Burzliwe Lipary, czyli jak marny ze mnie żeglarz :)


Słyszeliście kiedyś o wyspach Liparyjskich? Ja też nie :) Okazuje się, że ten archipelag siedemnastu wysp leżący na północ od Sycylii ma wiele do zaoferowania. Czynne wulkany, lecznicze błota, góry, jaskinie, urocze włoskie miasteczka i lazurowe zatoki... Odkrywam nową Italię!

Ale zanim o pięknie tego wulkanicznego raju... kilka słów o tym, jak bywa na łódce. 
Moje najtrwalsze wspomnienie z rejsu? Nie, nie.. nie będzie o kuchni śródziemnomorskiej czy kąpielach w blasku zachodzącego słońca :). To, co zapamiętam najbardziej jest niestety typowe dla takich szczurów lądowych jak ja. Wiszę przechylona przez burtę. Przypięli mnie szelkami do relingów, żebym przypadkiem nie wypadła, zwracając Neptunowi dzisiejsze pyszne śniadanie....Szlag by trafił chorobę morską! Niedowiary, ale to właśnie tu na jachcie przeżyłam najgorszą noc mojej rocznej podróży- nocny przelot, rozhukane morze, a ja zamknięta w małej łazience, walczę z okropnymi nudnościami. Nie byłam w stanie nawet wyjść na pokład. Przeżyłam i teraz wspominam to z uśmiechem... ale żeglarzem z prawdziwego zdarzenia raczej nie zostanę  :)


W szelkach na pokładzie...czekam... 

Tak właśnie przywitały nas Lipary- deszcz, wiatr, sztormowa pogoda. Te warunki nie pozwoliły na zwiedzenie całego archipelagu - nie zobaczyliśmy m.in. czynnego wulkanu Stromboli z bliska, bo nie było jak zakotwiczyć na otwartym morzu. Po kilku dniach niebo się przejaśniło i w końcu ujrzeliśmy słoneczną Italię. Warto przypłynąć w kilka miejsc. Bardzo podobała nam się wizyta na wyspie Vulcano i słynne fumarole, czyli kąpiele błotne. Pod kolorową skałą w pobliżu Porto di Levante znajduje się naturalny basen z siarkowymi błotami, cenionymi za swe lecznicze właściwości. Dno jest gorące!! Malutkie gejzery bąbelkują nawet w morzu. Pluskaliśmy się w białej brei prawie godzinę, dla ochłody wskakując w zimne fale. Trzeba tylko ubrać stary strój kąpielowy, bo zapachu siarki się już nie pozbędziemy...

Mam wrażenie, że w tym roku spędziliśmy więcej czasu na lądzie niż żeglując- co przy moim stanie zdrowia zupełnie mi odpowiadało... w końcu na lądzie nie buja :) Na dwa dni stanęliśmy w Salinie, czekając na poprawę pogody. Wykorzystaliśmy ten czas na... górskie wędrówki. Najpierw cała załoga- poza kapitanem, który odsypiał chyba nocną wachtę- zwiedziła Grotte di Saraceni- ciekawą jaskinię na zboczu wulkanu, z którego rozciąga się też przepiękny widok na zatokę. Później nieliczni wytrwali zdobyli jeszcze wierzchołek z punktem widokowym Pizzo Capo. Świetna trasa- przebyta w sandałach ślizgających się po wulkanicznym żwirze i bez wody- uratowała nas dopiero studnia na szczycie. A jak po tym pizza smakowała!  

Przed zakończeniem rejsu w Palermo zawinęliśmy jeszcze do- najładniejszego moim zdaniem- miasteczka Cefalu. Ta rybacka osada swój urok zawdzięcza skałom, pod którymi leży miasto, plaży i oryginalnym wąskim uliczkom. Trzeba zobaczyć katedrę z 1131 r  łączącą trzy różne style- arabski, normański i bizantyjski,  a spacerując główną Corso Vittorio Emanuele koniecznie zajrzeć do Lavatio Medievale- średniowiecznej pralni publicznej. Koryta do prania są wykute w skale, płynie tędy podziemna rzeka uchodząca potem do morza. W Cefalu jest masa placyków i zaułków, gdzie można w spokoju delektować się wyśmienitym cappuccino. 

A właśnie... Aspekt kulinarny... Wiecie, że czasem ciężko znaleźć dobre włoskie jedzenie na Sycylii??? Poszukiwania porządnego tiramisu zajęły prawie tydzień  ;) Ale jak już  trafisz na prawdziwie tradycyjną trattorię- niebo w gębie! Pizza, pasta, owoce morza, świeże warzywa, a przede wszystkim nieziemskie słodycze - tak, tak... będzie co zrzucać po powrocie ;) 

Ostatni port - Palermo. Miasto, które znałam tylko z gry "Mafia"- zaskakuje kontrastami. Jest brudne i hałaśliwe, a jednocześnie pełne interesujących zabytków i wyluzowane. Trochę zwiedziłam (o atrakcjach Palermo piszą np. tutaj), ale przede wszystkim poznałam ciekawych ludzi. Nocowałam u Davide z couchsurfingu, który przyjmował jeszcze inne osoby- wieczorami włóczyliśmy się po mieście z naszą włosko-litewsko-fińską ekipą  :) 

I nie napisałam jeszcze o szalonej imprezie pod pokładem (wejście na dyskotekę przez luk:), krewetkach kapitana (w tym roku w pomidorach, bo...gdzie jest pietruszka??), przechyłach (które przeżywałam w mesie zsuwając się z kanapy), kolacji u Michaela i Yolandy (świetna familijna restauracja w Palermo), lodach w bułce (lokalny przysmak) i wielu innych rzeczach, które się wydarzyły. 
Kiedy wrócę do żagli - nie wiem... Ale chętnie wróciłabym na Lipary. 

Burzowo nad Lipari

Widok na miasto Lipari


Jachtowe rozmowy..

... i grzanie ławy 

Ta chmura była tam zawsze... widok z Saliny

Port w Cefalu


Kąpiele w błocie.. gorąco od gejzerów!

Wycieczka do jaskiń...

...a na górze nic nie widać...


Katedra w Cefalu

Ćwiczymy skoki :)

 Plaża jest....

... i takie cudne zakamarki też. ..

Ekipa na Vucciria- imprezowa dzielnica

Wakacje pod żaglem :)




Comments