Spędzam w Tajlandii już drugi miesiąc (z krótką przerwą na wizytę w Birmie). To dla mnie zupełnie niezwykłe pod wieloma względami miejsce. Bardzo turystyczne i droższe (tania Tajlandia to mit, zwłaszcza na południu), ale też nadzwyczaj proste i pozwalające na totalny relaks.
Właśnie tutaj odpoczywam po trudach sześciomiesięcznej podróży. Swoiste wakacje od wakacji. W Tajlandii nie ma nic skomplikowanego. Zawiozą cię, gdzie chcesz, dogadasz się po angielsku, możesz kupić praktycznie wszystko (dosłownie! Niektórzy nawet miłość:). Tajlandia to lazurowy raj i turystyczne piekiełko. Smażę się tu na plaży oczekując przyjaciół i znajomych (styczeń- miesiąc odwiedzin). Ładuję baterie przed kolejnym "skokiem" na mojej trasie. W Bangkoku byłam już 3 razy- nie lubię dużych miast, ale tutejsza atmosfera mi odpowiada. O przygodach w stolicy napiszę wkrótce... a dziś będzie o kontrastach.
Spotykam się z M. w Bangkoku. Mamy tylko parę dni wspólnie zanim wyruszy w objazdówkę motorem po Azji Płd-Wsch. Nie ma co siedzieć za długo w mieście - decydujemy się zwiedzić dwie najbliższe plaże- najpierw Bang Saen na wschód od stolicy, potem pojedziemy do Hua Hin, gdzie przyjeżdża znajomy Miguela.
BANG SAEN
Chcesz zobaczyć jak wygląda nadmorski kurort bez zagranicznych turystów? Pojedź do Bang Saen! To miasteczko odwiedzają głównie Tajowie. Najbliżej położona plaża (2 godz jazdy z Bangkoku) idealnie nadaje się na weekendowy wypad. W tygodniu ulice i deptak świecą pustkami. Bang Saen słynie z owoców morza, zajadaliśmy się olbrzymimi krewetkami i ośmiornicami (do których swoją drogą świetnie pasuje białe wino kupione przez pomyłkę- bo w butelce jak piwo). Morskie przysmaki nie należały do najtańszych (a może dostaliśmy special offer dla turystów), ale za to na targu ceny jak najbardziej lokalne. Kupiłam dwie koszulki za grosze, a Miguel jak zwykle kosztował chrząszczy, karaluchów i innych robaków, o wiele smaczniejszych niż na słynnej Khao San Road w Bangkoku. Udaliśmy się też na najlepszy do tej pory tajski masaż- drobna kobiecinka o niespotykanej sile porozciągała mnie na wszystkie strony, był nawet gratis w postaci przechadzania się po moich plecach;). Bolało jak diabli, ale późniejsze uczucie- boskie! Minus w Bang Saen? Nie będziesz chciał tam pływać. Woda nie jest przejrzyście błękitna, a plaża niestety brudna. Tajom to nie przeszkadza. Wspaniale natomiast oglądać zachód słońca- czerwień i złoto rozlewają się po niebie. W leżaku za jedyne 30 bht można spędzić cały leniwy dzień.
Praktycznie
Dojazd- 2 godz busem z Victory Monument w Bangkoku, cena 110 bht
Nocleg- 350 bht (pokój z łazienką i AC)
Wypożyczenie motoru- 400 bht/dzień, drogo i monopol, znalazłam tylko jedną wypożyczalnię
Jedzenie na targu- od 10 bht
Spotykam się z M. w Bangkoku. Mamy tylko parę dni wspólnie zanim wyruszy w objazdówkę motorem po Azji Płd-Wsch. Nie ma co siedzieć za długo w mieście - decydujemy się zwiedzić dwie najbliższe plaże- najpierw Bang Saen na wschód od stolicy, potem pojedziemy do Hua Hin, gdzie przyjeżdża znajomy Miguela.
