Norweskie wędrówki część I- Gaustatoppen


Rozpoczynam serię Norweskie wędrówki, w której będę informować Was o moich górskich przygodach w kraju trolli (chodzi o mityczne stworki ze skandynawskich legend, nie ludzi- oni są całkiem sympatyczni :). Cykl otwiera wycieczka na Gaustatoppen- najwyższy szczyt regionu Telemark (1883 m npm), skąd przy dobrej pogodzie widać 1/6 powierzchni Norwegii.

Wymarzony dzień- mroźno i słonecznie. Spotykamy się raniutko w centrum Oslo, stąd odjeżdża nasz autokar (organizatorem wyjazdu jest polska grupa facebookowa- i to dla mnie świetna i jedyna chyba opcja, bo dostać się w góry komunikacją publiczną i zdążyć na wieczór do pracy graniczy z cudem). Czuję się jak na wycieczce szkolnej- odczytanie obecności, zajmowanie miejsc, wyciąganie prowiantu. Nasza czwórka- koleżanka z pracy Ania, jej współlokator i mój rowerowy towarzysz Jurek oraz Jarek- poznany na siatkówce- siedzi razem i zajada się sernikiem. Szczyt znajduje się jakieś 180 km od Oslo, trasa zajmuje nam 3 godziny. 

W drodze do Gaustatoppen mijamy ciekawą miejscowość Rjukan, położoną- wg niektórych folderów turystycznych- w najbardziej mrocznej dolinie na świecie. Do wciśniętego między dwa zbocza miasteczka słońce nie dociera od września do marca. Ale Norwegia nie byłaby Norwegią, gdyby nie zaproponowała jakiegoś innowacyjnego rozwiązania. W Rjukan zamontowano więc olbrzymie ruchome lustra, które odbijają promienie słoneczne i kierują je na główny plac miasta. Można? Można :) Pomysł ten liczy sobie już ponad 100 lat, jednak na początku XX wieku był niezwykle ciężki do zrealizowania- jedyne, co mógł wówczas zaproponować mieszkańcom Sam Eyde (lokalny przedsiębiorca, twórca elektrowni, dzięki której powstało miasteczko robotnicze) to zbudowanie kolejki Krossobanen- otwarta w 1928 r. linia prowadziła z doliny na szczyt, gdzie można było cieszyć się słońcem choć przez parę godzin. 

Rjukan w czasie II wojny światowej słynęło również z przemysłowej produkcji tzw. ciężkiej wody, przeznaczonej do badań nad bronią jądrową. Dzięki akcji norweskich sabotażystów woda nigdy nie dotarła do Niemiec i została zatopiona z promem na jeziorze Tinnsjo. Dziś w dawnej elektrowni urządzono Muzeum Norweskiego Przemysłu, gdzie można dowiedzieć się więcej na ten temat. 

Ale naszym celem jest Gaustatoppen. Parkujemy w Stavsro, gdzie zaczyna się jeden ze szlaków prowadzących na szczyt. Dla leniwych istnieje jeszcze kolejka linowa Gaustabanen (stacja kilkaset metrów poniżej parkingu), która biegnie wewnątrz góry- na widoki zatem nie ma co liczyć. Cena biletu dla dorosłych to 350 NOK w obie strony lub 250 NOK w jedną. Wielu wspinających się decyduje się na powrót wagonikiem- my ambitnie maszerujemy. 

Wędrówka nie jest specjalnie skomplikowana, mnie się jednak strasznie nie podoba tłok na szlaku- w sezonie szczyt odwiedza 30 000 osób i chyba nie tylko my mieliśmy pomysł, by aktywnie spędzić ostatnie słoneczne dni. Momentami trzeba stać w kolejce albo iść gęsiego... Trasy nie ułatwiają wcale oblodzone kamienie- zwłaszcza w drodze powrotnej. 
Mniej więcej w połowie wędrówki mijamy krzyż, postawiony tu na pamiątkę śmierci litewskiego malarza- Algirdas Lukstas w 1992 r. wybrał się na wycieczkę z grupą studentów, lecz podczas zdobywania szczytu niefortunnie zmarł na zawał. Czytając przydrożne tablice informacyjne dowiadujemy się także, że ta góra kamieni, jaką jest Gaustatoppen, powstała w wyniku trwającego kilka tysięcy lat procesu zamarzania i rozmarzania skały i składa się głównie z kwarcytu- jednego z najtwardszych minerałów na świecie.  

Wędrówka na szczyt (jak nam się zdawało, o czym za chwilę) trwa 2,5 godziny. Ale mróz! Czuć już zimę w powietrzu. Chowamy się w turisthytta, by się troszkę ogrzać- gorąca herbatka, świeże gofry i ciepła atmosfera rozleniwiają. Ale przecież wierzchołek jest tuż za chatką, mamy czas... Kiedy w końcu wyczłapujemy się z przyjemnego wnętrza i wdrapujemy parę metrów wyżej, gdzie stoi wieża radiowa- ze zgrozą odkrywamy, że to nie jest jeszcze szczyt! Właściwy czubek Gaustatoppen położony jest w odległości jakichś 15 minut spaceru granią, razem z powrotem daje to pół godziny extra marszu, której już nie mamy, bo musimy wracać na autobus. Trudno..szczyt pozostanie niezdobyty tym razem. 

Ślizgając się po kamieniach schodzimy do parkingu. Ogólne wrażenia? Pogoda dopisała, fajna ekipa i piękne krajobrazy, a jednak pozostaje pewien niedosyt... Za mało "dzikości"? Za dużo turystów? Nie wiem...coś sprawiło, że Gaustatoppen nie zachwycił. Być może trzeba przyjechać po sezonie...

Polska wycieczka :)

Początek trasy 

 Jak dla mnie to krajobraz troszkę irlandzki

 Moja wesoła ekipa- Jurek, Ania, Jarek

 Zasłużona herbatka i gofry w schronisku

W kolejce do kibelka...ale jakie widoki!

Śmigłowiec dowozi zapasy...


... hałasuje i robi wiatr...


Za nami niezdobyty tym razem szczyt

Comments