Mustangiem przed siebie, czyli co zwiedzić w tydzień na Florydzie


"Jak Floryda to musi być Mustang"- powiedział Dag. No przecież nie będę dyskutować z miłośnikiem motoryzacji :) Zresztą.... chcemy słońca i wiatru we włosach, a ford mustang convertible (czyli z otwieranym dachem) bardzo nam to umożliwia. Po  trzech dniach w tętniącym życiem Miami (które nam się w końcu podobało) ruszamy na roadtrip! Co zobaczyć w tydzień na Florydzie?

(Wakacje nie zawsze są idealne- przedstawiam dwie wersje naszego urlopu- tę udaną i wymarzoną oraz mniej zadowalającą...


Key West

Z Miami jedziemy na południe. Przez Overseas Highway (słynną malowniczą trasę wiodącą przez archipelag Florida Keys na oceanie) chcemy dotrzeć do miasteczka Key West- najbardziej wysuniętego na południe punktu kontynentalnych Stanów. Stąd przy dobrej widoczności można dojrzeć zarys Kuby- to tylko 140 km. 

(...wyjeżdżamy z miasta dwie godziny później niż planowaliśmy, bo nasz mustang nie był jeszcze odstawiony do wypożyczalni...w oczekiwaniu na auto jemy lunch w pobliskiej kafejce i tam również chowamy się przed ulewą, która wisiała nad Miami od kilku dni. W końcu dostajemy upragnione kluczyki- w garażu szybka nauka, jak otworzyć ten dach- chociaż wiedza teraz się nie przyda, bo wciąż siąpi...powoli w koreczku ruszamy w stronę wymarzonego słońca...)

Florida Keys to archipelag obejmujący 1700 (!) wysp i wysepek koralowych. Tu nie można się nudzić- po drodze warto zatrzymać się na nurkowanie, snorkeling, plażowanie. Sama autostrada to również dzieło sztuki, przejeżdżamy przez niezwykły Seven Miles Bridge (uwieczniony w wielu filmach, m.in "Mission Impossible 3", "2 Fast 2 Furious"..). Trasa cudowna, wychodzi słoneczko, w końcu ściągamy dach, Jerzy Połomski wyśpiewuje z mojego pendriva, testuję świeżo kupioną kamerkę- chce się żyć!

(...mniej więcej po dwóch godzinach jazdy z Miami robimy sobie przerwę na pyszne niezdrowe jedzonko w KFC- którego nie ma w Norwegii, więc trzeba korzystać! I wtedy odkrywam straszną prawdę- zgubiłam moją saszetkę ze wszystkim! Paszport, prawko, karty, norweskie korony i zapas dolarów. Totalna sierota! Szok!! Myślę gorączkowo- wakacje zmarnowane, teraz muszę jechać do ambasady, zablokować karty, gotówki też szkoda...Dzwonię do hotelu, wypożyczalni i restauracji, gdzie jedliśmy lunch- miejsc potencjalnego zgubienia dokumentów. Nic! Łzy lecą... Zabieram się już za wykręcenie numeru awaryjnego w moim banku, kiedy Dag z najpiękniejszym uśmiechem świata wręcza mi kolorową saszetkę. Jego plecak miał dodatkową ukrytą kieszeń! Co za ulga! Nie chcę nawet myśleć, jak by wyglądał ten nasz urlop, gdyby się nie znalazły...)

Po drodze do Key West zatrzymujemy się w parku stanowym Bahia Honda (wstęp tylko 8 dolarów/auto). Park słynie z krystalicznej wody i świetnych miejscówek na snorkeling. Ja chcę zobaczyć stary zniszczony most na plaży Calusa. Drugiego sierpnia 1935 r. w archipelag Florida Keys uderzył jeden z najsilniejszych huraganów w dziejach USA. Podmuchy wiatru o sile 320 km/h i pięciometrowe fale zmiotły linię kolejową Overseas Railway, zginęło również ponad dwustu weteranów wojennych pracujących przy budowie drogi. W latach 80' główny szlak komunikacyjny U.S. Route 1 poprowadzono już nieco z boku, a przerwany Old Bahia Honda Bridge pozostał jako atrakcja turystyczna. Niewątpliwie ciekawostka na trasie... 
(natomiast idealnych warunków do nurkowania i podglądania podwodnego życia nie widziałam wcale....)

