Bagan- ponad 4000 buddyjskich stup, świątyń i pagód na 40 km kwadratowych. Porównywane do ruin Angkor Wat w Kambodży- zdumiewa ogromem i nieskończonością. To tak jakby na podobnej przestrzeni zgromadzić wszystkie katedry średniowiecznej Europy. Trzeba zobaczyć! 
Ciekawa sprawa- w Birmie autobusy prawie zawsze przyjeżdżają w środku nocy, a dworce zwykle usytuowane są poza miastem, czasem kilka dobrych kilometrów. O 5.30 nad ranem docieram do Bagan, gdzie czeka na mnie Miguel- tak się złożyło, że Święta spędzimy razem. Do miasteczka mamy spory kawałek, ale -jak za starych czasów- nie bierzemy taksówki, tylko maszerujemy na piechotę. I tak nas nie zameldują w hotelu wcześniej. Doskonały pomysł- jak się okazuje po drodze, każda taksówka zatrzymuje się przy budce, gdzie turyści muszą kupić bilet wstępu do kompleksu świątyń w Bagan. My przechodzimy obok jakby nigdy nic i tym sposobem oszczędzamy 20$ (od przyszłego miesiąca opłata wzrasta do 25$). Nikt tego biletu nie sprawdza potem. Przed siódmą trafiamy do naszego hotelu Shwe Na Di. Birmańczycy są niezwykle uprzejmi- dostajemy extra śniadanie i tylko godzinę musimy czekać na pokój.
Bagan można zwiedzać na kilka sposobów- część turystów wynajmuje taxi, wypożycza rower bądź skuter, ci o zasobniejszych portfelach mogą podziwiać budowle z góry (lot balonem o wschodzie słońca- jedyne 300$).
Pierwszego dnia decydujemy się na rowery- a raczej przedpotopowe wehikuły o wielkich kołach. Niezbyt wygodnie, zwłaszcza, że większość dróg jest piaszczystych. Nie mamy planu zwiedzania, jakoś nie kręcą mnie te wszystkie "naj" miejsca (najwyższa wieża, najlepszy widok, najładniejszy zachód słońca), gdzie zawsze pełno ludzi. Lepiej znaleźć swoją własną- niekoniecznie najpiękniejszą- świątynię i w ciszy napawać się krajobrazem. Niektóre budowle są otwarte i po stromych schodkach wdrapujemy się na szczyt. W jednym z takich miejsc łamię swoją zasadę i kupuję mój pierwszy suwenir- obrazek od ulicznego malarza, wykonany metodą piaskową. Jak się pogniecie- można wyprasować :) Zobaczymy, gdy dojadę do domu...
Po zmroku- ryzykując życie, bo nasze rowery oczywiście nie mają świateł- wracamy do hotelu. Idziemy na kolację z zaprzyjaźnionymi Polakami z Australii i parą Anglików. Zabawne- wszyscy są księgowymi, nie nudnymi na szczęście; )
Kolejnego dnia postanawiamy się zmotoryzować. I tu ciekawostka- turyści nie są upoważnieni do wypożyczenia motoru czy skutera na benzynę. Jedyną opcją są elektryczne skuterki o maksymalnej prędkości 40 km/h. Ponoć to w trosce o bezpieczeństwo. Ale jak mówić o bezpieczeństwie, gdy silnik nie daje rady i sprzęt grzęźnie w piasku? Dwa razy wywrotka! Druga sprawa- bateria. Mimo zapewnień, że wystarczy na cały dzień - zgadnijcie, komu rozładował się skuter tuż przed zmierzchem?? I spróbuj podać swoją pozycję wśród 4000 świątyń! W miejscu, gdzie utknęliśmy na zachód słońca, podobny problem miało więcej osób (dwa rozładowane skuterki + jeden z przebitą oponą). Na szczęście dla Birmańczykow to nie pierwszyzna- zostaliśmy namierzeni i godzinę później dostarczono nam nowy "świeży" sprzęt. A nie prościej byłoby wypożyczać motory?
