Rowerowe Oslo- gdzie na przejażdżkę?


Mieszkam w Oslo już prawie trzy miesiące, a nie byłam jeszcze w żadnym muzeum... Marna ze mnie turystka, hmmm? Oglądanie muzealnych wnętrz i eksponatów zostawiam na nadchodzące jesienno- zimowe, deszczowe (podobno!) dni, a tymczasem zwiedzam miasto na moim wysłużonym, lekko narowistym rowerku. I- kiedy już nabrałam wprawy w jeździe wiecznie pod górkę- całkiem podoba mi się ta forma eksplorowania Oslo. Gdzie warto wybrać się na przejażdżkę?
"A byłaś już w Vigeland Park?"- pierwsze pytanie, jakie słyszę, pytając o główne atrakcje stolicy. Kompleks parkowy niemalże w sercu Oslo to dzieło norweskiego rzeźbiarza Gustava Vigelanda- zaczęło się od projektu fontanny, jaki zamówiły u niego władze miasta w 1907 r. Ambitny artysta na tym nie poprzestał i stworzył ponad 200 posągów z kamienia i brązu. 
Największy z nich- górujący nad parkiem Monolit- jest kamienną kolumną uformowaną z sylwetek nagich ludzi (w liczbie 121, a jedna z postaci jest autoportetem rzeźbiarza). Niektórzy twierdzą, że to alegoria naszego życia- pniemy się w górę, często wykorzystując innych, każdy chce być wyżej i wyżej. Drugim Monolit kształtem przypomina po prostu pewien męski narząd. Ciężko stwierdzić, co artysta miał na myśli. 
Rzeźby są niezwykle realistyczne- Rozzłoszczony Chłopiec (maluch tupiący nóżką) wygląda, jakby mama naprawdę zabrała mu zabawkę, Staruszki mają obwisłe piersi i brzuchy. Z posągów naprawdę wyzierają emocje. Nic dziwnego, że park cieszy się ogromną popularnością wśród turystów. A jak ja się tam znalazłam? Moja pierwsza wizyta w Vigeland Park miała niewiele wspólnego z kontemplowaniem sztuki. Uczestniczyłam tam w ...... zajęciach fitness :) Istnieje świetna stronka meetup.com, gdzie można znaleźć różne wydarzenia i aktywności organizowane przez innych ludzi (super opcja zwłaszcza jeśli jesteś nowy w mieście i nie znasz nikogo). Znalazłam ogłoszenie i parę dni później robiłam brzuszki i pompki obok słynnej fontanny Vigelanda :) A raz na ćwiczenia nawet Olo się załapał...


Park Vigelanda- ogromna przestrzeń i setki rzeźb


Postacie wyrzeźbione przez Vigelanda są bardzo realistyczne

A to właśnie robią tutaj turyści..

...pozują :)

Po meet-up'owych ćwiczeniach pora na ciacho!




Moją kolejną ulubioną miejscówką, gdzie bardzo często przyjeżdżam jest Aker Brygge- nowoczesna nadmorska dzielnica nad Oslofjord. Znajduje się  tutaj gmach Ratusza, przez niektórych okrzyknięty najbrzydszym budynkiem Oslo...czy ja wiem... mnie domniemana brzydota ceglanej bryły jakoś nie razi (właśnie tu corocznie organizowana jest ceremonia wręczenia Nagrody Nobla). Po przeciwnej stronie stoi Centrum Pokojowe Nobla (w środku ekspozycja poświęcona laureatom tego wyróżnienia).
Deptak nieustannie tętni życiem, pełno tu wszelkiej maści muzykantów, sztukmistrzów, połykaczy ognia czy puszczających ogromne bańki mydlane. Spacerując wybrzeżem dojdziemy do sztucznej wyspy Tjuvholmen (Wyspy Złodziei- niegdyś opanowanej przez podejrzany element i panie lekkich obyczajów, dziś ekskluzywnej dzielnicy handlowej i mieszkalnej). Warto zjeść pyszne lody we włoskiej gelaterii Paradise, poobserować piękne jachty i luksusowe łodzie, popływać w fiordzie (czy we fiordzie? :), można wjechać na wieżę widokową Tjuvtitten czy odwiedzić muzeum sztuki nowoczesnej Astrup Fearnley Museet (to jeszcze przede mną). Za posiłek w nadbrzeżnych knajpkach przyjdzie nam słono zapłacić... ale widok jest za darmo :)
Niewątpliwie oryginalną atrakcją turystyczną jest wizyta na dachu Opery, na który to możemy spokojnie wejść po pochyłym deptaku (który ma również znaczenie symboliczne- prowadzi od zatopionego w wodzie brzegu na szczyt Opery, łącząc morze z lądem- tak jak sztuka łączy się z codziennością). Z dachu rozciąga się niesamowita panorama nabrzeża Oslo z jednej strony i kompleksów biurowych z drugiej. 