(...nie chcemy w ciągu jednego dnia gnać na złamanie karku do końca archipelagu, decydujemy się na nocleg w mieście Marathon. Nie wiem, czy te przelotówki można nazwać miastami- to raczej mała autostrada, wokół której skupione są sklepy, stacje benzynowe, pensjonaty. Na ulicach żywej duszy, bo Amerykanie nie chodzą. Tylko samochody. Docieramy jeszcze na piękną Sombrero Beach, w sam raz na zachód słońca. Ale smutne, puste miasteczko, chmury burzowe i nienajlepsza prognoza na jutro oraz absurdalnie drogi nocleg w porównaniu z oferowanym standardem- nastrajają nas przygnębiająco... nawet wino buzuje niewypite w szklance... lepiej iść spać... )

Jesteśmy w Key WestNie było wiadomo do końca, czy zatrzymamy się tam na noc- to chyba jedno z najdroższych miasteczek w USA. Ale po dwóch godzinach spaceru już wiemy, że to za mało i chcemy się nacieszyć wyluzowaną karaibską atmosferą odrobinę dłużej. 

(... tym sposobem płacimy horrendalną kwotę za nocleg, jest to obecnie mój lider w rankingu drogich hoteli, przy którym 3-godzinna noc w schronisku na Fuji za 42 euro wydaje się drobnostką... i nawet nie chodzi o to, że hotele czy B&B w Key West są jakieś mega luksusowe- raczej chodzi o położenie. Ziemia na tym archipelagu musi być niezwykle kosztowna, do tego- jak nam wytłumaczyła jedna estońska kelnerka- płaci się koszmarne pieniądze za ubezpieczenie budynków od huraganów, które nawiedzają Florydę co roku...)

Ale ten właśnie dzień był jednym z najlepszych! Zwiedziliśmy Mallory Square, gdzie codziennie odbywa się ceremonia o zachodzie słońca- muzycy, tancerze, sztukmistrzowie, magicy i akrobaci prezentują swoje umiejętności, w knajpach rozbrzmiewają kubańskie rytmy, główna ulica Duval Street roi się od turystów, a do portu zawijają olbrzymie wycieczkowce. W Key West można dużo zwiedzić- znajduje się tu m.in. dom Ernesta Hemingwaya, który mieszkał tu i tworzył aż do wyjazdu do Havany, Muzeum Wraków (w latach 60' Key West było najbogatszym miastem Florydy właśnie dzięki rozbieraniu wraków, również wiele ekskluzywnych mebli i zabytkowych przedmiotów w rezydencjach pochodzi z zatopionych statków), warto także wybrać się promem lub samolotem do położonego 100 km w głąb oceanu parku narodowego Dry Tortugas- sądząc po zdjęciach- raju na ziemi. Tyle cudowności- jeśli się ma czas i pieniądze :) A my po prostu chłonęliśmy magiczną atmosferę miasteczka, pokonując pieszo kolejne kilometry po uliczkach Key West. Wieczór zakończył się degustacją rumu i świetną kolacją w przytulnej włoskiej restauracyjce. Fantastyczny dzień, cieszę się bardzo, że zostaliśmy. 

(...a w drodze powrotnej co było dane nam zobaczyć? Malowniczą Overseas Highway z pięknymi widokami...w deszczu!...przez chwilę mieliśmy nawet podejrzenia, że to huragan nadciąga, bo tak rzucało żabami, że wycieraczki nie nadążały zbierać...to się nazywa szczęście...)

