Czy każdy musi robić karierę?


W dziale "Myśli nieuczesane" piszę o tym, co mnie zastanawia, boli, wzrusza i wqrwia. Nie mogłam więc przemilczeć słów norweskiego znajomego, od którego ostatnio usłyszałam, że...

..."moja praca w Oslo nic nie wnosi do CV i marnuję najlepsze lata- zamiast realizować się w życiu zawodowym, podróżuję lub myślę o podróżach wykonując byle jaką robotę...". Zagotowało się we mnie. Czy tylko praca za biurkiem od 8-16 jest wyznacznikiem sukcesu? Czy naprawdę każdy musi robić karierę w korporacji??

(I od razu odpowiadam- nie musi. Jeżeli ktoś kroi warzywa w chińskiej restauracji albo sprzedaje gazety w kiosku- jest to jego wybór i nikogo nie powinno to obchodzić.  Każdy ma swoją historię i nie wiemy, co sprawiło, że znalazł się w takiej, a nie innej sytuacji. A może to po prostu lubi? Albo boi się zmian? Łatwo jest oceniać. Trudniej docenić.). 


Myślę sobie czasami o moim życiu zawodowym. Czemu potoczyło się tak, a nie inaczej... czy mogłam coś zrobić lepiej? W jakiej roli odnajdę się najbardziej? W czym jestem dobra? I najważniejsze...kim chcę być?

Zazdrościłam tym, którzy już w szkole średniej (bo wtedy- będąc właściwie młodym i głupim- podejmuje się jedną z najważniejszych decyzji) dokładnie wiedzieli, co będą studiować i jaka z tym wiąże się przyszłość. Patrzyłam z podziwem na ścisłowców, którym matematyka, chemia, fizyka przychodziła tak łatwo. Ja... jestem humanistą... Dziś to wyznanie- w obliczu chociażby tych wszystkich żartów o socjologach sprzedających frytki w Macu- brzmi co najmniej jak coming out :) Tak, jestem humanistą (czyt. marzycielem) i nie mam pojęcia, czym się różnią aktywa od pasywów, jak zaprojektować stronę internetową i co to są całki i różniczki. Posiadanie umysłu nie-ścisłego niestety ogranicza moje możliwości na rynku pracy- oczywiście istnieją wyjątki, ale nie oszukujmy się- świat dzisiaj potrzebuje informatyków, nie filozofów. Co więc ma robić młody człowiek z głową w chmurach, nie-fachowiec i nie- specjalista?

Kiedy miałam naście lat nie byłam w stanie zdecydować, kim będę w przyszłości. Gratuluję każdemu szesnastolatkowi, który to wiedział. Byłam pewna tylko jednego- chcę iść na studia (biorąc do serca słowa naszego profesora historii, że to "przedłużenie młodości"). Dostałam się na filologię polską i turystykę; wybrałam to drugie. To był świetny czas, pełen wyjazdów, aktywności, sportu, czas poznawania oryginalnych ludzi, czas, którego nie zamieniłabym na nic innego. Ale... choć ukończyłam studia z dyplomem... zawsze mam problem z wypełnieniem rubryki "zawód", kiedy wręczają mi formularz w samolocie. Bo jaka jest moja profesja? Magister od turystyki aktywnej? Licencjonowany doradca podróży? Oficjalnie... nie mam zawodu.

Nigdy też nie pracowałam w branży turystycznej (nie licząc obsługi kilku wycieczek szkolnych jako przewodnik i animator czasu wolnego oraz organizacji wypoczynku letniego dla dzieci). Na piątym roku wyjechałam do Irlandii, a tam obowiązywały trochę inne realia. Brało się pierwsze lepsze stanowisko, by podszkolić trochę język i zarobić pierwsze pieniądze... W ten sposób wylądowałam w supermarkecie, księgarni, chińskiej restauracji, a na koniec w fabryczce- typowa ścieżka kariery emigranta :) Jeżeli kiedykolwiek miałam marzenia o pracy w biurze podróży czy agencji turystycznej.... rozwiały się one po przyjściu kryzysu ekonomicznego w 2008 r. Pamiętam, że nie chcieli mnie przyjąć nawet na darmowy staż; po prostu nie było klientów. Imałam się więc różnych zajęć, a ostatnie pięć lat pobytu na Zielonej Wyspie spędziłam we francuskiej firmie produkującej szkiełka do okularów. Czy lubiłam tę pracę? Czy przynosiła mi satysfakcję? Czy to było spełnienie moich zawodowych ambicji? Nie, nie, nie :) Ale utknęłam tam na dłużej...z wielu powodów. Ważne jest, że pewnego dnia zdecydowałam się porzucić lukratywną pozycję operatora produkcji na rzecz podróży życia. I choć wiele osób pukało się w głowę (jak można zostawić stałe godziny, zero odpowiedzialności, bonusy i dodatki do niezłej już pensji??)- postawiłam na swoim i spędziłam cudowny rok w Azji i Australii. A może łatwiej było mi podjąć taką decyzję właśnie dlatego, że nie miałam wyśnionej pracy? Miałam za to oszczędności i niezachwianą pewność, że absolutnie nie chcę pracować w fabryczce do emerytury. Że chcę coś przeżyć, nawet kosztem stabilizacji i zabezpieczonej przyszłości. Wybrałam życie nomada, wiecznie na walizkach i póki co dobrze mi z tym.

