Z wizytą u Bardotki. Buzios


Nieprawdopodobne, ale... zaczęłam lubić plaże :) Starzeję się, czy co? Nigdy nie byłam fanką leżenia plackiem na słońcu przez calutki dzień, a na piasku to najwyżej można pograć w siatkówkę. Leżaki, parawany, olejki do opalania, krzykliwi sprzedawcy wszystkiego, wysokie fale, zimne piwo, słone włosy i skóra, opiaszczone stopy i nie tylko- moja górska dotychczas natura stwierdza, że nie ma nic złego w plażowaniu. A już na pewno nie ma nic złego w plażowaniu w Brazylii....

170 km na północny wschód od Rio leży bajkowe Buzios- dawna wioska rybacka założona przez piratów i handlarzy niewolników, dziś klimatyczny nadmorski kurort z malowniczymi zatoczkami i eksluzywnymi butikami na głównym deptaku Rua das Pedras. Pięknie tu- ale nie napiszę raj (jak wyrażali się o tym miejscu niektórzy znajomi), bo rajskie plaże dla mnie oznaczają brak turystów. A my właśnie trafiliśmy na długi weekend w Brazylii i Buzios pęka w szwach (jakby w Rio plaży nie było ;). 

Mimo hordy przyjezdnych (oprócz Brazylijczyków głównie Argentyna i Chile, przynajmniej tak twierdzi M., ja niestety jeszcze akcentów nie rozpoznaję) miasteczko bardzo mnie się podoba. Docieramy dopiero po zmierzchu (samochodem wypożyczonym na lotnisku, dzięki temu mamy zapewnioną podwózkę na lot powrotny), wyjazd z Rio zajął więcej czasu, niż przypuszczaliśmy, a w samym Buzios długo nie mogliśmy znaleźć naszego hostelu- po raz pierwszy w historii naszych podróży nie mamy lokalnej karty sim i dostępu do internetu :))) Trzeba więc polegać na offlinowych mapach z Maps.me. 

Hostel "Maui", w którym zostajemy, to nic specjalnego, długi korytarz z szeregiem pokoików, za to ma świetną lokalizację. Już bardziej w centrum Buzios nie da się być. Znużeni kilkugodzinną jazdą wybieramy się na kolację (znów pyszny bufet!) i spacer po ładnie oświetlonych uliczkach. Jest przyjemnie- niespieszna wakacyjna atmosfera, kocie łby na jezdni, powykręcane wiatrem drzewka, kramy z ręcznie robioną biżuterią i sklepy z havaianas- typowym brazyliskim suwenirem (jeśli ktoś lubi japonki, ja nie bardzo).  

Dopiero nazajutrz, w blasku dnia, jeszcze bardziej odkrywamy, jak urokliwe jest to miejsce. Buzios to jakieś dwadzieścia plaż położonych w mniej lub bardziej ukrytych zatoczkach. Postanawiamy na piechotę dotrzeć do jednej z nich- plaży Joao Fernandes- która niestety jest tak zatłoczona, że kontynuujemy wędrówkę i przechodząc po skałach trafiamy na Joao Fernandinho, czyli jej odizolowaną i sympatyczniejszą wersję. Tu już mniej wylegujących się ciał- pewnie odstraszyła ich droga przez śliskie kamienie. Nie ma też głośnej muzyki i zbyt wielu hałaśliwych pociech budujących zamki  z piasku czy pluskających w zimnych falach- rozkładamy kocyk i relaksujemy się, popijając caipirinhę aż do zachodu słońca. Caipirinha (wym. kapirińa) to narodowy drink Brazylii- jej składnikami są limonka i cachaca (alkohol wyrabiany z trzciny cukrowej). Wg mnie smakuje wybornie na upały :)

Kolejnego dnia- niczym rasowi turyści- wybieramy się na przejażdżkę łodzią. Poprzedniego wieczoru obeszliśmy kilka agencji turystycznych w poszukiwaniu free caipirinha tour (Miguel był tu kiedyś i właśnie taką wycieczkę proponował;). Zabawna sytuacja przydarzyła się w jednym z biur podróży- przewodnik grzecznie wykładał nam propozycje objazdówek, dopóki z pobliskiego baru nie rozległ się donośny aplauz i pobrzękiwanie szkła. Nasz sprzedawca uprzejmie przeprosił i powiedział, że "chwilowo zamyka biznes, bo Argentyna właśnie rozgrywa mecz kwalifikacyjny do pucharu świata i on to musi zobaczyć" :) Rzeczywiście, w Buzios roiło się od rozemocjonowanych Argentyńczyków (ich reprezentacja się zakwalifikowała) oraz smutnych Chilenos (Chile odpadło). Potęga futbolu w Ameryce Południowej nie zna granic.

