Couchsurfing, Workaway i Meetup- czyli jak się odnaleźć w nowym miejscu?



Właśnie się przeprowadziłeś? Czujesz się obco w nowym miejscu? Brakuje Ci pomysłów na spędzanie wolnego czasu? I towarzystwa? A może chciałbyś się przeprowadzić, ale martwisz się, jak sobie poradzisz bez znajomości i nie wiadomo jakich oszczędności na początku? Na wszystko jest sposób :) Oto moje propozycje, jak się odnaleźć w nowym otoczeniu....

Couchsurfing

Czy jest tutaj ktoś, kto nie słyszał jeszcze o couchsurfingu  i nie korzystał z tego fantastycznego serwisu? Polecam szybko naprawić błąd! CS to świetna alternatywa dla hoteli, hosteli i innych form zakwaterowania. Międzynarodowa społeczność pozytywnie zakręconych ludzi, którzy udostępniają mieszkanie/pokój/kanapę/kawałek podłogi do przenocowania. Cała idea opiera się na wymianie przysług- dziś ja ugoszczę ciebie, jutro ty pomożesz komuś innemu. Za darmo! Co nie oznacza, że powinniśmy traktować couchsurfing tylko jako okazję do zaoszczędzenia paru groszy (choć to wielki plus oczywiście). Trzeba się zaangażować. CS to interakcja- ktoś oferuje nam kawałek swojego domu- my możemy odwdzięczyć się ciekawą opowieścią, upichceniem czegoś, wspólnym spędzeniem wolnego czasu czy chociaż butelką dobrego trunku ze swojego kraju.  

Dobrze pamiętam moje couchsurfingowe początki- w 2010 roku razem z chłopakiem postanowiliśmy przyjąć pierwszych gości w Irlandii. Trochę nam się ugięły nogi, kiedy pojechaliśmy na dworzec po Keri i Serenę- dwie Amerykanki o bardzo amerykańskich kształtach z wypchanymi walizami. Kapsułka (nasza mazda demio) też się ugięła, ale jakoś daliśmy radę doturlać się do domu :) Wieczorem niestety musiałam iść do pracy, więc rolę gospodarza pełnił Sewcio. I tak zwiedzanie miasta zakończyło się w pubie, bo trzeba było zaprezentować, co Irlandia ma najlepszego do zaoferowania :)
Dziewczyny nie mogły wypożyczyć auta, więc kolejnego dnia zabraliśmy je na objazdówkę po okolicy. Zjedliśmy razem obiad, a potem podrzuciliśmy je z powrotem na dworzec. Chyba były lekko zszokowane polską gościnnością. Do dziś jestem w kontakcie z Keri i kto wie, może zawitam w końcu w odwiedziny do North Carolina.

Pierwszego hosta też dobrze pamiętam. Korzystaliśmy z gościny Sturda w Edynburgu. Nigdy nie zapomnę, jak dziwną musiałam mieć minę, kiedy otworzył nam drzwi chłopak...na wózku inwalidzkim. Zupełnie się tego nie spodziewałam- na profilu znajdowało się tylko zdjęcie twarzy. Nasz gospodarz okazał się bardzo towarzyski, przyjmował gości właściwie non-stop... myślę, że był to jego sposób na niemożność podróżowania.... Udostępnił nam pokój z łazienką i podwiózł nawet do miasta specjalnie zaprojektowanym samochodem. 

W couchsurfingu najbardziej uwielbiam nieprzewidywalność- nigdy nie wiesz, na jakiego pozytywnego świra trafisz :) W Tokio nasz host Ed i jego współlokatorzy odebrali nas o północy z dworca, po czym udaliśmy się...na karaoke! W Nicei życie uratował Aurelien, który zaakceptował moją prośbę o nocleg dla trzech osób dwa dni przed przylotem. Nawet na wyspie Olchon na Bajkale działa CS!

Przyjeżdżając do Norwegii wiedziałam, że chcę skorzystać z couchsurfingu ponownie; po pierwsze wiedziałam, że zostaję tu krótko i chcę zaoszczędzić jak najwięcej funduszy na kolejną podróż. Żadnego wynajmowania pokoju, apartamentu, umowy, depozytu itp. Po drugie... chyba moja cygańska natura daje o sobie znać, bo ja po prostu nie mogę usiedzieć w jednym miejscu. I uwielbiam poznawać nowych ludzi. Od czerwca zmieniłam mieszkanie sześć razy i szykuje się jeszcze jedna przeprowadzka :))) Trafiłam na fantastyczne domy, o których muszę opowiedzieć. 

