Nikt nie trąbi na ulicach, kierowcy przepuszczają cię na pasach, nie ma targowania, ulicznego handlu i rozgardiaszu. Pociągi przyjeżdżają punktualnie, trawniki są równiutko przystrzyżone i czyste. Cywilizacja... czy nuda? Witamy w Australii!
Stało się! Dotarłam do miejsca, które było ostatnie na mojej mapie podróży (czy rzeczywiście będzie, to się jeszcze okaże). Skąd to przyśpieszenie? Trochę wiąże się z moimi planami na ten rok (o których póki co cicho sza!), a trochę z potrzebą zmiany. Po kilku miesiącach w Azji- miałam wrażenie, że "wyeksploatowałam" ją w najwyższym stopniu. Doszłam do wniosku, że Laos, Wietnam, Kambodża itp.- choć niewątpliwie ciekawe i egzotyczne- nie zachwycą mnie teraz wystarczająco. Chcę pojechać do Angkor Wat czy popłynąć deltą Mekongu- ale "na świeżo", tak, by docenić piękno tych miejsc. Bez żalu mogę je chwilowo odpuścić, bo wiem, że jeszcze tu przyjadę. A Australii... nie mogę pominąć. Nie teraz.
To będzie inne zwiedzanie. Kraj down under jest po prostu za duży i zbyt drogi, żeby iść całkiem na żywioł, trzeba planować przynajmniej minimalnie. Plan się już krystalizuje, a ja- czekając na mojego towarzysza podróży (M. objeżdża właśnie Wietnam motorem walcząc z korupcją policjantów)- pomieszkuję sobie w Perth u znajomych. W końcu rutyna za którą tęskniłam!
Pierwsze wrażenia? Gorąco! W dniu, kiedy przyleciałam, temperatura sięgała 40 stopni. Ulice opustoszały. Miałam wrażenie, że nie ma tu żywej duszy. Perth jest 2-milionową metropolią, stolicą stanu Zachodnia Australia i najbardziej odizolowaną aglomeracją na świecie. Do kolejnego dużego miasta Adelaide jest w lini prostej 2845 km. Wybrzeże zachodnie to głównie pustynie, rzadziej odwiedzane przez turystów niegościnne tereny i tysiące kilometrów dróg czerwonego pyłu. Widziałam to w czasie lotu, przelatywaliśmy z północy- tu po prostu nic nie ma! Pustynny krajobraz przecinany czasem wysychającym jeziorkiem czy rzeką. Taka prawdziwa, dzika Australia...
Założone w 1829r. przez angielskich kolonizatorów Perth znajduje się w pierwszej dziesiątce miast "najbardziej przyjaznych do życia". Z pewnością nie dostaniesz tu zawału od nadmiaru wrażeń. Być może jestem niesprawiedliwa- w końcu to nie Azja i o to chodziło przecież- ale po upojnym Bangkoku czy klimatycznych Indiach- atmosfera tu jest...bardzo senna. Chyba po prostu muszę się przestawić na tryb australijski (czysto, porządnie, z zasadami). Wszystko jest zorganizowane. Komunikacja publiczna działa bez zarzutu. Dziś dostałam maila, w którym mój operator komórkowy przeprasza mnie za brak zasięgu we wtorek (!) i oferuje w zamian darmowe gigabajty. Istnieją tu sklepy monopolowe, przez które przejeżdżasz autem i nie wysiadając z niego robisz zakupy. Prosto, łatwo i przyjemnie...
Co warto zobaczyć w Perth? Trzeba z pewnością wybrać się do centralnego King's Parku, z którego podziwiamy widoki na nowoczesną część miasta z drapaczami chmur i rzekę Swan. W Parku znajduje się też zadbany ogród botaniczny oraz...dziki busz (suche krzaki i drzewa pozostawione w stanie naturalnym- zaskakujące, zwłaszcza gdy spodziewasz się "europejskich" alejek i ławeczek). Idealne miejsce na jogging, rodzinny piknik (mowię o części zadbanej), tu także odbywają się koncerty i festiwale.
Turyści odwiedzają również Fremantle- nadmorską część aglomeracji Perth- słynącą z nastrojowych kafejek, portu, muzeum morskiego i więzienia, w którym jeszcze dwadzieścia pięć lat temu trzymano więźniów (zesłańców). Dziś znajduje się tu muzeum. Jeżeli ktoś jest zainteresowany, może udać się na spacer w podziemiach i tunelach gmachu (59 $).
Przede wszystkim Perth to długie piaszczyste plaże i wzburzone fale. Tutaj non stop wieje! Fajnie mieć ocean tuż za rogiem. Do najbliższej Clayton Beach zaledwie 35 minut marszu. A na plaży- surferzy, wędkarze, sportowcy i turyści. Teraz w Australii jest lato- studenci mają przerwę i większość z nich korzysta z dobrodziejstw natury.
Perth praktycznie
Warto kupić kartę SmartRider (opłata 10$) do przejazdów pociągami, autobusami czy promem, którą potem doładowujemy odpowiednią kwotą. Transport w mieście dzieli się na zony, odległość decyduje o cenie biletu. Z kartą SmartRider oszczędzamy 15% na każdym przejeździe.
W centrum kursują darmowe autobusy CAT (4 kolory) ułatwiające przemieszczanie się. Ostatni kurs ok godz. 20.
Karta sim do telefonu to wydatek 2 dolarów. Wybrałam Telstrę, bo ponoć najlepiej z zasięgiem. Najlepiej doładować min. 30$. Aktywacja numeru zajmuje do 24 godzin.