Zarezerwowaliśmy wycieczkę w innej agencji, ale już na dzień dobry czekało nas rozczarowanie. Sprzedano nam pakiet z opcją "otwarty bar"- co rozumieliśmy jako drinki serwowane w czasie rejsu bez ograniczeń. Podczas odbierania sprzętu do snorkelingu (nie przydał się, nie przepływaliśmy obok rafy) okazało się, że każdy uczestnik wycieczki dostaje kupon na JEDNĄ caipirinhę.... wyobrażacie sobie minę Miguela?? Trochę go rozumiałam, chodzi o zasady, to takie typowe w podróży- obiecują złote góry, by tylko sprzedać produkt, a na miejscu często już nie jest tak różowo... Myślałam, że zrezygnujemy z rejsu, ale na szczęście wszystko skończyło się pozytywnie. Najpierw jako klienci zgłaszający reklamację otrzymaliśmy kilka kuponów gratis, a na łodzi- aby, jak usłyszeliśmy, rozluźnić nerwową atmosferę spowodowaną przedłużającym się przeglądem łajby- podawano caipirinhę w ilościach hurtowych :) 
Rejs polegał na opłynięciu kilku plaż i zatoczek, parę razy zakotwiczyliśmy, by zażyć kąpieli w morzu, woda dla mnie wciąż lodowata, ale gdy skaczesz z pokładu katamarana- nie zastanawiasz się nad tym. Jak wspomniałam, maska i rurka do snorkelingu się nie przydały, ale widzieliśmy żółwia wychylającego łepek nad powierzchnię. Pełno ich tutaj, aż dziwne, że nie spotkaliśmy ich w restauracyjnym menu. 

Osmagani słońcem i wiatrem wracamy z portu do centrum bulwarem Brigitte Bardot, mijając pomnik słynnej francuskiej aktorki. Gwiazda spędziła tu lato w 1964 r. ze swoim ówczesnym partnerem, brazylijskim muzykiem Bobem Zagury i ogromnie przyczyniła się do promocji malutkiego Buzios. 


W drodze powrotnej do Rio zahaczamy jeszcze o Arraial do Cabo- kolejną nadmorską sławę o wyróżniających się delikatnym białym piaskiem plażach. Jest piątek, szczyt weekendu. Naiwnie sądziliśmy, że unikniemy korków, ale 35 kilometrów, dzielące Buzios od Arraial pokonujemy...w 2 godziny :( Bajeczne widoki rekompensują trud. Droga do Praia da Forno prowadzi przez wysokie wzgórze- ze szczytu widać obie zatoki (Forno i Dos Anjos). Mimo późnego popołudnia wciąż są chętni na plażowanie, do tego tłumy wracające już z plaży wąską, jedyną ścieżką- i znów korek! Pierwszy raz w życiu stoję w kolejce nad morze :) I muszę przyjąć to na klatę po brazylijsku- nikt nie narzeka, nikt nikogo nie popycha, suniemy powoli z tłumem, ktoś żartuje, że zaraz będą sprawdzać prędkość, grupka obok pogrywa na bębnach i wykrzykuje przyśpiewki, słowem- harmonia i spokój. I tak właśnie będzie mi się kojarzyć Brazylia :)


Praia do Canto

Przy głównym deptaku Rua das Pedras

Miejscówka na śniadanie

A do morza idzie się tak

Opływamy Buzios

Po kilku caipirinhach :)

Pomnik Brigitte Bardot

Port w Arraial


Plaża Forno

Widok na plażę Dos Anjos

Woda cieplejsza niż w Rio

Dziś dzień wolny w Brazylii- to widać!

Kolejka na plażę...

...i w drodze powrotnej :)

Wietrzne plaże Cabo Frio

Na upał- caipirinha!


Comments