A teraz jestem w Norwegii. Przyjechałam tu sama, bez znajomości języka, bez koneksji czy fortuny na koncie. A jednak udało się znaleźć dobrze płatną pracę, po miesiącu miałam już dom, samochód, norweską rodzinę i znajomych. Co z tego, że sprzątam? Wiem, po co to robię. Mam cel. Nie rozumiem też stwierdzenia, że "ta praca nic nie wnosi do mojego życiorysu". A prowadzenie auta? Kto mnie zna, wie, że w Irlandii umiałam dojechać tylko do trzech miejsc i panicznie bałam się przejażdżek w nieznane :) Tutaj w końcu nauczyłam się kierować po prawej stronie i jeżdżę wszędzie. Ponadto muszę radzić sobie w sytuacjach stresowych i pod presją czasu- tak hartują się moje zdolności organizacyjne. Znam swoją wartość i wiem, że jestem dobrym pracownikiem. Obarczają mnie nowymi obowiązkami i extra godzinami- a to znaczy, że wzbudzam zaufanie. Może kiedyś zapragnę ciekawszego, ambitniejszego czy lżejszego zajęcia, ale na razie wychodzę z założenia, że praca to praca. Żaden wstyd. Wstyd to siedzieć w domu na zasiłku i tłumaczyć się brakiem czasu na pracę...bo dzieci, bo mąż, bo obowiązki itp. 

I nurtuje mnie jeszcze pytanie- ile jest osób, które szczerze lubi swoją pracę, pracę dającą jednocześnie satysfakcję i pieniądze? Ja znam jedną. 90% ludzi to mróweczki, dreptające dzień w dzień do tego samego miejsca lub wykonujące te same czynności. Nie mówię absolutnie, że to jest złe, na tym mniej więcej polega życie (wg 90% populacji :). Ale można się na to nie zgodzić. Można chcieć więcej. Sama byłam kiedyś mróweczką. Teraz nie wiem, kim będę.... Mam parę pomysłów, ale wciąż odkładam je na potem... Podróże są zbyt kuszące. 
Na razie śmigam sobie z mopem po różnych placach budowy, apartamentowcach, biurach, domkach i barakach. Bywają dni- jak dzisiaj- że mam ochotę kupić bilet w jedną stronę do ciepłych krajów... Ale poza chwilowymi kryzysami jest dobrze :) Znów jestem pracoholikiem....ale wiem, jaka czeka nagroda. Dziś sobie obliczyłam (dla poprawy humoru)- jeden dzień pracy w Oslo = 5 dni wakacji w Ameryce Południowej :) Kariery może już nie zrobię... ale przynajmniej będę miała co wspominać na starość.

Comments

  1. I właśnie za to cenie sobie takich ludzi jak Ty! Szczerość! Mop a czemu nie ;D to samo mówią o mnie kiedy obudziłam się z myślą rzucam tą stabilną prace za biurkiem, pakuje manatki i jade szukać szczęścia tam gdzie mnie jeszcze nie było- i tak oto właśnie pakuje ostatnie kartony przed podróżą na dłużej też do Norwegi :D Pozdrawiam cyniax

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niektorych to nosi po swiecie! ;) Powodzenia w szukaniu szczescia!

      Delete
  2. Hi Renja. Whatever you do that's always your choice, your pleasure. Someone can seat at home making excuses and getting state financial support you're absolutely right. But then they will never respect themself. All efforts you do, all attempts you will do further definitely will bring you emotional and financial satisfaction. Entire way you go, is really amazingway of brave, smart, pretty girl. Who knows, maybe in few months there can be a Travel Agency established by our dear Renja =). (Andrey Zhostkiy)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hey Andrey.. I cant believe You made an effort to translate and read my post :))) Thank You!
      Thanks for believing in me, for kind words. People like You made my journey worth and unforgettable.
      You're right- maybe I should open Travel Agency for crazy, open, adventurous people who want something more than drinking next to swimming pool :)
      Hopefully I'll see U one day hmmm?

      Delete
    2. I do follow your blog enjoying fantastic adventures you had everywhere Worldwide. That's unbelievable challenge as for me, and you did it! Awesome! This particular you article got me to share an opinion, it's different type from previous ones. Your thoughts, feelings, emotions here have forced me to say. Hey, Renja, keep doing same right things! =) (Andrey)

      Delete
  3. Renia jesteś Wielka. ;-) Spełniaj swoje Marzenia :-) I zarażaj nas swoją pasją i optymizmem na "Cudnych Manowcach". Pozdrawiam gorąco. Alex

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzieki Alex!!! Miło słyszeć takie słowa od innego pasjonata :) buzki!