Ratusz w Oslo z pięknym widokiem na port

 Aker Brygge to miejsce wszelakich występów

 Nadmorski deptak

 Z Piotrkiem na dachu Opery

Dach Opery i charakterystyczne żurawie- Oslo w remoncie :)


Wcale nie muszę daleko pedałować, żeby znaleźć się na fajnej plaży. Dziesięć minut jazdy od mojego domu kryje się zaciszna Koksabukta- lubię przyjeżdżać tu na niedzielny relaks, tutaj także gramy w siatkówkę z ekipą z meetup. Woda jest zaskakująco ciepła (nie mówię o pierwszym wrażeniu), więc jeszcze można pływać. Masa leśnych ścieżek zachęca do joggingu czy spacerów. Idealne miejsce na wypoczynek.

Plaża Koksabukta u mnie "na dzielni" :)

Gramy w siatkę na plaży...

...i na profesjonalnym boisku. Międzynarodowa ekipa (Indie, Rosja, Chiny, Iran, RPA, Brazylia i Polska)

Nieco bardziej wymagającą wyprawą jest przejażdżka na Kolsas- górę z charakterystycznymi stromymi klifami, tutejszą mekkę dla wspinaczy (ponad 200 dróg wspinaczkowych). Wybrałam się tam zupełnym przypadkiem, korzystając z propozycji kolegi Jurka. Najpierw podjazd do stóp wzniesienia, a potem półgodzinna wędrówka jednym ze szlaków. Na szczycie spotkalismy przemiłego starszego wspinacza, który właśnie szykował stanowisko dla swoich kursantów, a także kilku ludzi z namiotem (nocleg na wierzchołku, czemu nie?). Północne zbocze jest przystosowane również do narciarskich szaleństw. Przy bezwietrznej pogodzie warto urządzić sobie tutaj grilla czy piknik. 

Widok z Kolsas

Na szczycie z Jureczkiem- moim rowerowym towarzyszem

Zważając na moje przyszłoroczne wiosenne plany- powinnam ostro trenować jazdę na rowerze- zwłaszcza pod górkę :) I robię to. W zeszłą niedzielę za cel naszej rowerowej przejażdżki obraliśmy Holmenkollen- skocznię narciarską, którą kojarzy chyba każdy Polak- kibic skoków i Adama Małysza. Nasz skoczek triumfował tutaj pięciokrotnie w swojej karierze i został nawet okrzyknięty "królem Holmenkollen". Ogromna, dość nietypowa budowla- wzgórze jest zbyt niskie, by pomieścić dużą skocznię, więc część zeskoku znajduje się na sztucznie dobudowanym wzniesieniu. Nie muszę dodawać, że trzeba było się porządnie namachać nogami, żeby tam wjechać. Ale warto- dla treningu, widoku i dobrego samopoczucia :)

Skocznia Holmenkollen, na której niegdyś triumfował A. Małysz

I jeszcze jedno miejsce, które polecam- Lilloseter (niezmierzona połać lasów i jezior na północny wschód od Oslo). Oczywiście uczestniczyłam w meetupie (ach, jak ten internet łączy ludzi!)- jedna Norweżka zorganizowała wędrówkę, na którą przyszło ponad 30 osób! Razem z koleżanką Anną dołączyłyśmy do grupy lekko spóźnione (obierając inną trasę wyprzedziłyśmy wszytkich i kiedy już straciłyśmy nadzieję, że ich spotkamy- przypadkowo natknęliśmy się na naszą grupę w schronisku). Na szlaku masa jagód skutecznie spowolniała tempo marszu :) Lasy w okolicach Lilloseter to również raj dla kolarstwa crossowego- ja dojechałam tylko do miejsca spotkania, potem 20 km wędrówka. Ale jeszcze tam wrócę. Jesień zapowiada się pięknie- na razie- więc trzeba objechać, ile tylko się da.

Wędrówka w trzydziestoosobowej grupie...


Comments