Bagan jest ciekawy. Nie było to dla mnie wielkie WOW, ale z pewnością warto zobaczyć. Najlepsze w tym miejscu jest to, że możesz być sam- po prostu nie zwiedzaj najsłynniejszych świątyń.
Bagan praktycznie (1000 kyat= 70 centów)
Bilet wstępu 25 000 kyat- można uniknąć
Nocleg- Bagan to trzy wioski. Lepiej nocować w Nyaung U niż w Old czy New Bagan- tańsze hotele i więcej lokalnych restauracji. Bookowałam hotel online 30$- błąd. Na miejscu taniej (20-25$).
Jedzenie- obiad w lokalnym barze 1000-1500 kyat. Pizza w New Bagan- 10 000 kyat
Rower- 1500 kyat/dzień
Skuter- 5000 - 7000 kyat/dzień
Masaż- 5000 kyat, ale kompletnie nie polecam. Nie ma to nic wspólnego z masażem.
Ciekawa sprawa- w Birmie autobusy prawie zawsze przyjeżdżają w środku nocy, a dworce zwykle usytuowane są poza miastem, czasem kilka dobrych kilometrów. O 5.30 nad ranem docieram do Bagan, gdzie czeka na mnie Miguel- tak się złożyło, że Święta spędzimy razem. Do miasteczka mamy spory kawałek, ale -jak za starych czasów- nie bierzemy taksówki, tylko maszerujemy na piechotę. I tak nas nie zameldują w hotelu wcześniej. Doskonały pomysł- jak się okazuje po drodze, każda taksówka zatrzymuje się przy budce, gdzie turyści muszą kupić bilet wstępu do kompleksu świątyń w Bagan. My przechodzimy obok jakby nigdy nic i tym sposobem oszczędzamy 20$ (od przyszłego miesiąca opłata wzrasta do 25$). Nikt tego biletu nie sprawdza potem. Przed siódmą trafiamy do naszego hotelu Shwe Na Di. Birmańczycy są niezwykle uprzejmi- dostajemy extra śniadanie i tylko godzinę musimy czekać na pokój.
Bagan można zwiedzać na kilka sposobów- część turystów wynajmuje taxi, wypożycza rower bądź skuter, ci o zasobniejszych portfelach mogą podziwiać budowle z góry (lot balonem o wschodzie słońca- jedyne 300$).
Pierwszego dnia decydujemy się na rowery- a raczej przedpotopowe wehikuły o wielkich kołach. Niezbyt wygodnie, zwłaszcza, że większość dróg jest piaszczystych. Nie mamy planu zwiedzania, jakoś nie kręcą mnie te wszystkie "naj" miejsca (najwyższa wieża, najlepszy widok, najładniejszy zachód słońca), gdzie zawsze pełno ludzi. Lepiej znaleźć swoją własną- niekoniecznie najpiękniejszą- świątynię i w ciszy napawać się krajobrazem. Niektóre budowle są otwarte i po stromych schodkach wdrapujemy się na szczyt. W jednym z takich miejsc łamię swoją zasadę i kupuję mój pierwszy suwenir- obrazek od ulicznego malarza, wykonany metodą piaskową. Jak się pogniecie- można wyprasować :) Zobaczymy, gdy dojadę do domu...
Po zmroku- ryzykując życie, bo nasze rowery oczywiście nie mają świateł- wracamy do hotelu. Idziemy na kolację z zaprzyjaźnionymi Polakami z Australii i parą Anglików. Zabawne- wszyscy są księgowymi, nie nudnymi na szczęście; )
Kolejnego dnia postanawiamy się zmotoryzować. I tu ciekawostka- turyści nie są upoważnieni do wypożyczenia motoru czy skutera na benzynę. Jedyną opcją są elektryczne skuterki o maksymalnej prędkości 40 km/h. Ponoć to w trosce o bezpieczeństwo. Ale jak mówić o bezpieczeństwie, gdy silnik nie daje rady i sprzęt grzęźnie w piasku? Dwa razy wywrotka! Druga sprawa- bateria. Mimo zapewnień, że wystarczy na cały dzień - zgadnijcie, komu rozładował się skuter tuż przed zmierzchem?? I spróbuj podać swoją pozycję wśród 4000 świątyń! W miejscu, gdzie utknęliśmy na zachód słońca, podobny problem miało więcej osób (dwa rozładowane skuterki + jeden z przebitą oponą). Na szczęście dla Birmańczykow to nie pierwszyzna- zostaliśmy namierzeni i godzinę później dostarczono nam nowy "świeży" sprzęt. A nie prościej byłoby wypożyczać motory?