Pierwszy przystanek- Olo i Aga w Kristiansand. To akurat nie całkiem CS. Olek to kumpel z tej samej wioski, znamy się ze dwadzieścia lat. Właściwie to dzięki niemu zdecydowałam się przyjechać do Norwegii. Agę poznałam tutaj. W ich uroczym kompaktowym mieszkanku spędziłam dwa tygodnie- w tym czasie zdążyłam pomalować domek sąsiadce, przeżyć nalot strasznie dokuczliwych muszek (spać się nie dało!), załapać się na Dzień Otwarty Muzeów w Kristiansand, przebić Olkowi dętkę w rowerze i przejść najdłuższą Via Ferratę w północnej Europie. Cudowny pobyt... niestety pracy tam nie znalazłam. Zadzwonili z Oslo... pora się przenieść :)


Olek i Aga w kuchni, pół metra na prawo stoi moja kanapa :)

Przejażdżka kolejką turystyczną

Świat jest mały. W Tajlandii poznałam Barisa z Turcji, który okazuje się mieszkać w Oslo! To już wiadomo, kto mnie przygarnie na chwilę. Kolejne dwa tygodnie pobytu spędzam w świetnej, klimatycznej dzielnicy Grunelokka. Potem Baris jedzie na wakacje, a ja w ramach podziękowania zajmuję się apartamentem oraz przekazuję klucze turystom, którzy go wynajmują na okres nieobecności właściciela. Tyle mojego mieszkania "po znajomości" :))) Czas się przekonać, jak działa couchsurfing w Oslo....


W Tajlandii obowiązkowo na skuterze

Wow! Ludzie są niesamowici! Na moje zapytanie o kilkutygodniową gościnę odpowiedziała całkiem spora liczba osób.... Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że obowiązują tu trochę inne reguły niż w przypadku np. weekendowego korzystania z CS. Dlatego w mailu zaproponowałam, że raczej "wynajmę kanapę" (za drobną opłatę bądź pomoc w pracach domowych, gotowaniu itp.). I trafiłam na Denisa- mojego pierwszego hosta. Rosjanin, fan futbolu, zapalony rowerzysta, mąż i ojciec czwórki dzieci (rodzinka w Amsterdamie- jego przenieśli na stanowisko w Lukoil w Norwegii), który postanowił sobie, że każdy weekend spędzi poza Oslo :) Dzięki uprzejmości Denisa mieszkałam ponad miesiąc dosłownie w sercu miasta- nasz apartament znajdował się tuż za pałacem rodziny królewskiej. 

Denis- mój rosyjski host 

Kolejny dom to zupełna niespodzianka i szczerze mówiąc- jedno z największych zaskoczeń w życiu. Wspominałam już, że łapiąc stopa do Oslo, poznałam dwóch sympatycznych Norwegów. Jeden z nich- słysząc, że nie mam sprecyzowanych planów noclegowych- zaproponował mi pokój syna, który wyjeżdża na studia do Australii. I tak na prawie 4 miesiące trafiłam do norweskiej rodziny. Powiedziałam im już, że gdyby tylko mieli profil na CS- wystawiłabym najlepszą opinię świata :)


Mój norweski host i przyjaciel Dag


Pod koniec listopada przyszedł znów czas na przeprowadzkę. Trafiłam do Ole- cichego, zapracowanego Duńczyka, u którego zostałam dwa miesiące. To był bardzo intensywny okres (miałam dodatkowy etat), więc praktycznie mijaliśmy się w drzwiach. Ole tak smakowały polskie zupy, które gotowałam, że stwierdził, że powinnam otworzyć food truck z barszczem i ogórkową na wynos :)