Jak Floryda to Mustang

Old Bahia Honda Bridge

Muzeum Sztuki Współczesnej w Key West

Architektura w Key West

Port i deptak

Najbardziej wysunięty na południe punkt kontynentalnych Stanów

Najdroższy nocleg w życiu

Mallory Square i kubańskie rytmy




Park Narodowy Everglades

Największy las namorzynowy w Ameryce Północnej, bagna, rozlewiska i chyba najtrafniejsza ze wszystkich indiańska nazwa "rzeka traw". Park Narodowy Everglades jest trzecim co do wielkości parkiem Stanów Zjednoczonych i ostoją niezliczonych gatunków zwierząt, w tym zagrożonych wyginięciem pantery florydzkiej, manata karaibskiego czy krokodyla amerykańskiego. Te ogromne mokradła zasilane słodką wodą z jeziora Okeechobee- same są rezerwuarem wody pitnej dla mieszkańców południowej Florydy. No po prostu cud natury, który koniecznie trzeba zobaczyć. 

(...ale zanim wkroczymy w świat aligatorów i dzikiego ptactwa trzeba gdzieś przenocować. Wybór padł na Florida City- ostatnie miasteczko przed parkiem. I znów- miasteczko to za dużo powiedziane. Ogromne ulice, centra handlowe, domy towarowe, zero przytulności. Ale wieczór niespodziewanie zrobił się udany i oryginalny- z braku innych opcji wybraliśmy się do kina na zaskakująco dobry film "Promise", okropnie zmarzliśmy siedząc SAMI w sali, a w drodze do naszego motelu zjedliśmy smaczną chińszczyznę w obskurnej knajpie. Zgodnie stwierdziliśmy, że jedno popołudnie we Florida City wystarczy i jutro, choćby nie wiem, jak lało- jedziemy do Everglades...)

Na szczęście rano przywitało nas słońce (do czasu...). Radośnie pomknęliśmy do Ernest Coe Visitor Centre, czyli jednej z oficjalnych bram parku. Hurra! Dziś wstęp wolny!! (bo niedziela?). Najpierw obejrzeliśmy interesujący film o florze, faunie i powstaniu Everglades- naprawdę warto! A potem- zwiedzamy park! 
Opcji jest kilka- można po prostu przejechać autem jedyną drogę przez moczary, aż do Flamingo Visitor Centre, zatrzymując się w punktach widokowych. Można przejść się specjalnie przygotowanymi szlakami, objechać je rowerem, można wypożyczyć kajak lub skorzystać z wycieczki popularnymi airboat'ami (na którą zresztą mieliśmy straszną ochotę, bo z wody widać znacznie więcej). Na pierwszy ogień poszedł Anhinga Trail- jeden z ciekawszych szlaków nad bagnami. Wędruje się drewnianymi pomostami nad wodą. Niesamowite są te zwierzaki! Widziałam np. śmiesznego ptaszka, który zamiast fruwać (choć potrafił) skakał sobie po liściach grążeli. Żółwie, czaple, ryby, no i przede wszystkim aligatory- leniwe bestie wygrzewające się na brzegach. Niekiedy ciężko je dostrzec, tak bardzo przypominają kłody drewna. 
Przejście Anhinga Trail i sąsiedniego Gumbo Limbo Trail (ten drugi szlak prowadzi już w lesie- mniej zwierząt, ale więcej cienia) zajęło spokojnym tempem 1.5 godziny. Przyszła pora na przejażdżkę łodzią...

(..ale punkt startu wszelkich wycieczek wodnych znajdował się w zupełnie innym miejscu Everglades, na trasie 41, która przecina północną część parku... zanim tam dotarliśmy, pogoda zmieniła się diametralnie... Nawet gdybyśmy zdecydowali się pływać w ulewnym deszczu- nie znalazł się nikt, kto by nas zabrał na łódkę...I znów pogoda popsuła nam szyki... Z wielkim uczuciem niedosytu żegnamy Everglades...ciesząc się, że zobaczyliśmy choć odrobinkę...)