Bagan jest ciekawy. Nie było to dla mnie wielkie WOW, ale z pewnością warto zobaczyć. Najlepsze w tym miejscu jest to, że możesz być sam- po prostu nie zwiedzaj najsłynniejszych świątyń.
Bagan praktycznie (1000 kyat= 70 centów)
Bilet wstępu 25 000 kyat- można uniknąć
Nocleg- Bagan to trzy wioski. Lepiej nocować w Nyaung U niż w Old czy New Bagan- tańsze hotele i więcej lokalnych restauracji. Bookowałam hotel online 30$- błąd. Na miejscu taniej (20-25$).
Jedzenie- obiad w lokalnym barze 1000-1500 kyat. Pizza w New Bagan- 10 000 kyat
Rower- 1500 kyat/dzień
Skuter- 5000 - 7000 kyat/dzień
Masaż- 5000 kyat, ale kompletnie nie polecam. Nie ma to nic wspólnego z masażem.
Skuterek...jeszcze działa 
Fot. Monika Sołtys 
Wschód nad Bagan- fot. Monika Sołtys 
Kolacja z księgowymi 







This comment has been removed by the author.
ReplyDeleteHej! Dzięki za wpis. Spadł mi jak z nieba. Za miesiąc będziemy w Birmie.
ReplyDeleteMogłabyś mi proszę napisać w którym miejscu (mniej więcej) na drodze z dworca do hotelu w Nyaung-U znajduje się ta nieszczęsna budka? W wikitravel piszą tak oto:
"Okt. 2015 At main road (airport road) is not posible to avoid the tax station even by foot, they stop everybody. You CAN avoid if you go by NOT the main road to city (1-2h by walking). From the bus station take right (not left, to the airport, main road). After 3km you will arrive to a junction to road to Pakkoku, then turn left, and another 3km to the city. The tax statiun on this road at okt.2015 was abandoned."
ale jakoś Tobie udało się ją ominąć idąc główną drogą (chyba, że właśnie nie szedłeś główną a tą o której oni piszą).
I jeszcze jedno pytanie - gdzie najbliżej hotelu w którym nocowaliście można wypożyczyć rower/motorower?
Hej ja po prostu wyszlam z dworca, skrecilam w prawo i główną drogą doszlam do miasta. Budka byla po prawej stronie jakieś pół godz marszu od stacji...Bylo ciemno i staly tam taksowki a w srodku byli juz turysci- może dlatego nas nie zauważyli :) albo wystarczy isc po lewej stronie jezdni- ona jest szeroka, oddzielona pasem zieleni, nie powinni zauważyć.
DeleteRower/skuter byl do wypożyczenia w hotelu. Naprzeciwko też. Warto przejść sie ulicą, co chwilę są wypożyczalnie, i znaleźć lepszą ofertę (byl skuter za 5000 kyat).
Pozdrawiam i życzę niezapomnianych wakacji! Birma jest super!
Serdecznie dziękuję za błyskawiczną odpowiedź!
ReplyDeleteTo korzystając z Twojej uprzejmości zadam jeszcze jedno pytanie. Czy na dworcu nie rzuciła Ci się w oczy jakaś przechowalnia bagażu? I tak będziemy tam wracać, więc fajnie byłoby zostawić plecaki.
ReplyDeleteNiestety nie rozgladalam sie za przechowalnia... wiec nie wiem. Ale może przechowaja Wam w jakiejś knajpce?
Deleteno trzeba będzie się rozglądać... A Tobie nie ciążył plecak podczas tego 7-kilomterowego marszu do miasteczka?
DeleteTo bylo az 7 km?? Nawet nie zauważyłam :) musialam sie nagadac z moim kolegą. .droga szybko zleciala... :)
ReplyDelete