      Delete
  4. Hmm... czuje się jakbym czytał własną historię. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo tak samo zaczynając od szkoły a kończąc na wyspach. Niestety jak te wspomniane 90% ludzi nie potrafiłem kroić kapusty przez 12h bo z głowy a zwłaszcza z mózgu robił mi się kalafior. A pytanie ile zarabiasz było ważniejsze od twojego imienia. A finał taki, że z wielkiego Manchesteru na wieś do Zgorzelca zjechałem. Wróciły lasy, łąki i przyroda. Pojawił się uśmiech i jakieś światełko w tunelu. Tylko wszyscy non stop się dziwią czemu taki po studiach w UK z niemieckim i angielskim marnuje się w takiej dziurze. Są tacy co muszą iść pod wiatr i badać nieznane tereny, rozciągając przy tym swoją strefę komfortu. Bo każdy jest kowalem swojego losu tak jak mówisz Reniu. Cieszę się, że są tacy ludzie jak ty bo wiem wtedy, że nie jestem sam i że to nie ja zwariowałem tylko świat podąża ku tej bezbarwnej, plastikowej, próżnej brei wmawiając nam, że to jest właśnie to upragnione 'złoto'. Ale z drugiej strony dzięki temu i tym wszystkim kopniakom które opisałaś (które przydarzyły się także mi) wiem gdzie jestem i gdzie chciałbym być. Teraz przez to patrzę na życie trochę z dystansu i daleka. I wiem, że jak nie spróbuje to będę do końca życia tego bardzo żałował. A, że życie to jedna wielka podróż statkiem po bezgranicznym oceanie ...hmmm.....no fakt, raz są sztormy i burze, innym razem jakaś mielizna a jeszcze kiedy indziej jakieś syreny kuszą pięknym głosem ...... ale statek leniwie dalej płynie wprost w nieznane ....

    No cóż trzymam mocno kciuki za Ciebie :) trzymaj tak dalej !

    Adam

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sama jestem zdziwiona ilu znam ludzi o podobnej historii.... choc nie wszyscy wybieraja podroz jako ucieczke od szarosci...
      Dla mnie wazne jest zeby znalezc swoje szczescie..niewazne czy w Zgorzelcu, na Wyspach czy dalekiej polnocy ;) I droga tez sie liczy- bo zyjemy tu i teraz a nie "za chwile" "za 2,5,10 lat". Mam znajomego, ktory sie nie urzadza w mieszkaniu bo to nie jego, bo tylko wynajmuje... A ja sie urzadzam nawet jesli to ma byc na krotko- bo wazne jest TERAZ.
      Dzieki Adam za ten wpis...ciesze sie ze sa tacy ludzie! Pozdrawiam serdecznie :)

      Delete
  5. A kiedy w tym wszystkim znajdujesz czas na pukanie? Czy zyjesz jak zakonnica? ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oho, czyzbym juz zostala celebrytka ze ludzie zagladaja do mojej sypialni?? ;) Przykro mi, nie udzielam takich informacji... a przynajmniej nie anonimom i nie publicznie. Powiem tylko, ze na nude nie narzekam, czego i Tobie zycze!

      Delete
    2. A czy wybierasz się na któreś z terytoriów zajmowanych przez tzw. Państwo Islamskie? Wystarczy odwagi? :). Za życzenia braku nudy dziękuję /ale mój mózg pracuje troche inaczej i nie mam na to wpływu.
      Tym niemniej wiesz gdzie bym pojechał gdybym był sam?
      Na Alaskę :). Albo do Norwegii.

      Delete
  6. Panstwa arabskie poki co sa daleko na mojej liscie podrozy...wiec na razie sie nie martwie :)
    Ja jestem cieplolubna ale Polnoc ma cos w sobie... cytat z ulubionej ksiazki : "Opetala mnie, juz nigdy nie wyzwolilem sie spod jej czaru..."
    Chyba Polnoc tak wlasnie dziala...

    ReplyDelete
  7. zgadzam sie 1000%
    masz moje poparcie we wszystkim co napisalas

    ReplyDelete
  8. Jesteś odważną babeczką... z charakterem. Nie owijasz w bawełnę, piszesz szczerze o swoim życiu. W tym temacie, ja sam, chyba nie byłbym taki odważny. Trolle to zazdrośnicy. To z tej zazdrości smarują te komenty. Ja też trochę zazdroszczę ale w inny sposób. Jeszcze stary nie jestem ale czasu jakby mniej więc spróbuję przestać szukać wymówek. Może jeszcze się uda wybrać w podróż... nie na wczasy.
    Nie zmieniaj się i pisz dalej. Pozdrawiam.

    ReplyDelete

Post a Comment