BANG SAEN
Chcesz zobaczyć jak wygląda nadmorski kurort bez zagranicznych turystów? Pojedź do Bang Saen! To miasteczko odwiedzają głównie Tajowie. Najbliżej położona plaża (2 godz jazdy z Bangkoku) idealnie nadaje się na weekendowy wypad. W tygodniu ulice i deptak świecą pustkami. Bang Saen słynie z owoców morza, zajadaliśmy się olbrzymimi krewetkami i ośmiornicami (do których swoją drogą świetnie pasuje białe wino kupione przez pomyłkę- bo w butelce jak piwo). Morskie przysmaki nie należały do najtańszych (a może dostaliśmy special offer dla turystów), ale za to na targu ceny jak najbardziej lokalne. Kupiłam dwie koszulki za grosze, a Miguel jak zwykle kosztował chrząszczy, karaluchów i innych robaków, o wiele smaczniejszych niż na słynnej Khao San Road w Bangkoku. Udaliśmy się też na najlepszy do tej pory tajski masaż- drobna kobiecinka o niespotykanej sile porozciągała mnie na wszystkie strony, był nawet gratis w postaci przechadzania się po moich plecach;). Bolało jak diabli, ale późniejsze uczucie- boskie! Minus w Bang Saen? Nie będziesz chciał tam pływać. Woda nie jest przejrzyście błękitna, a plaża niestety brudna. Tajom to nie przeszkadza. Wspaniale natomiast oglądać zachód słońca- czerwień i złoto rozlewają się po niebie. W leżaku za jedyne 30 bht można spędzić cały leniwy dzień.
Praktycznie
Dojazd- 2 godz busem z Victory Monument w Bangkoku, cena 110 bht
Nocleg- 350 bht (pokój z łazienką i AC)
Wypożyczenie motoru- 400 bht/dzień, drogo i monopol, znalazłam tylko jedną wypożyczalnię
Jedzenie na targu- od 10 bht
Deptak w Bang Saen
Menu po tajsku, czyli jemy na chybił trafił
Kolacja na chodniku
Bang Saen słynie z owoców morza
Słońce w końcu po właściwej stronie
Słońce w końcu po właściwej stronie
HUA HIN
Po drugiej stronie zatoki leży zupełnie inny nadmorski kurort- Hua Hin. Słynie z dwóch rzeczy- niezwykle wietrznej plaży, która przyciąga rzesze fanów kitesurfingu (czyli deski z latawcem) oraz seksturystyki- bardzo popularnego zjawiska w Tajlandii. Ulicami Hua Hin przechadzają się stateczni panowie z egzotycznymi pięknościami młodszymi nieraz o ćwierć wieku. Czuliśmy się trochę dziwnie wśród tych- głównie niemieckich- emerytów. Samo miasteczko jest po prostu kolejną turystyczną wydmuszką- te same sklepy z garniturami Armaniego, pizzernie, puby. Wszystko to, o czym marzy przeciętny Anglik czy Niemiec, myśląc o wakacjach w słonecznej Tajlandii. Na szczęście jest tu także piękna, długa plaża, z której można poobserwować podniebne akrobacje doświadczonych kitesurferów. W tym celu przyjechał tu Pedro- kolega M. z Madrytu. Hmm, to znaczy..nie żeby patrzeć- żeby latać :) Oczywiście bez problemu można zapisać się na kurs, ceny europejskie lub nawet wyższe.
W Hua Hin odkryliśmy bardzo sympatyczny food market- hitem wieczoru był hot pot na ogniu. Do okrągłego naczynia umieszczonego na żarzących węglach wlewany jest bulion, w którym gotuje się warzywa. A wystająca część pośrodku służy do grillowania mięsa i owoców morza. Zabawa na co najmniej godzinę - na końcu powstaje pyszna zupa do wypicia.
Co jeszcze robić w Hua Hin jeśli nie jesteś zainteresowany towarzystwem urodziwych (?) Tajek? My poszliśmy do kina. Trzeba w końcu zobaczyć Star Wars, prawda ;)? Powędrowaliśmy też do końca plaży (prawie 2 godz), żeby wdrapać się na wzgórze ze świątynią. Niestety, to nie jest idealne miejsce na zachód słońca- raczej na wschód. Na plaży można również pogalopować na koniu czy podglądać pracowite życie krabów.
Praktycznie
Dojazd- 2,5 godz busem z Victory Monument, cena 180 bht
Nocleg- 450 bht (pokój z wiatrakiem bez łazienki)
Jedzenie- od 30 bht
Wypożyczenie motoru- 200 bht/dzień
Kurs kitesurfingu- 11 000 bht/ 280 euro- 3 dni po 3 godziny
Jedna sesja- 4000 bht
Konno po plaży? Czemu nie!
Comments
Post a Comment