Z Saskią i Ole na Kolsas- sobotnia wędrówka

Lubię oryginałów. A taki z pewnością jest mój aktualny norweski host Guy. Po prostu muszę opowiedzieć jego historię. Kiedy stracił pracę, miał depresję i nie wychodził z domu, jego terapeutka zaleciła mu... couchsurfing jako lek na odizolowanie. Guy wziął sobie do serca porady lekarza i ugościł ponad 150 osób! W tym swoją obecną żonę Nataszę :) To dopiero pozytywny wpływ CS na życie! Natasza mieszka jeszcze w Rosji, widują się co miesiąc lub dwa, ale wszystko jest na dobrej drodze. Guy potrzebował motywacji do działania- dlatego zgodził się mnie przygarnąć ("Będziesz się kręcić po domu- to ja też zacznę coś robić"). I zadziałało! W zeszłym tygodniu znalazł pracę i może w końcu sprowadzić żonę tutaj. A mieszkanko, gdzie przebywam? Co za klimat! Czuję, jakbym cofnęła się do innej epoki :) Stare, zabytkowe sprzęty, pełno płyt, filmów, masek karnawałowych, maciupeńkich filiżanek, tapet i innych gratów niewiadomego pochodzenia. Chyba nie ma rzeczy, której Guy nie posiada. Babciny wystrój, ale robi amosferę. 


Spacer po jeziorze z Guy'em

Jeśli więc nie przeszkadzają ci wieczne przeprowadzki, nie potrzebujesz wielkich luksusów i uwielbiasz poznawać ludzi- z całego serca polecam couchsurfing! 


Workaway

Następną fantastyczną stroną internetową jest Workaway. W skrócie- to serwis, który oferuje zakwaterowanie (a nieraz także wyżywienie, auto do dyspozycji w czasie wolnym czy nawet drobny zarobek) za kilka godzin pracy dziennie na rzecz danego projektu. 
Widziałam świetne oferty- mieszkanie w Bangkoku w zamian za opiekę nad siedmioma (!) kotami podczas nieobecności właściciela, pracę na farmie bambusów w Japonii czy nocleg w mongolskiej jurcie oraz pomaganie pasterzom przy owcach i koniach. Workaway to niepowtarzalna okazja na wymianę kulturową i zdobywanie doświadczeń, których nie mógłbyś zdobyć w inny sposób.
Bardzo często mieszkasz np. z rodziną, która prowadzi hostel/szkołę/ekologiczną farmę- przyjmuje się, że dzień pracy workaway'era trwa max 5 godzin pięć razy w tygodniu. Potem jest czas na zwiedzanie okolicy i inne aktywności.
Posiadam profil na stronie, ale oficjalnie nie korzystałam jeszcze z serwisu. Workaway jest dla długodystansowców- przeważnie powinieneś zostać minimum 2 tygodnie (a niekiedy kilka miesięcy) w jednym miejscu. Nie miałam na to czasu podczas ostatniej podróży, ale zamierzam skorzystać z tej opcji w Ameryce Południowej- uważam również, że to doskonała szansa na podszkolenie języka hiszpańskiego :)


Meetup

Genialna aplikacja, którą odkryłam w Oslo i dzięki której mam już spore grono znajomych o podobnych zainteresowaniach.
Meetup działa bardzo prosto; zakładasz swój profil i już masz dostęp do ciekawych wydarzeń w twojej okolicy. Żeby sprecyzować oczekiwania możesz zapisać się do różnych grup (ja mam grupę siatkarską, trekkingową, rowerową i fitness), a potem przychodzisz na wydarzenia organizowane w ramach twoich upodobań. Sam również możesz być hostem i poprowadzić np. warsztaty fotograficzne, wieczór gier planszowych, plener malarski czy cokolwiek, co przyjdzie ci do głowy. 
Mój pierwszy meetup odbył się jeszcze latem w pięknym, słynącym z nagich rzeźb Parku Vigelanda. Ale wcale nie poszłam tam, by podziwiać sztukę :) Saskia- Holenderka, która organizowała event, przegoniła nas po alejkach w ramach Fitness Saturday Morning- były brzuszki, przysiady, sprint pod górkę i inne ćwiczenia. A na końcu- kawa, ciasto i integracja :)
Dzięki aplikacji znalazłam ekipę do siatkowki plażowej (a teraz halowej) i wybrałam się na wędrówkę w 30-osobowej międzynarodowej grupie. Niektóre znajomości przetrwały i teraz wiem, do kogo zadzwonić, kiedy chcę wjechać rowerem na Holmenkollen :)


Po fitnessie pora na ciacho!


Siatkówka na Snaroi




















Comments