Stało się! Dotarłam do miejsca, które było ostatnie na mojej mapie podróży (czy rzeczywiście będzie, to się jeszcze okaże). Skąd to przyśpieszenie? Trochę wiąże się z moimi planami na ten rok (o których póki co cicho sza!), a trochę z potrzebą zmiany. Po kilku miesiącach w Azji- miałam wrażenie, że "wyeksploatowałam" ją w najwyższym stopniu. Doszłam do wniosku, że Laos, Wietnam, Kambodża itp.- choć niewątpliwie ciekawe i egzotyczne- nie zachwycą mnie teraz wystarczająco. Chcę pojechać do Angkor Wat czy popłynąć deltą Mekongu- ale "na świeżo", tak, by docenić piękno tych miejsc. Bez żalu mogę je chwilowo odpuścić, bo wiem, że jeszcze tu przyjadę. A Australii... nie mogę pominąć. Nie teraz.
To będzie inne zwiedzanie. Kraj down under jest po prostu za duży i zbyt drogi, żeby iść całkiem na żywioł, trzeba planować przynajmniej minimalnie. Plan się już krystalizuje, a ja- czekając na mojego towarzysza podróży (M. objeżdża właśnie Wietnam motorem walcząc z korupcją policjantów)- pomieszkuję sobie w Perth u znajomych. W końcu rutyna za którą tęskniłam!
Pierwsze wrażenia? Gorąco! W dniu, kiedy przyleciałam, temperatura sięgała 40 stopni. Ulice opustoszały. Miałam wrażenie, że nie ma tu żywej duszy. Perth jest 2-milionową metropolią, stolicą stanu Zachodnia Australia i najbardziej odizolowaną aglomeracją na świecie. Do kolejnego dużego miasta Adelaide jest w lini prostej 2845 km. Wybrzeże zachodnie to głównie pustynie, rzadziej odwiedzane przez turystów niegościnne tereny i tysiące kilometrów dróg czerwonego pyłu. Widziałam to w czasie lotu, przelatywaliśmy z północy- tu po prostu nic nie ma! Pustynny krajobraz przecinany czasem wysychającym jeziorkiem czy rzeką. Taka prawdziwa, dzika Australia...
Założone w 1829r. przez angielskich kolonizatorów Perth znajduje się w pierwszej dziesiątce miast "najbardziej przyjaznych do życia". Z pewnością nie dostaniesz tu zawału od nadmiaru wrażeń. Być może jestem niesprawiedliwa- w końcu to nie Azja i o to chodziło przecież- ale po upojnym Bangkoku czy klimatycznych Indiach- atmosfera tu jest...bardzo senna. Chyba po prostu muszę się przestawić na tryb australijski (czysto, porządnie, z zasadami). Wszystko jest zorganizowane. Komunikacja publiczna działa bez zarzutu. Dziś dostałam maila, w którym mój operator komórkowy przeprasza mnie za brak zasięgu we wtorek (!) i oferuje w zamian darmowe gigabajty. Istnieją tu sklepy monopolowe, przez które przejeżdżasz autem i nie wysiadając z niego robisz zakupy. Prosto, łatwo i przyjemnie...
Co warto zobaczyć w Perth? Trzeba z pewnością wybrać się do centralnego King's Parku, z którego podziwiamy widoki na nowoczesną część miasta z drapaczami chmur i rzekę Swan. W Parku znajduje się też zadbany ogród botaniczny oraz...dziki busz (suche krzaki i drzewa pozostawione w stanie naturalnym- zaskakujące, zwłaszcza gdy spodziewasz się "europejskich" alejek i ławeczek). Idealne miejsce na jogging, rodzinny piknik (mowię o części zadbanej), tu także odbywają się koncerty i festiwale.
Turyści odwiedzają również Fremantle- nadmorską część aglomeracji Perth- słynącą z nastrojowych kafejek, portu, muzeum morskiego i więzienia, w którym jeszcze dwadzieścia pięć lat temu trzymano więźniów (zesłańców). Dziś znajduje się tu muzeum. Jeżeli ktoś jest zainteresowany, może udać się na spacer w podziemiach i tunelach gmachu (59 $).
Przede wszystkim Perth to długie piaszczyste plaże i wzburzone fale. Tutaj non stop wieje! Fajnie mieć ocean tuż za rogiem. Do najbliższej Clayton Beach zaledwie 35 minut marszu. A na plaży- surferzy, wędkarze, sportowcy i turyści. Teraz w Australii jest lato- studenci mają przerwę i większość z nich korzysta z dobrodziejstw natury.
Perth praktycznie
Warto kupić kartę SmartRider (opłata 10$) do przejazdów pociągami, autobusami czy promem, którą potem doładowujemy odpowiednią kwotą. Transport w mieście dzieli się na zony, odległość decyduje o cenie biletu. Z kartą SmartRider oszczędzamy 15% na każdym przejeździe.
W centrum kursują darmowe autobusy CAT (4 kolory) ułatwiające przemieszczanie się. Ostatni kurs ok godz. 20.
Karta sim do telefonu to wydatek 2 dolarów. Wybrałam Telstrę, bo ponoć najlepiej z zasięgiem. Najlepiej doładować min. 30$. Aktywacja numeru zajmuje do 24 godzin.
Wymarłe miasto
Centrum Perth
Więzienie we Fremantle
Clayton Beach
Piwo Emu- piknik na plaży
Port we Fremantle
Comments
Post a Comment