Trochę inni (na)turyści...czyli jak naprawdę było w Australii :)


Długo zastanawiałam się, czy o TYM napisać. Nie byłam pewna odbioru mojego przekazu przez nasze polskie, dość wstydliwe społeczeństwo. Ale pozytywna reakcja znajomych, gdy pokazywałam zdjęcia "Cenzura"- uświadomiła mi, że mogę się w końcu przyznać :) W Australii sporo czasu spędziłam... bez ubrań!

Kiedy wsiadałam do samochodu w Perth, zaczynając mój pierwszy roadtrip, nie miałam jeszcze pojęcia, jacy towarzysze podróży mi się trafili. Tajemnica wydała się bardzo szybko. Kiedy zdobyliśmy Frenchman Peak w parku narodowym Cape le Grand, na szczycie chłopaki poprosili mnie o fotkę. "Nie ma sprawy"- mówię. "Ale wiesz, jakie my chcemy zdjęcie? Bez spodni!". Cooo???? Przecież tu są inni ludzie, a nie każdy chce oglądać wasz goły tyłek. Zakrzyczeli mnie: "Nie znasz się! Dzisiejszy świat chce nas ograniczać i tłamsić, trzeba się uwolnić! Itp, itd...". Zdjęcie zrobiłam, ale różnice poglądów zostały....

Trzy tygodnie później...po wielu wspólnych przejściach i przygodach, kiedy byliśmy już zżyci i związani ze sobą niemal jak rodzina- przyszedł przełomowy dzień. Wspinaliśmy się na kolejny wodospad- po skałach i zwalonych pniach w górę rzeki. Kiedy dotarliśmy na miejsce, chłopaki tradycyjnie wskoczyli pod zimną wodę, by odetchnąć trochę od upału. Oczywiście, nie muszę dodawać, że nikt nie kłopotał się zabraniem ze sobą ręcznika czy kąpielówek :) "Chodź do nas!"- usłyszałam nagle. "Nie mam stroju"- odkrzykuję, ale marzy mi się lodowaty prysznic, bo dziś rekordowe temperatury. "Strojem się będziesz przejmować?? Chodź!". No to poszłam :))) I wiecie co? Było super! Nikt się na nikogo nie gapił, wykąpaliśmy się, pośmialiśmy z naszej swobody, zrobiliśmy pamiątkową fotę bladych jeszcze ..hmmm...nóg... i tyle :) 

I tak się zaczęło. Nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem jakimś ekshibicjonistą, który rozbiera się w każdym miejscu publicznym. Nie o to chodzi. Musi być odpowiedni czas, miejsce, no i ekipa:). I tak właśnie było w Australii. To jest niesamowite uczucie, kiedy możesz rano wstać i po prostu popływać nago w strumieniu. Albo spędzić cały dzień na pięknej pustej plaży- ten pływa, tamten gada przez telefon, drugi się opala, trzeci łupie kokosy z drzewa- a wszystko bez ubrań :). Na Fraser Island zatrzymał nas strażnik parku i zbeształ za to, że Florian wystawał przez okno samochodu w czasie jazdy... Gdyby nas zobaczył dzień wcześniej - pięciu golasów na dachu i po bokach naszego jeepa pędzącego po plaży!!- mandat murowany ;).  

Najciekawsza jest reakcja osób postronnych. Parę razy zdarzyło nam się rozbierać w obecności innych ludzi...i wiecie co? Zawsze odwracali wzrok! A więc tak naprawdę oni cię nie widzą!  Nigdy nie spotkaliśmy się z negatywnym nastawieniem, często z uśmiechem czy wręcz aplauzem :) A jakie praktyczne jest nie noszenie ubrań!  Nie musisz robić prania, nie musisz suszyć stroju... I opalenizna jest równomierna... Same korzyści :)

Zdaję sobie sprawę, że ciężko wytłumaczyć i przekonać kogoś do takiego stylu życia. W Polsce może być to wręcz niemożliwe. Nagość jest u nas wciąż tematem tabu. Ja się zetknęłam z nią już wcześniej podczas mojej podróży- opalanie topless w Tajlandii czy japońskie onseny, gdzie nagie ciało to nic nadzwyczajnego (tam nikt nie ma kompleksów). W Polsce jest inaczej. Wstydzimy się nadmiaru tłuszczyku czy reakcji otoczenia. Nie namawiam nikogo do zrzucania ciuchów na plaży pełnej turystów. Zawsze trzeba czuć się komfortowo. Ale...jeśli nadarzy się okazja... warto spróbować. Takiego uczucia wolności nie da ci chyba nic innego :)) 

 Malou i Jaime robią śniadanie 

 Szalona sesja zdjęciowa- Blue Mountains 

McKenzie Lake

Nieśmiałe początki- Great Ocean Road

Mega zgrani i wolni!!!




Comments

  1. O Skurwesyn ;-) niezła jazda ;-)

    ReplyDelete
  2. Hahhahah, rozumiem, że podoba Ci się taka idea? :)

    ReplyDelete

Post a Comment