków nie wymyślili już nic nowego, tak to jest, gdy się ludziom zabierze szynkę i piwo...").

Meczetem nie udało się pozachwycać, ale następna atrakcja zwaliła nas z nóg. Po niepozornym wejściu do Cysterny Bazyliki naszym oczom ukazał się magiczny widok- podziemna komnata podparta 336 kolumnami i wypełniona wodą. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Yerebatan Sarayi (taka romantyczna nazwa... "Pałac, który zapadł się pod ziemię") jest jedną z największych starożytnych cystern pod Stambułem. Jej głównym zadaniem było zaopatrywanie pałacu cesarskiego w wodę w wypadku wojny, kiedy to woda  z akweduktów mogła zostać odcięta bądź zatruta.
Kolumny- jak to kolumny- wykonane zostały w stylu doryckim i korynckim, a dwie z nich u podstawy zakończone są głową Meduzy- wg legendy cesarz Justynian (ten sam!), ujrzawszy stwora, rozkazał umieścić je w najdalszej części zbiornika i ustawić kapitelem w dół, by mieć pewność, że zaleje je woda i nikt ich nie zobaczy. Nie wiadomo, skąd rzeźby te pochodzą, ale dziś uznawane są za arcydzieła sztuki kamieniarskiej okresu rzymskiego. Warto wspomnieć również o Płaczącej Kolumnie, która ocieka wodą, a włożenie  w nią kciuka i przekręcenie go o 360 stopni ma zapewnić szczęście i dobrobyt. Takie ciekawostki dla turystów... 
Tyle faktów- aaa, no i jeszcze dodam, że James Bond także się pojawił w Cysternie (w odcinku "Pozdrowienia z Rosji" Sean Connery pływał tu sobie łódeczką). Kilkadziesiąt lat później agent 007 - tym razem Daniel Craig w "Skyfall"- znów wylądował w Stambule i biegał po dachach Wielkiego Bazaru (zresztą, jak mówi moja koleżanka "A gdzie on nie biegał?"). Popularna miejscówka :)

Cysterna Bazyliki ujęła nas swoją oryginalnością (wrażenie byłoby pewnie jeszcze intensywniejsze, gdyby nie gromady tureckich wycieczek klasowych, które nieziemskim rozgardiaszem wypełniły podziemia). W ciszy albo przy muzyce klasycznej- to musi być doznanie!

Z wielu wspaniałych budowli, które można obejrzeć w Stambule, zdecydowaliśmy się na jeszcze jedną. Pałac Dolmabahce po europejskiej stronie cieśniny Bosfor zbudowano na wzór Luwru i Pałacu Buckingham (by oczarować zagranicznych gości). Kolekcje malarskich mistrzów, paryskie meble, kryształowe żyrandole (w tym największy o 750 lampach, dar królowej Wiktorii), ręcznie tkane dywany- piękne miejsce, żeby na przykład...umrzeć. To właśnie przytrafiło się założycielowi Republiki Tureckiej, wielkiemu przywódcy Mustafie Ataturkowi, który dokonał  tam żywota 10 listopada 1938 r. o 9.05 rano. Ponoć wszystkie zegary w pałacu zatrzymano na tej godzinie, by uczcić pamięć wodza.

Tyle naszego zwiedzania WNĘTRZ (nie jesteśmy zbytnio entuzjastami muzeów, nawet nie planowaliśmy zakupu Istanbul Museum Pass- karty muzealnej, która upoważnia do wejścia do wielu obiektów i generalnie się opłaca... jeśli lubicie wnętrza :). My wolimy ZEWNĘTRZA. Oraz bazary. Skierowaliśmy więc kroki do dwóch najsłynniejszych: Wielkiego i Egipskiego. Nie wiem, ile czasu należałoby poświęcić na zaglądnięcie w każdą uliczkę Grand Bazaaru. Tere namiętnie kupowała pamiątki dla rodziny, my też skusiliśmy się na parę drobiazgów. Spice Bazaar (Egipski) jest znacznie mniejszy i jakiś taki bardziej kolorowy. Bakalie, ciasteczka, chałwy, cukiereczki.... Dobrze, że nie mieszkam w Turcji na stałe, bo pochłaniałabym te smakołyki codziennie. 

A propos jedzenia... Nie trafiło nam się nic, co nie przypadło by nam do gustu. Wszystko było przepyszne! Na śniadanie- w drodze na przystanek- zawsze wstępowaliśmy do tej samej piekarni na bułeczki i herbatę (ale się sprzedawczyni ucieszyła widząc nas znowu!). W naszej dzielnicy zjedliśmy również najlepsze pide- ciasto w kształcie łódki z różnym nadzieniem, prosto z pieca. Szaszłyki, sałatka z wszechobecną pietruszką, lokalna "pizza" lahmacun, kebaby i te desery! Nieee, Turcja to nie jest kraj dla osób na diecie...