Szlaki spacerowe w Everglades

Zwierzyny pełno- tylko trzeba ją dostrzec

Ścieżki nad moczarami

Leniwe gady


Zachodnie wybrzeże Florydy

Nie mając zbyt wiele czasu i nie chcąc spędzać codziennie kilku godzin w aucie- zdecydowaliśmy się spokojnie zwiedzić tylko wybrzeże zachodnie- słynące z "najpiękniejszych plaż USA". Naszymi bazami noclegowymi były kolejno Fort Meyers i Clearwater. 
Tuż przed zjazdem na Fort Meyers Beach warto odwiedzić Lovers Key State Park- fajna, duża plaża, spokojna woda (dla miłośników pływania bez fal) i bajeczna sceneria- idealna do zamążpójścia (właśnie odbywał się ślub na plaży). Świetna miejscówka na kajaki- jest tam kilka kilometrów wodnych szlaków wśród mangrowców. 

Jadąc dalej na północ zahaczyliśmy o cudowną Siesta Beach, która jakiś czas temu została okrzyknięta plażą numer jeden w Stanach. Nie dziwię się- takiego białego drobnego piasku chyba jeszcze nie widziałam. 

(... nie widziałam też nigdy tak ogromnego parkingu przy plaży, 15 minut krążenia, zanim cudem znalazło się miejsce...)

Okazuje się, że najlepsze zostawiliśmy na koniec. Miasteczko Clearwater Beach spełniło wszystkie nasze turystyczne oczekiwania, a wycieczka na Caladesi Island okazała się strzałem w dziesiątkę :) Caladesi właściwie błędnie nazywa się wyspą, ponieważ można tam dojść pieszo z miasta (wędrówka to jakieś 8 km wzdłuż plaży, ale w pewnej chwili droga na mapie się urywa i nie wiem, czy jest możliwe przejście suchą nogą). Kolejnym wariantem jest wypożyczenie kajaka i powiosłowanie do "wyspy"- która również obfituje w lasy namorzynowe, więc jest gdzie wiosłować. My wybraliśmy opcję trzecią- przeprawę promową i słodkie lenistwo na odludnej części plaży. 

(...w planie było też snorkelowanie, nawet zakupiliśmy specjalnie maski i rurki, ale- wbrew temu co piszą- na Florydzie nie da się tego robić z brzegu...albo przynajmniej nam się nie udało... zbyt duże fale i nieprzejrzysta woda...)

Plaża na Caladesi jest piękna, bo naturalna, nikt nie sprząta trawy morskiej, z nadmorskiego lasu długonogie ptaki wychodzą żerować na brzeg i możesz być zupełnie sam! Spędziłam tam najgorętsze godziny dnia, spaliłam się na brąz, trzy razy pluskałam się w falach- właśnie o taki relaks chodziło!

A w ostatni dzień niespodzianka! Do Miami wracaliśmy już jak do domu.... czegoś znanego i lubianego...a okazało się jeszcze lepsze :) Krystalicznie czysta woda, prawie 30 stopni i South Beach- tak zakończyły się moje pierwsze od roku egzotyczne wakacje :)

(...mogłabym ponarzekać jeszcze- na niezałatwione sprawy podatkowe, które na urlopie codziennie przykuwały mnie do komputera i piętrzące się w związku z tym trudności, na kartę pamięci, która odmówiła posłuszeństwa i straciłam połowę nagranych filmików, na okropną nieprzespaną noc w samolocie.... ale właśnie wróciłam z niesamowitych wakacji ze świetnym towarzyszem, więc chyba już skończę pisać :)

Plaża w Fort Meyers

Nadmorski kurort Fort Meyers Beach

Siesta Beach

Clearwater Beach

Zachód w Clearwater

Lunch na Siesta Beach

Uwaga, grzechotniki!

Droga do raju 

Caladesi Island



Autostrady przez ocean

Clearwater Beach

South Beach Miami



Comments