Miło, gdy ktoś czeka na lotnisku!


Wnętrze Hagia Sophia- WOW!

On się nie przejmuje barierkami

Boskie sklepienia


Mozaiki chrześcijańskie

Inskrypcje arabskie

Przemarznięci po trzech godzinach zwiedzania


Błękitny Meczet


Historia islamu


Dziedziniec Meczetu, wnętrze niestety zamknięte


Cysterna Bazyliki

Płacząca Kolumna i kciuk na szczęście

W podziemiach Cysterny

Egipski Bazar


Mydło i powidło

Jakaś udana transakcja była...


Tureckie bakalie...


...i słodkości

Przystanek na herbatkę


Neverending shopping :)


Meczet Sulejmana


Znów nie weszliśmy do środka


Zawsze jest dobra pora na czaj!


Pierwszy posiłek w Stambule, rarytasy!


Pide- turecka "pizza"


Na śniadanie bułeczki i herbata


Pałac Dolmabahce

Imponująca brama wjazdowa


Fontanna w parku okalającym pałac

Kapie od przepychu


Kiedyś to się mieszkało...


Kompleks pałacowy- jakieś trzy godziny zwiedzania

Wracając do zwiedzania... Kolejnego dnia postanowiliśmy poszwendać się po "nowej" części Stambułu. Przepłynęliśmy promem z Uskudar do Besiktas (ponoć, gdy się jest w Stambule i nie wsiądzie się chociaż raz na prom, to wizyta się nie liczy), gdzie znajduje się opisany wyżej Pałac Dolmabahce. Teraz celem wędrówki był Plac Taksim- serce nowoczesnego Stambułu i miejsce antyrządowych demonstracji w 2013 r., które rozprzestrzeniły się na cały kraj (zginęło w nich siedem osób, a 8500 zostało rannych). Spokojną dziś okolicę podziwiamy z tarasu Burger Kinga (świetny widok!).
Stąd odchodzi słynna Istiklal Caddesi- ulica Niepodległości, wzdłuż której biegnie jeszcze słynniejsza historyczna linia tramwajowa. To główny deptak i centrum handlowe Stambułu- w weekend może się tu przewinąć nawet 3 miliony osób! Warto zajrzeć w boczne uliczki, my polubiliśmy Galip Dede, gdzie wytargowaliśmy pięć ślicznych miseczek za cenę czterech :) Wymagało to trzech wizyt w tym samym sklepie i lekkiego zaprzyjaźnienia się ze sprzedawcą. Lubię te negocjacje- inaczej niż w Egipcie czy Maroko, tureccy handlarze są uprzejmi i nie oburzają się, gdy nic nie kupimy (przynajmniej na takich trafiliśmy). 

Aby wrócić na dworzec, skąd kursuje nasze metro do Uskudar, musimy przekroczyć Most Galata. Konstrukcja przecinająca Złoty Róg, jak zwie się głęboko wciętą zatokę Bosforu, to nie tylko arteria komunikacyjna łącząca "stare" z "nowym". To raj dla wędkarzy! Na drugim piętrze mostu zarzucają wędki, a na pierwszym znajdują się restauracyjki, gdzie ponoć trafia ewentualna zdobycz. Nam posmakował lokalny fastfood balik ekmek- po prostu bułka z rybą. 

Wykończeni codziennymi wędrówkami po mieście, postanawiamy skorzystać z fajnego wynalazku, jakim jest turecka łaźnia (hamam). Wybieramy historyczną Cinil Hamam, łaźnię zbudowaną w 1640 r. jako część meczetu (prawdopodobnie dla budujących świątynię), która położona jest w naszej dzielnicy, dosłownie parę minut marszu od domu. Obowiązuje podział na płcie, ja z Tere kierujemy się do osobnych drzwi, o wrażeniach Miguela dowiemy się później.
Za wejściem znajduje się salonik, gdzie panie "łaźniowe" namiętnie oglądają turecką telenowelę. Dostajemy ręczniki i klucz do małej przebieralni, w której zostawiamy swoje rzeczy (przyjęte jest włożyć strój kąpielowy, można ewentualnie topless). Następnie wkraczamy do łaźni- gorąco!- z poleceniem wyszorowania się, nasza łaźniowa wręcza nam mydło i plastikowe miski do polewania. Siadamy przy marmurowym kranie, z którego nabieramy wodę i dokładnie pucujemy ciało. Takich kącików jest kilka, w każdym dziewczyny, kobiety i dzieci przygotowują się do "zabiegu", bądź odpoczywają po nim. Pośrodku ustawiony jest pięciokątny blat- kiedy skończymy z ablucjami, lądujemy tutaj. Trzeba położyć się na brzuchu, a pani łaźniowa, szoruje skórę gąbką (tzw. kese), potem ta sama procedura na plecach i bokach. Po takim peelingu zostajemy pokryte pianą z mydła i dostajemy szybki masaż (przyjemny, ale zdecydowanie za krótki!). Następnie myją nam głowę i to koniec części oficjalnej. Oczywiście można zostać jak długo się chce (i da się wytrzymać). Jest jeszcze sauna, ale ja już czuję się jak w saunie :) Wyszłam wypompowana z energii, choć mega zrelaksowana...
A Miguel? Powiedział, że mu się nie podobało. Dostał identyczny pakiet, tyle, że w wykonaniu grubego owłosionego Turka, który umył go "jak psa". Stwierdziłam, że lepiej być potraktowanym zbyt szorstko niż zbyt...przyjaźnie i Miguel po namyśle przyznał mi rację :)



Rondko na placu Taksim


Plac Taksim z tarasu Burger Kinga


Kto pierwszy...


Tramwaj z ulicy Niepodległości

Most Galata


Granatowy sok!


W ostatni dzień pobytu w Stambule postanowiliśmy odsapnąć od miejskiego zgiełku- płyniemy na Wyspy Książęce. Ten niewielki archipelag składa się z dziewięciu wysp, z czego pięć jest zamieszkanych, w lecie jednak liczba mieszkańców gwałtownie rośnie (wielu Turków posiada tu letnie rezydencje). Mijamy Kinaliadę, Burgazadasi, Heybeliadę, a do ostatniej na trasie największej z wysp- Buyukady- prom dociera w 1.5 godziny.

Ale co jest najlepsze w Wyspach Książęcych? Zakaz ruchu samochodowego! Po kilku hałaśliwych dniach w mieście bardzo doceniamy ten fakt :) Tylko bryczki i rowery. Wypożyczamy jednoślady i ruszamy na objazdówkę (z jednym małym poślizgiem, Miguelowi tuż za miastem zrywa się łańcuch, nie spada..zrywa całkowicie... na szczęście na świstku z wypożyczalni mamy numer telefonu i jakimś cudem tłumaczymy nieznającemu angielskiego Turkowi, gdzie jesteśmy i że potrzebujemy nowego roweru. I kolejny cud- pan nas zrozumiał i po 15 minutach dojechał na elektrycznym bicyklu, wlokąc ze sobą następny egzemplarz. Wyjścia nie miał- w końcu zarzekał się przy wypożyczaniu, że u niego sprzęt najlepszy...Powstrzymałam się od komentarza:).  

Aut nie ma, ale na rozpędzone bryczki trzeba uważać. Powoli robimy pętelkę wokół wyspy, rozkoszujemy się widokami i słoneczkiem. W środkowej części na wzgórzu znajduje się główna atrakcja Buyukady- klasztor Św. Jerzego (tego, co walczył ze smokiem). Ambitnie próbujemy podjechać, ale brukowa kostka i stopień nachylenia pozwalają jedynie na marsz z zaciśniętymi zębami. Najdłużej wchodzi Tere, która przyznała się nam, że ostatnio na rower wsiadła kilka lat temu. Na górze najpierw pijemy zasłużone piwo, potem zwiedzamy malutki klasztor, potem kolejne zasłużone piwo i ostra jazda na dół. W miasteczku, skąd wieczorem odpłynie nasz prom, oddajemy rowery i jeszcze parę godzin odpoczywamy nad brzegiem morza. Na głównej ulicy zauważam budkę z lokmą- takim lokalnym mini-pączkiem oblanym miodem. "Blondynki mają łatwiej"- mruczy M, kiedy sprzedawca za frico wręcza mi cztery kulki "na spróbowanie" :) Idealne podsumowanie tej niedzieli... i słodkiego Stambułu! Lubię to miasto!

Obowiązkowy kurs promem


Płyniemy na Wyspy Książęce


Na wyspie Buyukada tylko bryczki i rowery

Niektórzy leniwie....


...inni ambitnie :)


Ruch jak na Marszałkowskiej


Brama Kościoła Św. Jerzego

Relaks na szczycie wzgórza


Niedziela Wielkanocna w plenerze

Deptak w głównym miasteczku wyspy


Lekko rozgniewane nimfy









Comments

  1. Hi Renja.
    So exciting adventure you had once again. I've been in Istanbul recently, so can imagine how great was your tour )). Andrey

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hey Andrey!! Pity we didn't meet there...Istanbul was amazing surprise for us and I loved it!
      I'm still having adventures (shorter but often:). Come, visit us in Zurich!

      Delete

Post a Comment